O SMAROWANIU CHLEBA MASŁEM

Jest koniec swiata… Znowu!
Normalnie z nieba leci takie cóś, co naprawde, naprawde nawet największy śniegowy filatelista nie powie, że jest ŁADNE lub do czegoś przydatne, oprócz tzw. sępów drogowych. Szczególnie z uwagi na permanentne w tym sezonie ZASKOCZENIE służb drogowych tą cała sytuacją.

N. zajrzał w piątek na mojego bloga i kategorycznie zażyczył sobie sprostowania.
Chodzi mianowicie o to, że on robi zakupy SPOŻYWCZE.
Przemysłowo – chemiczne robimy we dwóch (za wyjątkiem: much, woblerów, żyłek, błystek i broni palnej).

W zamian za zakupy spożywcze, ja mu pozniej przy sniadaniu smaruje chleb masłem.

I nie ma siły – musze, po prostu musze poruszyc temat smarowania chleba masłem, bo od dłuższego czasu mnie on przesladuje.

Wstęp: wszyscy wiemy, jak wygląda kromka chleba, odkrojona od tradycyjnego bochenka w kształcie bochenka lub okrągłego (chleb tostowy i chleb z tzw. foremki nie biora udziału w rozważaniach). Otóż, kromka taka ma przekrój trapezu. Można ja położyc na większej postawie – jak piramidę – lub na mniejszej – jak statek.

I uwaga: Ja zawsze smaruję masłem piramidę.
A on – statek.

Uważam, ze moje podejście jest logiczne, bo a) kromka zachowuje się stabilnie, b) gdyby Egipcjanie uważali, że STATEK jest figurą doskonała, to by chowali faraonów na statkach, co nie miało miejsca, a nawet wprost przeciwnie.

Co w ogole nie trafia do N., który każe mi smarowac masłem statki.

Kto ma racje, droga redakcjo?

Wyjściem z sytuacji jest oczywiście bułeczka. No chyba, że się trafi na zwyrodnialca, który lubi smarowac przekrojoną bułeczke od strony skórki. Na takich powinny być odpowiednie paragrafy i wyjątkowo wilgotne cele więzienne.

RAPORT O EMU ORAZ MALY SKANDALIK W PRACOWEJ SZKLANCE WODY

Posłusznie melduję, ze jeśli chodzi o buty na zimę, to EMU rządzą.
Cieplutkie, leciutkie.
Fakt, troche sliskie.
Nie odbarwiaja się od wody (brodziłam w nich w ZASPACH PO PAS i nic mi się nie nasypalo do srodka, nie przemiękły i ladnie wyschły).

Haniuta chce być pochowana w moim skórzanym fotelu, a ja – w fotelu i dodatkowo w butach EMU. Proszę mi tego przypilnowac (fotele na szczescie są dwa, tak, że spoko).

Natomiast mam bardzo wesoło w pracy dzis.

Szlam do sklepu po redbulla, wiec się pytam, czy komus przy okazji cos.
No i jedna laska mowi, żeby kupic jej pomidora. Czy tam ogorka. I czy mi dac pieniadze.
Na co ja, że nie, bo i tak musze rozmienic, poza tym nie wiem po ile chodzi pomidor, bo nie jestem na bieżąco.

Ona na mnie tak z ciekawością, wiec mowie (prawde zreszta):
– No ja nie wiem bo wiesz, u nas cale zakupy robi mąż.

W tym momencie laska już ma oczy jak spodki, a ja brne dalej:
– No tak no, bo wiesz, ja nie lubie w sobote rano wstawac, a jego nosi, wiec ten. Idzie i robi zakupy.

POWIADAM PANSTWU.
Teraz, kiedy ide korytarzem, wszyscy usuwaja mi się z drogi i szepcza pod sciana. Nie wiem, czy podziwiaja mnie, czy współczują mojemu mezowi, czy wroza nam rychly rozwód. Faktem jest, że niezle narobiłam szumu swoim spontanicznym wyznaniem z okazji pomidora.

Generalnie jest smiesznie.

A druga kolezanka powiedziala, ze to BARDZO SLUSZNE PODEJSCIE, bo jak kobieta nosi zakupy, to jej się od noszenia torby wyrabia tylko jeden miesien, z wierzchu, a ten pod spodem ramienia – nie, i w związku z tym wisi i ma się tzw. pelikana (znanego także jako „skrzydełko”).

I ja jej wierzę, bo to bardzo bystra dziewczyna jest.

O ŚNIEGU

Oczywiście, że śnieg jest ŁADNY. A nawet SLICZNY.
Taki na przykład wirus Ebola w powiększeniu też jest śliczny. Prześliczny!

Jeśli zachwyca się śniegiem ktoś, kto musiał wstać godzine wczesniej, choć i tak wstaje o nieludzkiej porze, aby odśnieżyć chodnik (przez noc napadało pół metra prześlicznego, białego, puszyściutkiego śniegu) przed domem (bo jeśli jest nieodśnieżony, miasto wlepia mandat – nie rzutuje, że śnieg pada w ciągu dnia, kiedy człowiek jest w pracy). Jeśli nadal zachwyca się śniegiem, kiedy musiał po odśnieżeniu chodnika i wjazdu odśnieżyć samochód. Jeśli nieustająco się zachwyca uroda białego puchu, kiedy musi dojechać do pracy nieodsnieżona drogą, majac go do pół koła – liczba mijanych pługów na odcinku 50 km wyniosła jeden (1), w dodatku jakis taki mało przekonywujący – i mijając powpadane do rowów ciężarówki… To ja chyle czoła.

Ja się nie jestem w stanie zachwycac śniegiem.

Śnieg jest mokry, zimny, śliski, obrzydliwy i szkudny.
CHOĆ OBIEKTYWNIE RZECZ BIORĄC BARDZO PIĘKNY.
Każdy płatek inny! Wyobrazacie sobie?????

(Czytałam fajny artykuł, że niby na jakiej zasadzie uznaje się, że każdy płatek śniegu jest inny, jako dowód podając, ze nikt nie znalazł dwóch takich samych).

Nieeee, ja nienawidze śniegu niezależnie od jego urody.
Andżeliny Dżoli też nie pokocham, nie czarujmy się, choć obiektywnie rzecz biorąc brzydka nie jest.

Może to jakas CHEMIA.
NIE POLUBIMY SIĘ ze śniegiem i Andzeliną. I trudno.

I KOMU TO POTRZEBNE?

A tak było pięknie!
TO NIE.
Msze zamawiali w intencji.

NO TO SPADŁO białe gówno, żeby go jasna cholera.

Czy gierkówka (swoja drogą, jak obstawiacie – kiedy urodzi się polityk polski, imieniem którego będzie można nazwać drogę, która zbuduje? Zdąży w tym stuleciu?) była odśnieżona?
Ależ.
KTO BY SIĘ SPODZIEWAŁ ŚNIEGU na koniec stycznia!
Na pewno nie służby drogowe.
(Które chyba zostały oddelegowane do analizy pakietu ustaw samorządowych w celu odpowiedzi na pytanie „JAK BY TU ROZPIERDOLIĆ JESZCZE I WYNIKI WYBORÓW SAMORZĄDOWYCH” i nie mają czasu solić i odśnieżać).

Operacja KREDENS jeszcze chwile potrwa, tak, że proszę o cierpliwość, jeśli chodzi o zdjęcia Szczypawki na tle. Zresztą nie wiem, jak zrobić Szczypawce zdjęcie, bo ona się poruszą z szybkością światła i stanowi rozmazany kształt. Do zdjęcia trzeba będzie ja związać, albo nafaszerować narkotykami, albo nie wiem. Przykleic do podłoża może. Chyba łatwiej zrobić zdjęcia UFO, niż Szczypawce.

A w „Trójce” dzis rano dziennikarz Cezary Michalski określił ś.p.Ryszarda Kapuścińskiego mianem „oficjalnego pisarza PRL-u”… Zaczynam czuc zmęczenie tą sytuacją. W której o losach narodu decydują ludzie brzydcy, mało bystrzy i nieinteligentni. I nie przekonuje mnie argument, że takich jest większośc. Tym bardziej nie powinni decydować o losach tej mniejszości, która jest od nich ładniejsza i fajniejsza.

Skończyła mi się kawa rozpuszczalna, a przecież W TAKĄ POGODE NIE PÓJDĘ DO SKLEPU!!!!!!!

TEMAT MAŁO NOŚNY POLITCZNIE

Jedziemy dzis po kredens.
Już nie ma odwrotu.
Ale numer. Będę miała kredens.

Ale nie o tym chciałam.

A chciałam o ludziach, którzy wyrzucają śmieci do lasu. Chodzi mi o to, co tacy ludzie sobie myślą (abstrahując od faktu, ze nie mysla w ogóle).

Ja takich ludzi na maksa nie rozumiem. Nie kumam, jaką wymierna korzyść materialną można osiągnąć, wyrzucając śmieci do lasu. Bo to niemożliwe, żeby chodzilo tylko o zaoszczędzenie tych kurna 20 złotych, bo tyle kosztuje wywiezienie dużego pojemnika na śmieci.

W głowie kolesia, który wywozi śmieci do lasu, musi siedzieć PIERWOTNE ZŁO W CZYSTEJ POSTACI. Akt pozostawienia smieci w lesie jest jak ZAWŁASZCZENIE TERYTORIUM PRZEZ KSIĘCIA CIEMNOŚCI – aaaaaahahahah tu był piekny pachnący las po którym chodzili ludzie… AAAHAHAHAHA JUŻ NIE BĘDĄ – ZNISZCZYŁEM IM TO, niech na świecie zapanuje plugastwo i kurza ospa A W ŚRODKU JA! HEJ!

Powinno się takiego gostka wytarzać mordą w tych śmieciach.

Także samo kulturalne małżeństwo z małym dzieckiem, zostawiające na plaży skórki arbuza. Też ryj w skórki. I dziecko też. Niech nabywa właściwych odruchów.

Zdarza mi się mieć w domu bajzel na dziesięć fajerek – nieposkładane pranie, sterty papierzysk, stół zawalony różnymi przedmiotami – ale NIE WYOBRAZAM SOBIE publicznej demonstracji zawartości mojego kosza na śmieci (nie, żebym tam miewała niemowlęta w reklamówkach, ale jakos mi hadko). A ludzie proszę. W ogóle ten rodzaj refleksji jest im obcy. Niech sobie cały las patrzy i przejeżdżający kierowcy tez. A co. Niektórzy to tacy kulturalni i z dobrego domu, że nawet w worku plastikowym zostawią – znaj, chamie, pana.

Nie wiem, dlaczego mi się tak robi. Może dlatego, ze robie sobie ostatnio powtórkę ze Strugackich.

Wyobrażacie sobie Strugackiego, jak wynosi śmieci do lasu?…
Ja jakos nie potrafię.

ROZPĘKAŁAM BONDA

Oglądam z N. te Bondy.
Ja wole te stare, a on te bardziej nowe. Ze nie wspomne o tym, ze ja bym mogla na okrągło te z Szonem, a on niekoniecznie. Jakos woli. np. Rogera Moore (bardzo przyjemny chłopak o aparycji sklepowego manekina).

Po jakichs sześciu Bondach wiem o filmach z Bondem wszystko.

Każdy film z Bondem zaczyna się zadyma przedczołówkową. Zadyma przedczołówkowa stanowi wprowadzenie do głównej akcji Bonda i obligatoryjnie kończy się co najmniej jednym trupem.

Nastepnie jest czołówka z firmową piosenka Bonda. Co jak co, piosenki maja Bondy znakomite, to im trzeba przyznać. Czołówka jest przeraźliwie seksistowska i za każdym razem skupia się na żeńskich elementach anatomii w róznym przybliżeniu.

Po czołówce następuje zawiązanie akcji w biurze Bonda. Zwierzchnicy Bonda wystawiają mu delegację służbową, a Bond żartuje z Miss Moneypenny.

Nastepnie zapoznaje piekna kobietę.
I ta kobieta jest MEGA ZŁA SUKĄ.
I ja to wiem już po 5 filmach.
Ze TA PIERWSZA LASKA JEST ZŁA i zdradzi Bonda. Dopiero ta druga jest DOBRA. A Bond, ta jałopa, sirota, NADAL TEGO NIE WIE, po 20 zgoła odcinkach.
A później płacz, zgrzytanie zebów i wydobywanie się z opresji.
I po co?…
Zamiast sobie te pierwsza odpuścić?…
I to ma być super agent.

Nastepnie jest poznanie DRUGIEJ pieknej kobiety, tym razem dobrej, i pościg.
Matko, jakie te pościgi sa nudne.
Na scenach pościgu spokojnie można naszykować kolacje, zjeść ją, pozmywać, odpisac na zaległa korespondencję mailową i zrobić manicure. Ziew.

I dochodzimy do ostatniego etapu, czyli Totalnej Rozpierduwy Końcowej.
Owszem – Bond uratuje ludzkośc jako taką, ale rozpiździawa na koniec być musi. Kilkaset trupów i dymiące zgliszcza, najlepiej jakiegoś supertajnego obiektu wojskowego. Na dymiących zgliszczach – James Bond z nienagannym przedziałkiem i piekna DOBRĄ kobietą u boku (a ta zła przygnieciona gruzem – GIŃ SUKO GIŃ).

Z jednej strony to fajnie rozgryźć jakis system, z drugiej – żaden Bond już mnie niczym nie zaskoczy, więc troche mi przykro.

CHOCIAŻ… Miałam moment osunięcia wewnętrznego, kiedy w jednym z Bondów wparowała postawna blondyna w bryczesach i mówi do Dżejmsa „Cześć – jestem PUSSY GALORE”.
W dodatku – grała ZIMNĄ I NIEPRZYSTĘPNA.

HALO?…

W ogóle miałam napisać cos mądrego, takiego natchnionego i głębokiego, po czym przyszłam do pracy i wszystko mi wyleciało ze łba.
O.
I tak to ze mna jest w poniedziałek.

KONIEC ŚWIATA I PUDZIAN

Moim zdaniem, to koniec świata. Doszłam do tego wniosku, kiedy to jadąc dziś do pracy mijaliśmy kaszualnie leżacy na skrzyżowaniu DACH. Czyjś dach. Nawet całkiem elegancki.

Buddyjski mnich się budzi po 75 latach od śmierci, Sławek Skrzypek został prezesem NBP – nie wiem jak państwo, ale ja biore składane krzesełko, książeczkę do nabożeństwa i siadam w jakims dobrym punkcie obserwacyjnym żeby mieć ładny widok na Sąd Ostateczny.

Ewentualnie zostaje opcja jak w „Ostatnim brzegu”: wszyscy się kładą do łózek, niemowlętom się robi zastrzyk z cyjanku, a dorośli łykają tabletkę.

A co u Pudziana?…
Śpiewa. Nagrał z bratem już dwie piosenki. Pisze teksty, bo jest wrażliwy.
Uwielbiam go.

NO PRZECIEŻ DO JASNEJ CHOLERY

Dzień zaczął mi się od wypadnięcia jajka z kanapki z jajkiem i upierdzielenia spodni.
Zaraz za chwilę cóś się wzięlo i utopiło w kawie.
Po czym rozdzwonił się telefon, ze na ten tychmiast mam się stawic u prezesa (rezydującego w zgoła innym budynku).

Nastepnie kupiłam sobie soczek z truskawek.
Firmy Jupi.
Białe pudełko (pamiętam dyskusje na marketingu jak robiłam projekt promocji jakiegos produktu, napisałam „białe opakowanie” i głupia cipa kazala mi poprawic bo „nie robi się białych opakowan żywności”), narysowane truskawki.

Po czym w pracy zasiadam ze szklanką i co widze na boku pudełka? „NAPÓJ WIELOOWOCOWY – wyprodukowano z przecieru truskawkowego, soku jabłkowego i soku z czarnej porzeczki”.

O WY SKUNKSY NIEMYTE!

No owszem, pachnie truskawką, ale jest przesłodzony i niedobry.

Czuję się jako konsument wpuszczona w maliny (a chciałam w truskawki!) i nabita w butelkę. Generalnie skandal. Prezes firmy Jupi ma u mnie SIEDZENIE NA KARNYM JEŻYKU przez tyle minut, ile ma lat (a następnie ma mnie przytulic i powiedziec „przepraszam, kocham cię” i zapomnimy o tym niesmacznym incydencie).

Zadnych więcej eksperymentów kulinarnych dzisiaj, bo to najwyraźniej NIE JEST TEN DZIEN. Zatem stara, dobra, tłusta kura z KFC i redbull. I jakos to będzie.

CZLOWIEK CZLOWIEKOWI FORUM

Normalnie jem sobie gorzką Wedla i pracuje (a jem bez wyrzutów sumienia, bo mi Hanka wyslala dzis rano CELLULITIS GWIAZD – dzieło bardzo podnoszące na duchu, bardzo – chyba normalnie na tej fali zalicze dzis kanapke alpejską w McDonaldzie, bo jezcze nie degustowałam). Tu skubnę, tam dziubnę, na forum wdepnę…

Albowiem siły nadprzyrodzone odblokowały mi forum na gazeta pl! Nie, żebym sobie nie radzila bez forum – owszem, znalazłam mnóstwo alternatywnych rozrywek (nie ze mna te numery z blokowaniem adresów, Bruner), ale co forum, to forum.

I o, proszę bardzo, wchodze – „NIE PIJE, NIE BIJE A JEDNAK ROZSTANIE” – i od razu lepiej. Albo „Mam romans w pracy i wiem, że zle robię” a zaraz obok „POMOZCIE!!! Imię dla chomika”. No jak tu nie chodzic na forum. Albo „Mój mąż wraca do domu i od progu krzyczy, że mu śmierdzi”.

Co poza tym.
Szczypawka zatłukła pająka.

Normalnie mordą go potraktowała, nastepnie wypluła i dobiła łapą.

A mój przezdolny ojciec popsuł pendrajwa.
NO JAK MOŻNA popsuć pendrajwa?
Mowi ze nie wpadł mu do garnka z zupa ani do kibla. A jest dead trup. Naprawde, naprawde jak w tym kawale o kolesiu w celi, który dostal dwie kulki, i jedną zepsuł, a druga zgubił, kurna. Jak male dziecko.

Muszę isc do fryzjera, bo znowu wyglądam jak ten z Rodziny Adamsów, co miał tylko włosy… A WLASNIE!

Na kozaczek.pl (zastępstwo za pudelka, którego mi zablokowali, aaahahahah NAIWNIAKI) napisali, ze Wiktoria Bekhamowa ma SZTUCZNE KŁAKI, bo wlasne jej wypadły, bo się za bardzo odchudzała.

Ach! Hania mi wlasnie podesłała CENTRUM UZALANIA SIĘ NAD SOBĄ – „Nie mam po co zyc”, „Lekarze to skurwiele”… Panstwo wybaczą – MUSZE PĘDZIĆ!

INTRODUCING SZCZYPAWKA

Melduje posłusznie, ze od soboty mamy na pokladzie Szczypawkę.

Szczypawka jest przepiekna jamniczka szorstkowlosa, która urodzila się z wadą zgryzu (Mloda Zebra twierdzi, ze to samo miał Freddie Mercury), w związku z czym nie nadaje się do hodowli.

Ale głupi ci hodowcy.

Szczypawka jest przepiękna. I bardzo maleńka.
(I strasznie żarta. Miskę jedzenia połyka na jednym wdechu.)

Cała sobote byliśmy w podróży, bo Szczypawkę trzeba było przywieźć z Borów Tucholskich. Praktycznie spod Rekowa, co uznałam za ZNAK i PALEC BOŻY.

Była bardzo dzielna, tylko raz się porzygała (ale to jak N. pojechał do tyłu, bo WYDAWAŁO MU SIĘ ZE W KRZAKACH ZAPLĄTAŁ SIĘ ORZEŁ i cofał, żeby go uwolnić; uhm, orzeł. Się zaplątał). Chociaż na początku, kiedy zorientowała się, że została z nami sama w samochodzie, strasznie płakała. Tak żałosnie i rozdzierająco, że serce się rozsypywało na kawałeczki.

Po jakiejs godzinie usnęła i spała do końca podróży.

Na razie oswajamy się nawzajem.

N. twierdzi, że powinniśmy w przyszłości ożenic Szczypawke z Kopidołkiem.

Strasznie mnie dzis bola plecy, bo starałam się siedzieć bez ruchu 4 godziny. Śpiący na kolanach jamnik to ogromna odpowiedzialność.

I w ogole dziekuje koleżance Angoul, która mi Szczypawke zwiastowała w komentarzach.
I lece do pracy, bo dzis mam urwanie głowy. Stay tuned.