Od rana wali śnieg, a w Trójce radośnie zapodali, że „Gdy święty Andrzej ze śniegiem przybieży, sto dni śnieg na polu leży”. Lekko byłam śpiąca, ale taka wspaniałą wiadomość działa lepiej niż elektrowstrząsy – natychmiast mi senność przeszła, za to zaczął mnie łeb boleć. A na dokładkę, i tu składam serdeczne podziękowania dla Kanionka, jest mi cholernie przykro z powodu dżdżownic, które okazało się mają przesrane sto razy bardziej niż ja. I siedzą teraz takie biedne, zmarznięte, łyse, gołe i nie maja dokąd uciec. Już jak Kanionek człowieka uświadomi, to nie ma wiadomej instytucji we wsi.
Zmotywowałam N., żeby zrobił nowy karmnik, bo stary już jest tak zdezelowany że wstyd i sromota na całą okolicę – nawet stare obierki od ziemniaków szkoda do niego wyrzucać, a co dopiero prowadzić wystawny bufet dla naszych eleganckich ptaszynek. No i teraz będę musiała go popędzać, bo on by najchętniej zrobił z ręcznie rzeźbionego dębu, a to nie katedra Sagrada Familia i potrzebny jest NA JUŻ. A w tym roku tyle ptaków u nas się kręci, pewnie dlatego, że w okolicy mnóstwo drzew powycinane i szukają sobie schronienia, gdzie tylko znajdą trochę krzaków. Kilka dni temu widziałam na trawniku dzięcioła zielonego – jaka ślicznota, w ogóle dzięcioły są ładne, ale ten to już PRZESADZIŁ. Wygląda jakby dzięcioł miał romans z papugą.
W nawiązaniu do kocyków – syrenich ogonów, to po przemyśleniu sprawy – nie reflektuję; do niego się trzeba wczołgać jak do śpiwora i później może być niewesoło (albo właśnie wesoło, zależy od punktu odniesienia) przy wstawaniu. Zwłaszcza kiedy będzie trzeba wstać szybko – zbieranie wybitych zębów z podłogi to nie jest moje ulubione zajęcie. W dodatku są za krótkie, jak na mój gust – to już ja sobie cichutko zostanę przy staromodnych polarowych kocykach – jak się zawinąć w syreni ogon razem z psem, hę? HĘ? No właśnie, a w polarze da radę jak najbardziej.
A wczoraj przez cały dzień długi we wszystkich możliwych witrynach wyskakiwały mi zdjęcia robaka pełzającego po batonie Lewandowskiej. I to w zbliżeniu. Chociaż i tak wolę oglądać robala, niż ten cholerny śnieg.