O ŚWIETNYCH SERIALACH I NIEŚWIETNEJ BUŁCE

 

Przez „Mindhuntera” chodzę niewyspana drugi dzień – nie jest to książka, którą łatwo odłożyć na szafeczkę przy łóżku; raczej zasysa. A najlepsze, że w ogóle nie ucierpiał na tym serial – narrator książki i bohater serialu są zupełnie, kompletnie różni. I mimo, że opowiadają o tych samych wydarzeniach – nierzadko słowo w słowo – to narracja jest tak odmienna, że to w ogóle nie przeszkadza. Ten książkowy jest miłym gadułą o dużym poczuciu humoru, ale ten serialowy mnie urzekł kompletnym brakiem ekspresji. W najlepszych i najgorszych momentach swojego życia ma taki sam wyraz twarzy – mimo że widać, że pod spodem buzują emocje; bardzo mi się podoba ten aktor. Zakończenie sezonu takie, że… I weź człowieku czekaj teraz ROK na następny! (Z tego co czytałam, ma być pięć sezonów – materiału z książki spokojnie wystarczy).

W dodatku z książki dowiedziałam się, że na liście czynników stresogennych, które mogą uruchomić mechanizm zabijania u seryjnego mordercy – takich jak rozwód, śmierć kogoś bliskiego, utrata pracy – znajduje się również OKRES ŚWIĄTECZNY. Ha! Czy mnie to zdziwiło? Nie, w ogóle mnie nie zdziwiło – sama mam ochotę ruszyć w miasto z maczetą najdalej w połowie grudnia (co roku coraz wcześniej, bo cholerne sklepy coraz wcześniej rozkręcają ten cały bajzel) i wielkie to szczęście, że jestem taka leniwa. Oraz że się nie lubię brudzić i męczyć (kolejna korzyść z książki – raczej nikogo nie zamorduję, bo to ciężka robota i brudna, no chyba żeby zastrzelić z daleka, ale wówczas – gdzie tu fun).

Natomiast jeśli chodzi o „Rake”… Przypuszczam, że nie ja jedna jestem zakochana w Richardzie Roxburgh po tym serialu, ale najlepsze jest to, że nie ma w nim tematów tabu. NIE MA. A w dodatku robią to z takim wdziękiem, że przebijają nawet brytyjskie komedie romantyczne. A może tak właśnie wygląda codzienne życie w Australii – oni muszą być lekko szaleni, żeby przeżyć, w końcu maja pająki wielkości cielaków, wieczne pijane torbacze wiszące na drzewach eukaliptusa oraz kangury, które chętnie dadzą każdemu w mordę. Ze nie wspomnę o wężach. To nie jest kraj (kontynent) dla powściągliwych konserwatystów.

Wszystko pięknie, ale kupiliśmy dziś kanapki do roboty w innej kanapkowni i bułki niestety okazały się z domieszką karmy dla papug. O, jak ja nie lubię pieczywa dla papug.

4 Replies to “O ŚWIETNYCH SERIALACH I NIEŚWIETNEJ BUŁCE”

  1. A znasz Black Sails? O piratach i piratkach. Budżet na kostiumy i scenografię to chyba mieli taki, jak cała polska kinematografia od początku swojego istnienia. I bardzo nowoczesne pomysły na scenariusz.
    Przy okazji, czy nadal szukasz sposobu na szybkie pieczenie ziemniaków? Jeśli tak, to polecam swoje najnowsze odkrycie – taki śmieszny turbo-garnek Scheffler (drogi jak pies, ale ziemniaczki palce lizać. I wszystko inne też).

  2. Z tego co pamiętam moim starczym umysłem, to ABSOLUTNIE ŻADNYCH TABU nie było też w serialu “Nip Tuck” o dwóch chirurgach plastycznych. W Polsce leciały chyba 2 czy 3 serie pt. “Bez skazy”, tak z 10 lat temu?. Aż mnie korci, żeby gdzieś odgrzebać i sobie przypomnieć. Oglądałaś?

    • Ou jes, też nieźle sobie poczynali (chyba do końca 6 sezonu dociągnęłam). Ale w “Rake” jest śmieszniej, bo tam bywało ciężkawo.

      • Jestem Ci dozgonnie wdzięczna za “Rake” – obejrzałam wszystkie sezony porzucając wszelką działalność (poza pracą niestety).
        Rewelacyjny pod każdym względem 🙂
        Teraz oglądam Shameless (wersja US) – boski 🙂 Ale Rake lepszy 😉
        Tylko te czekanie na kolejny sezon mnie dobije ..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*