Dzisiejsza prasówka:
„W jednym z mieszkań przy ulicy Koszalińskiej w Sławnie doszło do wielkiego dramatu. 42-latka zamordowała nożem swojego konkubenta podczas gotowania obiadu. Powodem zabójstwa miały być słowa 39-latka, który stwierdził, że nie lubi żeberek.”
Mam jakieś takie niepokojące wewnętrzne przeczucie, że zanim sięgnęła po nóż, to jakieś 42 razy zadała pytanie „Co chcesz na obiad?” i dowiedziała się, że a) nie wiem, b) wszystko mi jedno, a najczęściej to c) nic – zero – żadnej odpowiedzi. I to jest chyba najgorsze, kiedy NIE MA ŻADNEJ ODPOWIEDZI, świadczącej o tym, że człowieka ktoś słucha. Na przykład mnie NIKT nie słucha – ani pies, ani mąż, ani żadne inne nic. I chodzę taka niewysłuchana i zastanawiam się, jak bohaterka „Sprzątaczki” – a może mnie tak naprawdę nie ma?
(Poza wszystkim to też nie lubię żeberek i nie jem, używam tylko do barszczu ukraińskiego).
Z innych prasowych doniesień to był świetny artykuł w El Pais o wyroku sądu w sprawie opieki nad dzieckiem. W skrócie – pani ma dziecko z panem, zamieszkiwali w Marbelli, ale ona pochodzi z Galicji. No i pewnego dnia najwyraźniej miłość im się skończyła, więc ona wzięła dziecko pod pachę i wróciła do swojej rodzinnej miejscowości. Tatuś ją podał do sądu, a sąd orzekł, że GŁĘBOKA GALICJA (w znaczeniu – to zadupie) to nie jest miejsce do wychowywania dziecka, które ma wrócić do tatusia do Marbelli. Bo tu są MOŻLIWOŚCI. Z tego wyroku, a zwłaszcza uzasadnienia i użytych przez sąd argumentów i przede wszystkim określeń regionu Galicja zrobiła się draka na pół Hiszpanii i oczywiście wszyscy galicyjscy politycy są OBURZENI.
N. twierdzi, że to tylko przykład na to, że w Hiszpanii mają jeszcze gorsze sądy niż u nas. A w Galicji faktycznie trafiają się niezłe zadupia, ale tu chodzi o miejscowość nad samym oceanem w okolicach Muros – Noia, które są przepiękne („Julieta” Almodovara była niedaleko kręcona) i ja bym sto tysięcy razy wolała mieszkać tam, niż w Marbelli z widokiem na ruskie jachty i butiki Versace. O jedzeniu nawet nie wspomnę. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy tej afery – w każdym razie, zamierzam monitorować.
A w międzyczasie szatan kusiciel zaprowadził mnie za rękę do antykwariatu (bo jeszcze mam za mało książek, prawda) i zakupiłam „Zagram ci to kiedyś” – ktoś mi polecał w komentarzach (serdecznie przepraszam, ze nie pamiętam z nicka, ale mam mgłę mózgową covidowo – menopauzalną); w każdym razie – w księgarniach od dawna nie było i w Tezeuszu też nie, ale dopadłam wreszcie w SkupSzopie. Razem ze zbiorem reportaży „Takie układy” Teresy Torańskiej, no bo przecież nie będę zamawiać JEDNEJ książki, co ja, głupia jestem? (No czasem jestem, nie ma co ukrywać).
Czy można połączyć Halloween i Andrzejki, przebierając się za Andrzeja? Tylko nie za Dudę, błagam.