Jedną z książek, które dostałam na Gwiazdkę, jest “Słodkie życie” Ewy Marii Morelle. Mikołaj się postarał, bo książka wyszła ładnych parę lat temu i nakład jest od dawna wyczerpany, no ale widocznie miał jakieś kanały. Uwielbiam wszystko, co dotyczy 50-60 lat zeszłego stulecia (Jezus, Maria, jak to brzmi!), a pani Ewa jak najbardziej w życiu śmietanki towarzyskiej uczestniczyła. Intensywnie. Toteż byłam dość ciekawa.
Polecam wszystkim, którym wydaje się, że celebrytyzm zaczął się dopiero teraz. Panna, oprócz urody i tupetu, nie ma zbyt wiele do zaoferowania, a jednak to wystarcza i całkiem nieźle jej się na tym jedzie. Różnica jest taka, że wtedy można było się dzięki takiemu kapitałowi obracać w SPATIF-ie w towarzystwie na przykład Polańskiego, teraz raczej są to tak zwane gwiazdy Polsatu na otwarciu sklepu z rajstopami.
Pani Ewa (dla niewtajemniczonych: pierwsza żona Wojtka Frykowskiego, czyli babcia aktualnej Frytki) co prawda posługuje się niby – pseudonimami, ale nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby wiedzieć, że Napoleon to Polański, a Łysa Aktorka (której Morelle nienawidzi szczerze, bo tamta jest gwiazdą ekranu, mimo “bardzo przeciętnej urody”) to Czyżewska. Styl ma dość osobliwy: “Lekarka zapałała do mnie chorobliwą nienawiścią. Stałam tyłem do baru, rozmawiając z moim eks-Mężem. Ona pukała mnie po gołych plecach palcem zakończonym długim pazurem, głośno przy tym komentując, co o mnie myśli. Na razie grzecznie ją ostrzegłam, że jak jeszcze raz mnie podziobie paluchem, to dostanie w michę”. Oczywiście, niesamowita uroda pani Morelle pozwalała jej załatwić wszystko u wszystkich, oczywiście chodziła goła po pokoju, a z naprzeciwka podglądał ją Cyrankiewicz… i tak dalej. Chociaż nie można powiedzieć, żeby całkiem nie miała do siebie dystansu, jak np. odwiedza ją i koleżankę w hotelu w Monachium znajomy z Warszawy i mówi: “Wpuścił mnie w maliny. Powiedział ‘Zajrzyj na górę, do mojego pokoju. Zobaczysz tam fajne dziewczyny’. A tu zamiast dziewczyn widzę dwie stare kurwy”.
Nie sposób jej jednak odmówić urody i jeszcze jednego talentu – w książce jest reprodukcja pięknego, przepięknego portretu Twiggy jej autorstwa.
A na koniec roku polecam całkiem totalny hit – mianowicie Egzorcyzmy Salcesonem. Czy to ten sam intelektualista, który wyklął kucyki Pony, czy kolejny się objawił?…