Na wakacjach byliśmy. Wróciliśmy – już tradycyjnie – z katarem do pasa i bolącymi gardłami, ponieważ czasami ludzie przesadzają i to jest właśnie ten przypadek. Na Lanzarote temperatura dochodziła do 28 stopni, w słońcu 30, a w sklepach było na moje oko SIEDEMNAŚCIE, a w alejkach z chłodniami to nie wiem, czy nie dziesięć. No żaden organizm tego nie wytrzyma. Pewnie, mogliśmy nie łazić po sklepach, tylko siedzieć na plaży albo na kamieniach i napawać się krajobrazem (a jest czym), ale N. uwielbia buszować po supermercados, ja zresztą też, no i tak to się kończy. W kawiarniach niektórych też przesadzają z klimatyzacją. Powinien być jakiś bezpiecznik, żeby nie można było nastawić różnicy temperatur większej niż nie wiem, pięć stopni? Planeta by odetchnęła i moje gardło też.
Lanzarote oczywiście piękna, poprzednio byliśmy tam trzynaście lat temu i zmieniło się bardzo dużo, trochę na lepsze (drogi, przybyło dobrych knajp), trochę na gorsze (deweloperka bez umiaru w niektórych miejscach, przybyło beznadziejnych knajp, zdrożały bilety do miejscowych atrakcji, ale to akurat rozumiem). Tydzień z wulkanami i winnicami w pięknych krajobrazach, bardzo było miło (wina trochę za dużo, jak to zwykle w takich przypadkach bywa).
NATOMIAST.
Na lotniskach w obie strony wycierali mnie papierem na bramkach bezpieczeństwa. To się zaczyna robić BARDZO DZIWNE. Podobno bramki typują do takiej kontroli statystycznie, a raczej co któregoś pasażera, tak czytałam. Tylko dlaczego ciągle wypada NA MNIE? Pamiętam, że podczas poprzednich co najmniej dwóch wyjazdów szorowali mnie tym papierkiem co najmniej w jedną stronę. O co chodzi?
N. oczywiście uważa, że totalnie wyglądam na szefową międzynarodowego mega kartelu narkotykowego (no dobrze, ale szefowie rzadko pakują towar w małe torebeczki i raczej nie mają śladów na rękach). Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego statystyka się na mnie uparła, co to znaczy i jakie będzie miało konsekwencje w przyszłości. Jest to bardzo zagadkowe i na razie trochę mnie bawi, a trochę nie dowierzam, przewracam oczami i wyciągam łapy, żeby mnie pomacali tym papierkiem, no bo jakie mam wyjście? Ale martwię się, że za którymś razem dostanę ataku śmiechu albo załamania nerwowego i dopiero będzie bal na samym środku lotniska.
Nie wiem, co robić, drogie Bravo. Czy to klątwa, czy coś emituję?
Mangusta najpierw przywitała nas entuzjastycznie, a później obraziła się na mniej, jak jej umyłam tyłek. No – zdarza się.
I przeczytałam „Pełnię miłości” Sigrid Nunez i niniejszym zaraz zamawiam jej inne książki. Bardzo mi leży.
Patrzę po powrocie, co tu w kraju ciekawego – ano Patrycja Kazadi miała tete a tete ze szczurem. Masz ci los.
Ale za taką morderczą klimatyzację bym ukręcała łeb. To powinno być nielegalne.