Otóż Grażyna Szapołowska oświadczyła podobno, że życie zaczyna się po sześćdziesiątce. Mało tego – mama Roberta Lewandowskiego też to potwierdziła i na dodatek się zakochała! Jak głosi mądrość ludowa – co dwie baby (mówią), to nie jedna. I skoro po sześćdziesiątce, to mam jeszcze trochę czasu (i poszłam się położyć na kanapie).
Wczoraj była u nas dość miła burza i deszcz – na szczęście, bo już się wszyscy topiliśmy jak świeczka od upału. Takie temperatury to ja lubię w Madrycie, kiedy od rana mogę zaparkować na winie w miłym, chłodnym barze. Niby nic nie stoi na przeszkodzie, aby u siebie w domu się napić wina o ósmej rano, ale jakoś tak się krępuję. Nie wiem dlaczego.
Ale za to zakwitła mi łąka przed płotem. Jest to mój autorski pomysł, bo NIEKTÓRZY by najchętniej co drugi dzień golili każdy trawnik na wysokości dwóch centymetrów. Na początku wyglądała jak zwój chwastów, ale pewnego dnia cały bałagan zaczął kwitnąć i zrobiła się naprawdę piękna.
Trochę tylko mamy nadreprezentację widma niebieskiego i fioletowego, a nie wzeszły maki (a powinny) i mało jest rumianków. Ale i tak mi się podoba i już. Patrzę i się odstresowuję.
A po hiszpańsku łąka to „prado”.
Kolejny raz okazało się, że skleroza nie jest taka zła – znalazłam kilka ładnych letnich kiecek, o których zapomniałam. A nawet jeden akt notarialny, ale to już zupełnie inna historia.