RZUCAM GRANAT

Żeby się wam nie nudziło przez te dwa tygodnie.

Ogłaszam konkurs na najgłupszy wątek z forum. Najlepiej, żeby był śmieszny, bo smutna głupota jest przygnębiająca.

Może być ciążowy, choć to by było pójście na łatwiznę; na forach ciążowych głupota pt. „Co zaszkodzi dzidzi” (odp. – wszystko; od tipsów poprzez szampon z rzepą, farbujące spodnie, a nawet herbata przed snem, jakim cudem ta ludzkość jeszcze nie wyginęła) pleni się jak rdest.

Lamblie wychodzące z pleców w wannie się nie liczą. Urban legends („Pan młody podrzucił na weselu pannę młodą tak, że wiatrak uciął jej głowę, moja ciotka tam była i to widziała!!!!!”) też nie.

Może być jakaś spektakularna jatka (pamiętam wojnę pod postem „Czy podawać żeberka z kaszą czy z makaronem”), ale raczej nie w stylu „Zapraszać na wesele z dzieckiem czy bez” albo „Karmienie piersią w miejscu publicznym” bo to nuda.

Rozstrzygnięcie po 9 października, a pańcia jedzie nasiąkać winem i wulkanicznym wiatrem.

Całuję w pępuszki!…

O… ZAPOMNIALAM O CZYM

Jest co czytać! Dziennik Mrożka. Właśnie się ukazał. Czytałam fragmenty w „Przekroju” – rewelacja. Wywiad też.

Wczoraj…

Musze się napić wody i policzyć od 10 w dół.

Wczoraj był jakiś SĄDNY DZIEŃ. Awantura na awanturze. Ludzie zaczynali wrzeszczeć jeszcze zanim rozmówca odebrał telefon. Dogadać się nie szło, wszystkim leciała piana z pysków, w 10-stronicowych mailach pierwsze 9 stron to epitety. Na koniec zadzwonił Urząd Skarbowy, że się rąbnęliśmy w tytule przelewów i teraz trzeba się przed nimi wić.

Do czternastej urosły mi długie, ostre zęby i szpony. O piętnastej nie wiedziałam jak się nazywam – wiedziałam tylko, że w bagażniku za mną znajduje się wielka drewniana balia. Łeb mnie rozbolał na cały wieczór.

No żesz kurweczka maciorka!… CO JEST? Plamy na słońcu? Jakieś wybuchowe opary się ulotniły z fabryki granatów?… O CO CHODZI?

– Jak to – o co chodzi. PEŁNIA DZISIAJ! – uświadomiła mnie Ewka.

No jasne. O ja głupia nimfomanka!

Idzie strasznie długa i ostra zima, jeśli wróżyć z figury Szczypawki. Straszliwie się spasła. Jest grubsza ode mnie (relatywnie). Chociaż Zebra każe poszukać korelacji nie tyle z prognozami meteo, co z zawartością lodówki mojego ojca.

Nic, tylko się rzucic z mostu… Iiiiiiiiiiiii!… Jest nowy House!!!!!

Przepraszam państwa na kfilkę.

 

O WAKACJACH PRZESUWANYCH

1. Zapamiętać, a najlepiej zapisać w kajeciku: wąska spódnica + terenowy samochód = jak u Sienkiewicza: „Niepolitycznie pannie na drabinie siedzieć, bo ucieszny może dać światu prospekt”. Tak właśnie było, plus – trudno mówić o wsiadaniu z wdziękiem, jeśli robi się to ruchem robaczkowym.

2. Aż sprawdziłam, czy nie mam dwóch rzędów zębów. Ale nie mam. A szkoda.

3. Wchodząc dzis rano do sklepu po kefir powiedziałam „do widzenia”.

4. N. wrócił z Madrytu, powiedział, że Ronaldo to pipa oraz że nie jednak nie możemy jechać na wakacje 9 października (wczasy ofkors kupione). Dostałam spazmów i postanowiłam zabić nożem siebie, a później męża, a być może nawet pojechać do Egiptu, do Boba z hotelu Roma. No w każdym razie było grubo. Dymiło mi się z uszu. W tak zwanym międzyczasie mój operatywny, inteligentny, przedsiębiorczy i nie tracący czasu na głupoty mąż przebukował rezerwację, podczas gdy ja zastanawiałam się nad wskoczeniem do studni. I wyjeżdżamy w sobotę.

5. Miałam bardzo dobry biznesplan dochodzenia do koloru zbliżonego do człowieka przy pomocy samoopalacza Guerlain (odwołuję niniejszym nazywanie go najdroższa wazelina świata – działa, tylko powolutku), gdyż kolorem i fakturą przypominam kurczaki ze stoiska mięsnego. Teraz oczywiście nie zdążę, więc ludność kanaryjską z góry przepraszam za moje biało – lawendowe łydki.

6. Schudnąć tez nie zdążę.

7. Ale miło, że ta przygoda nie zakończyła się moim lekko przyspieszonym wdowieństwem, w dodatku spędzanym za kratkami. Prawda?

O PAJAKU I KLEJNOTKACH

 
Grzyby jak grzyby, ale pająki w tym roku to już naprawdę! Wczorajszy – w samochodzie, na wprost mojego  nosa – był wielkości tyłka Szczypawki i tak samo szary i kudłaty.

Biedny N. musiał zablokować ruch na podmiejskiej szosie dojazdowej, owinąć skurwiela w serwetkę, wypuścić na trawę, następnie dogonić oszalałą strzygę (mnie) popyląjącą poboczem i drącą ryja i upchnąć z powrotem w samochodzie. Nie sądziłam, że jeszcze potrafię się TAK drzeć. Gardło mnie dzis boli potwornie.

To nie jest pora roku dla arachnofobów.

W prezencie dostałam prześliczne zakładki do książek stąd. I wiaderko skrzydełek z KFC – niedobrze mi. Ile lat trzeba skończyć, żeby ZMĄDRZEĆ?… Obawiam się, ze w moim przypadku 540.

A może by tak wstąpić do kościoła scjentologicznego?… Wiem, gdzie mają siedzibę w Madrycie. Świetne miejsce. Jeździłabym raz na miesiąc na nabożeństwo, a przy okazji – na wino i tapas. I wyprzedaże w Cortefielu. No i zawsze to bliżej, niż Uganda, i bez pasożytów i amebozy. Co?…

Czy Uganda?…

ANI SLOWA O ZBLIZAJACEJ SIE KATASTROFIE


Wybieram się do Ugandy.

Wczoraj u Hanki (dostałam prezent – wibrator! Na razie tylko do masażu głowy, ale zawsze to krok naprzód w tej kwestii) zahaczyłyśmy okiem o program o Ugandzie. Okazuje się, że w Ugandzie kobieta im grubsza, tym piękniejsza. Mało tego! Przed ślubem kobietę zamyka się w specjalnym odosobnionym miejscu, zwanym CHATĄ TUCZENIA. I tam przyszła panna młoda spędza kilka miesięcy, siedząc na podłodze i tyjąc. Wychodzi z chaty tylko za przeproszeniem pod drzewko, a tak – siedzi, matka z ciotką ją pilnują, a ona ma za zadanie wchłaniać i przybierać na wadze.

To jest tak mega kusząca perspektywa, że prawie jestem spakowana.

Minusem tej imprezy jest to, że tuczą ja mlekiem. Świeżo wydojonym. Pije tego mleka kilkadziesiąt litrów dziennie. No tego bym nie przeżyła, ja nie mogę przebywać z mlekiem w jednym pomieszczeniu. Ta panna młoda którą pokazali w dwa miesiące przytyła 36 kilogramów. Pff! Ja bym ten wynik podwoiła. Spokojnie. Na luzie (tylko nie na mleku).

(Podczas ceremonii zaślubin pan młody czytał własnoręcznie napisany poemat na cześc swej wybranki. Niepokojąco często pojawiało się w nim porównanie przyszłej małżonki do krowy. Wielu krów, w zasadzie).

Mam plan B i czuję się z nim trochę bezpieczniej. Jakby co – zawsze zostaje Uganda.

Wszyscy szaleją z grzybami, więc i my zamarynowaliśmy wielki słój borowików. N. oszalał na jego punkcie, szepcze do niego czułe słówka, całuje i głaszcze. Chyba nawet moja głowa w tym słoju by go tak nie ucieszyła.

Obejrzeliśmy natomiast „Niezniszczalnych”.

Powiedzieć, że ten film jest zły, to tak, jakby powiedzieć o Saharze, że jest raczej piaszczysta i ciepła. Po pięciu minutach miałam ochotę wydrapać zębami na stole napis „RATUNKU! POMOCY!”, podczas gdy N. – oczywiście cały zachwycony – zakazał mi się odzywać, tak go wciągnęła akcja. Nie wiem, czy w ogóle akcja ma jakieś znaczenie, bo chodzi o strzelaninę, rozpierduchę, mnóstwo trupów i licytację, który z panów emerytów wielkich aktorów (obwisłych i z brzuchami) okaże się najtwardszym twardzielem. Dialogi są takie, że trąbka Eustachiusza wywinęła mi się na lewą stronę.

O KEJ – można przyjąć, że to taka konwencja, karykatura filmu akcji, a bohaterowie są jednocześnie swoimi własnymi karykaturami. Ale i tak przez pierwszych kilka minut może eksplodować mózg z nadmiaru środków wyrazu, jakimi to dzieło epatuje. Zaprawdę.

Jason Statham chyba złożył ślubowanie, że do końca życia nie zagra w żadnym dobrym filmie, no trudno. I bardzo podobał mi się zastrzelony, a następnie zszyty z powrotem do kupy Dolph Lungren, a zwłaszcza jego zęby. To znaczy, te zęby zasadniczo NIE SĄ jego i to trochę za bardzo widać.

Naprawdę wspaniale kino familijne. Tylko trzeba się trochę znieczulić przed projekcją, bo na trzeźwo to jak operacja wyrostka na żywca.

A teraz ide wypić z gwinta największa butelkę wódki, jaką znajdę w domu.

PRZERWA NA CHOROBOWE


Chora jestem. Bolą mnie kosci i czuję się jak rozciągana (albo ściskana) sowa. Wczoraj umyłam głowę i musiałam później trzy godziny odpoczywać. Więc igrzyska chwilowo muszą poczekać.

Swoją drogą, połknęłam kilka tych tabletek ze stajni anty-grypa, bo strasznie mnie bolała głowa i wszystko. Otóż podobno młodzież (z gatunku „ach ta dzisiejsza”) się nimi faszeruje w celu narkotyzowania. Może ja mam jakiś zwichnięty metabolizm, ale nie rozumiem tego  kompletnie, bo po tym świństwie nie ma żadnego odlotu, wprost przeciwnie – mnie wpędzają w nastrój „SIX FEET UNDER” i kompletnie zwalają z nóg. Ale głowa nie boli. A aspiryna nie dała rady.

Zresztą młodzież zawsze była dziwna. Ja też byłam dziwna jako młodzież.

Kiedy będzie nowy odcinek House’a? Bo się stęsknilam.

 PS. Tim Roth w "Lie to me" – berdzo, bardzo. To takie niesprawiedliwe, ze faceci z wiekiem robią się coraz bardziej interesujący. No ale Hugh Laurie to on nie jest, żeby to było jasne.

O GRZYBACH? NO NIE TYLKO

 

Nie mogę myśleć od rana, bo mi zęby kłapią z zimna i czaszka mózgowa podskakuje.

 

(Zabrania się niniejszym używania słów zaczynających się na URO, jako to: urologia, uroczystość, uroda, urobilinogen, urodziny, urozmaicenie itp.)

 

Grzyby wyległy na trawnik. To już definitywny koniec lata, tak?… Chyba się rozpłaczę.

 

W piątkowe popołudnie wpada do salonu Wilhelm Tell w pełnym rynsztunku.

– Mamy w ogrodzie żmiję zygzakowatą!

 

Odlepiłam się od „Powiedz, gdzie cię boli”, otarłam łzy (ryczałam od 17 strony – klimakterium jak nic). Słaba jestem z geografii, ale wysunęłam odważny postulat, że nie jesteśmy w Bieszczadach, więc raczej obstawiam zaskrońca. Tym bardziej, jeśli ma żółte za uszkami.

 

I faktycznie, on ci to był, siedział w lawendzie i był malutki, jak dwie rosówki zszyte do kupy.

 

Histeryzują ci łucznicy.

 

A od męża dostanę na urodziny czterometrową dębową beczkę po wódce.

 

O DEPRESJI

Mam depresję przedurodzinową, spoko.

Na melodie "Nic mnie już w zyciu nie czeka, co najwyżej BOB z hotelu ROMA".

(Czytaliscie forum "Faceci z Egiptu"? Jest to cos niesamowitego. Z podobnie zapartym tchem oglądałam "Obcego". I odnajduję wiele analogii pomiędzy tym stworzeniem, które popylało sufitem i nie mozna było się z nim dogadac NIJAK, a treściami z tego forum. Niemniej – szalenie fascynujące).