O ZNAKACH, PRZEZNACZENIU I – A JAKZE BY INACZEJ – O TRUPIE

 

W chińskim horoskopie jestem spod Woła.

No takie mam znaki. Spod Panny, spod Woła. Co zrobić.

Szanse na bycie fą fatal przekreślone w zasadzie w kołysce.

Pilna solidna uczciwa sumienna pracowita.

Cholera jasna psia krew.

 

I żeby chociaz ascendent w Księżniczce!

 

– Ascendent to ty masz w Jałówce! – stwierdziła moja siostra, z ascendentem w Żmii Rogatej z Grzechotką.

 

(Z tym „pracowita” to oczywiście nie popadajmy w nadmierną przesadę, bo to niezdrowe).

 

A dziś rano widziałam coś, co uznałam za desant bocianów na ulicach Stolicy.

Okazało się, że na ulice stolicy wyległy niewiasty w czerwonych kozaczkokaloszkach.

Jak by to było pięknie, gdyby łaczyły się w parki i biegały po dwie: jedna w czerwonych kozaczkach, druga w białych.

Ślicznie i patriotycznie, nieprawdaż.

 

(Moje biuro mieści się na parterze apartamentowca.

Nade mna znajduje się, jak sama nazwa wskazuje, apartament. Zamieszkany.

Własnie od kilkunastu minut mam z góry słuchowisko z odgłosami włóczenia, przesuwania, stekania, łomotów różnych i zgrzytania.

Myslicie, że ktos tam kogos zamordował i teraz włóczy trupa?…)


 

ZEPSUŁO MI SIĘ BIOMETEO CHYBA

 

Wstałam dzis rano w dośc paskudnym nastroju, usiadłam do komputera i PIERDUT!

Okazało się, że zaczęłam się bardzo dobrze zapowiadać.

NAGLE I NIESPODZIEWANIE.

 

Nie jest to w moim zyciu przypadek odosobniony.

Już się kiedys bardzo dobrze zapowiadałam.

Konkretnie w szkole podstawowej, kiedy to okazało się, że z polskiego mam piatki i bardzo ładnie gram na fortepianie.

Zamiast zostawić jak było, to przypierdolili mi skrzypce.

 

(Mój ojciec w dzieciństwie miał to samo – tez mu wrzepili skrzypce, z tym, że on rozwiązał problem dość radykalnie – mianowicie skrzypce porąbał).

 

Ja grałam, aż mi się znudziło, tupłam nogą i rzekłam – DOSYĆ!

Instrumenta poszły w kąt, a ja na dyskotekę.

I tak się skończyło moje dobre zapowiadanie.

 

TAK ŻE WIECIE.

Może nie ma co się przesadnie ekscytować!

Horoskop na dzis mam paskudny, czuje się jak lekko wyżęta ścierka, bo nie za dobrze spałam (N. w Paryżu, więc po całym domu duchy hasały, w dodatku na obcasach, strasznie tupały).

 

A wczoraj śniło mi się, że miałam romans z księgowym.

Do którego poszłam uzgodnić wysokość składki na ubezpieczenie zdrowotne.

Rozmawiał ze mną o poszczególnych pakietach i patrzył mi się w oczy NAMIĘTNIE.

 

Nie dośc, że w moim przypadku romans wchodzi w grę jedynie we snie, to jeszcze… KSIĘGOWY?…

 

To ja dziękuję. Wolę moje UFO.

STRACH MA SMOKY EYE

 

Jak ja się strasznie bałam cały dzień.

Ostatni raz tak się bałam przed egzaminem z fortepianu w 3 klasie. Albo przed szczepieniem.

 

Zebry kumpela machnęła mi TAKIE Oko Mocy, że w zasadzie powinnam od tej pory mieć wszystko w dupie i isc zdobywać swiat. Smoky Eye pomaga, bez niego w ogole bym nie weszła do kina.

 

A tak – weszłam. I PRZEPOTWORNIE się bałam.

 

– Boicie się?

– Ja okropnie! Od samego rana!

– A ja się nie bałam, ale teraz zaczynam.

– Chyba umrę.

– Dziewczyny chodźcie już! Wchodzimy!

– O Jezu.

 

– Dlaczego ta muzyka jest taka głośna. Nic nie słyszę. Śmieją się?…

– Cicho… Smieją się!!!!

– A ten przed nami jak się smieje! Kto to jest w ogole?

– Nie wiem. Może opłacony jakiś.

– Na pewno opłacony, dlatego tak rechocze.

 

– Zebra no i jak! Jak było? Weź, śmiałaś się chociaż raz?

– Uspokoj się, głupia jesteś, cały makijaż mi spłynął, tak wyłam.

 

Aaaaaa i słuchajcie!

MAMY WŁASNE FANKI!

(Nie licząc babć, mam i sióstr, bo one to niejako z automatu).

 

Własne, osobiste fanki, które nie czyhały za słupem na Borysa Szyca, jak wszyscy tam obecni, tylko przybiegły DO NAS!!!!!!!!!!!!

 

Czułam się od tej chwili jak Doda.

(Później, jak o 4 rano zmywałam to smoky eye, które ANI DRGNĘŁO przez całą noc, ani jeden pyłek nie odpadł ani się nie osypał, to też się czułam jak Doda. Ona też codziennie coś takiego musi zmywac, nie? Chyba, że ona ma to na stałe. W takim razie ja tez bym prosiła).

 

No nie wiem.

Dalej mam chomika w żołądku (metaforycznie, oczywiście. W rzeczywistości przebywa tam indyk po… jakiemuśtam, z woka, bardzo dobry, faceci nam wczoraj ugotowali w nagrodę), ale jakby mniejszego. Takiego baby chomika.

 

Nnno.

To idę powychowywac Szczypawkę na mordercę.

  

„CZYM WYCZYŚCIC BIAŁĄ SKAJĘ?”

 

To z nerwów. Dawno już nie wchodziłam na fora, jakos tak… PRACOWAŁAM?… HALO?… Ale własnie dzis potrzebowałam czegos na stres (A JAK WAM SIĘ NIE SPODOBA?…) i wlazłam.

 

I mam za swoje.

Pierwszy temat na Poradniku domowym: „CZYM WYCZYŚCIC BIAŁĄ SKAJĘ?”.

 

Może tabletkuma do protezów?…

 

Jak mnie wkurwia językowe niechlujstwo, to głowa mała. Kiedy widze, lub słysze, POMARAŃCZ i WINOGRON (po ile ten WINOGRON), to jak słowo daje, mam ochote autorowi wsadzic ww. owoc w dupę, głęboko, aż nauczy się poprawnej formy i będzie ją stosować (owoc w dupie nie ma służyć czczej krotochwili, a sprzyjać wydzielaniu się adrenaliny, która to wspomaga pamięć długotrwała, czyli w zasadzie przebywa tam w celach naukowych).

 

Albo zdrobnionka.

„Jakim kremikiem smarować dzieciaczkowi buzię?”.

„Ile pieniążków wydajecie na jedzonko dla maluszka?”

„Jak mierzycie tempkę podczas owulacyjki?”

(Młotkiem. Ja bym pani zmierzyła młotkiem tę TEMPKĘ).

 

A forum, po kilku szokach estetycznych, oczywiście dało mi to, czego oczekiwałam. Sto procent zadowolonego klienta w kliencie.

 

„Dobre opakowania próżniowe” (byłby niezły film a la Transformer „DOBRE OPAKOWANIA PRÓZNIOWE kontra ZŁE, KRWIOŻERCZE OPAKOWANIA PRÓZNIOWE z Kosmosu”).

 

„Zafarbowane pranie! Co robic?” (Pomyśleć? Uważać? Przejść na buddyzm?…).

 

„Chce uszyc sukienkę!!!” (głos w socjologicznej dyskusji na temat emancypacji i wyzwolenia kobiet oraz ich roli we współczesnym społeczeństwie).

 

„Przemarznięte drzewko szczęścia” (to z kolei świetny tytul na szlagier – „Przemarźnięęęęęte drzewko szczęęęęęscia, nic nie wyjdzie mi z zamęęęścia” – lub jakos tak).

 

„Kto panem, a kto sługą” (dobre! Mocne i celne).

 

„Smród w domu – pomoc pilnie potrzebna” (może czas zainteresowac się żółwiem, który przesypia już szósty miesiąc, a zima dawno się skończyła?).

 

„Co zrobic z karaluchami” (pomalowac w łowickie pasy? Jak doradzał niegdyś nieodżałowany Jonasz Kofta).

 

„Czym wyczyścic barana?” (tu zgłupiałam! A brudny baran stoi i czeka!)

 

„Skąd się biorą robaki w kaszy?” (pytanie to, droga pani, dręczy ludzkość od czasów starożytnych, acz od tamtej pory biologia poczyniła znaczące postępy. Znam jednak ludzi, którzy do dzis upieraja się, że myszy lęgną się w długo leżących brudnych szmatach. Niektórzy z tych ludzi mieszkają ze mna pod jednym dachem).

  

Ale i tak się denerwuję.

 

NOWINY

Po miesiącu spędzonym w nowym biusze, zauważyłam dzis, że mam w pokoju kwiatka na parapecie!

Na swoja obronę mam tylko to, że kwiatek jest nieduzy, a ja z rzadka chodzę na drugą strone biurka.
No nie zauważyłam go, no.
(PRZEZ MIESIĄC).

Dziś go podlałam.

Gdyby był jamnikiem, to bysmy sie zaprzyjaźnili od razu pierwszego dnia.

O MIĘSIE I WORKACH

Na ból istnienia?…
Surowe mięso!
TO JEST TO.

Posiekane szablą. W "Galeonie" wczoraj, w zacnej kompanii Motyla, Change’a i lasek.
(Acz tylko Motyl zdecydowałs ię mi towarzyszyc i zostac moim bratem w surowiźnie. Reszta wtrajała sałatki. Pf!… Mięczaki. Co oni wiedzą o odpowiedniej diecie).

I prosze teraz pouczyc Zebrę, która mówi, ze jestem głupia, że ubieram sie w worki.
A ja nic na to nie poradze, że worki (czytaj: sukienki o linii A) bardzo mi sie podobają i uwielbiam je nosić.
Worki rzadzą.

Worki i surowe mięso.

(Co rzekłszy, oddaliła sie świadczyc stosunek pracy).

PONIEDZIAŁKOWA KISZKA

 

Mam dzis od rana lekko spóźniona depresję noworoczną.

Może dlatego, ze musiałam się wlec z torba podróżna pociągiem do pracy i lało?…

 

Wychodze z domu, a tu jakas menda sobie kląska. Zupełnie wiosennie.

 

Ja z tą torba jak wielbłądzica, szarpię się z parasolem, na dworze buro i leje, woda mi ścieka za kołnierz, a ten sobie kląska!…

 

Wkurzyłam się. Troche bez sensu, ale zupełnie nie mam dzis nastroju do kląskania.

(Chyba, ze nożem. Bym sobie kogos kląsnęła.)

 

Idę, zrobie sobie herbaty i zobaczę, co dalej, choc na razie marnie to widzę. Marnie.

  

PS. Myśl dnia: „Terapia moczem niejeden raz pomogła w przypadkach, w których zawiodła już nawet wiagra”.


 

PUDZIAN BAND I POSTANOWIENIE NOWOROCZNE

 

Jest, jest!

Jest teledysk PUDZIAN BAND na youtube – „Po prostu sobą bądź”.

Mój mąz od dwóch dni chodzi i to nuci. Bardzo ładna piosenka, melodyjna i z pozytywnym przesłaniem. Że nie wspomnę o teledysku…

Panie Mariuszu, nieustająco pozdrawiam.

 

Byliśmy u znajomego na Podlasiu (tylko dlaczego na Podlasiu drogowskazy pokazuja „Mazury” i „Litwa 1”? Czy geografia nie jest perfidna?).

 

Chłopaki pochodzili sobie po rzece, pooglądali swoje zabawki mechaniczne i porozmawiali o wędzeniu (pierwszy dzień wędzenia jest najgorszy. Bo człowiek za szybko się upija. A później to już się nie chce i z górki).

 

Następnie na stół wjechał poczęstunek.

Wypiłam cztery poczęstunki:

– pigwówkę

– malinówkę

– wiśniówkę

– oraz na koniec jeszcze raz pigwówkę, aby uzyskać efekt tzw. klamry.

 

– Mam jeszcze spirytus! – zaoferował gospodarz, widząc mój niekłamany entuzjazm. Ale podziękowałam – była zaledwie dwunasta w południe.

 

O jak nie miałam pomysłu na noworoczne postanowienia, tak od wczoraj jedno mam: w tym roku zamierzam zrobić nalewki. Dużo nalewek. I na pewno przynajmniej jedno wiadro pigwówki. Howgh.

 

Na pamiątkę przywieźliśmy sobie twaróg (pyszny, acz daje krową), jajki („dziesięć prawdziwych, niestemplowanych, obsranych jajeczek!” – cieszył się N. jak dziecko) oraz tołpygę. Własnie boję się wejsc do kuchni, bo N. ją tam przerabia z tuszy na surowiec na kotlety i pokrzykuje „Hej! Dexter przy mnie to małe miki!”.

 

Ale generalnie w domu jedzeniowy faszyzm.

Twarogi, sardynki i jajka na twardo.

Zaczynam mieć erotyczne marzenia o kanapce ze smalcem.

 

CZY SŁUCHAC MACICY

Doprawdy, w tym wieku powinnam juz zacząć słuchac, co mi tzw. intuicja (lub macica) podpowiadają.

To znaczy, częściowo słucham. Jak macica mówi np. "Kup te portki, kup" – to słucham. Jak mówi "zjedz tego hamburgera, zjedz" – zjadam. Ale jak mówi "ale tłusta dupa! idź na basen" – to mi się nie chce.

Albo dzis rano.
Juz jak wyjmowałam te dzinsy z szafki, to czułam lekki dyskomfort. Kiedy dorzucałam do nich dośc sportowa w kroju bluzkę (na szczęscie, białą!), to też.

I co?
Miała rację!

Zjechał dzis Szef Wszystkich Szefów i zapragnął towarzystwa na biznesowym spotkaniu.
Gdzie wszyscy pod krawatem, a ja jak ten Kapciuszek. Wyluzowany dość.

A POWINNAM BYŁA PAMIĘTAĆ z czasów Agencyjnych, że za każdym razem, jak założyłam do roboty bojówki, to spadał mi na łeb audyt albo minister.

Ministrów to ja się co prawda przestałam bac w latach wczesnych 90-tych, kiedy to ramię w ramię jedliśmy obiad na talony w stołówce Komisji (tylko za wino sie dopłacało. Czy dopłacałam?… HA) i rozbisurmaniłam sie na tyle, by chadzac na spotkania w pomarańczowym polarze z napisem FUNKY GIRL… no ale zawsze.

Oj dobra tam. Mogłam przyjść w cekinach, nie? Albo w złotej sukience od mikołaja, w której (i w kozakach) wygladam jak Barbie Transwestyta.