Tralala… Jak by nie patrzec, ostatni dzien w pracy przed urlopem.
Od wyjazdu dzieli mnie tylko MEGA GIGANTYCZNA KUPA PAPIERÓW na biurku, które zaraz podziurkuje i poupycham po teczkach i segregatorach. No nie, zostawie kilka, pomażę je kolorowymi zakreślaczami i obkleję fluorescencyjnymi karteczkami (PILNE, ZROBIĆ, DO SPRAWDZENIA) – żeby było profesjonalnie.
Poza tym: nie wiem, gdzie jest paszport, nie wiem, gdzie jest pareo, złamałam ulubiony klips do wlosow i zgubilam szczotkę, nie mam nic spakowanego, w zasadzie chyba nie mamy zadnej duzej walizki na chodzie, nie mam czasu pomalowac paznokci na przepiękny, wakacyjny, zajebisty czerwony metalic, zakupiony w supermarkecie za cale 4,99 – czyli luz, normalka.
Tak, ze proszę mi się tu ZACHOWYWAC, nie draznic flaminga, czekac, tesknic, szlochac. Wracam b. opalona za 2 tygodnie.