Same ohydztwa w tym tygodniu: spadł śnieg i strułam się pasztetem z kurkami. No nic, styczeń to styczeń – zimno, chujnia, patatajnia, za każdym rogiem czai się jakieś paskudztwo. Trzeba zacisnąć zęby i jakoś się przeczołgać.
Jeśli chodzi o śnieg, to w naszym gospodarstwie domowym są dwa głosy na nie (mój i Szczypawki) i jeden bardziej entuzjastyczny – N. kupił dmuchawę elektryczną, bo spalinowe są zakazane, biega z nią i się spełnia. No cóż – dopóki nie każe mi po tym gównie SPACEROWAĆ, to niech sobie robi co chce – i tak dobrze, że nie morsuje.
O CO CHODZI z tym morsowaniem, niech mnie ktoś oświeci, błagam! Jeden kolega – wydawałoby się dość rozsądny, poukładany pod sufitem, nagle wczoraj oznajmia, że IDZIE SIĘ KĄPAĆ w zalewie i czy ktoś do niego dołączy. No nie, nie dołączę nawet stojąc na brzegu, w puchowej kurtce i emu, albowiem jest MINUS PIĘTNAŚCIE i w taką pogodę się siedzi w domu na kanapie, a nie lata z gołą dupą i wchodzi do wody! Ja nie wiem, czy to nie są powikłania po wirusie, jak mgła covidowa. No halo – NAGLE tabuny ludzi postanawiają wleźć do lodowatej wody – jeśli to nie są uszkodzenia mózgu, to co?…
Czyli jakoś trzeba przeczekać te mrozy, dobrze że tylko do środy – na szczęście są seriale i ciepłe flanelowe koszule (o właśnie! Jeden z pozytywnych trendów odzieżowych – mnóstwo ciepłych, mięciutkich, obszernych koszul w kratę, w dodatku na wyprzedażach – mniam). A z seriali – nie mam już siły do tych łajz z „Chłopaków z baraków”, to jest okropny serial dla człowieka z rozwiniętą empatią, po prostu straszny. Musiałam sobie wrzucić „30 Rock” dla odreagowania (N. nadal zachwycony, ale wiadomo, że faceci i empatia rzadko występują w jednym zestawie) (no chyba, że jako definicję empatii przyjmiemy zupę z Azji).
Pozdrawiam zupełnie niemorsowo, flanelowo w kratę i spod koca.
PS. MUSZĘ SCHUDNĄĆ! (Jego mać).