Niech mię jakas dobra dusza oświeci, po co komu w bawełnianych majtkach 32-stronicowa metka.
No chyba że to petycja uciskanych pracowników sweat-shopu, która trzeba wyciąć, podpisać i przesłac do odnosnej ambasady. Rzuce okiem wobec tego.
Bo jesli nie, to już nie wiem. Wódki się chyba napiję.