O PRZEKRACZANIU PEWNYCH GRANIC

Od czasu obejrzenia Ciasno Royale z Craigiem, który być może i jest jałową i fajtłapą i ma lęk wysokości, ale jest przepięknym Bondem z przepięknym ryjkiem – zaraz po Szonie – mój mąż, który podchodzi do życia systematycznie, postanowil zostrac fanem Bonda.

W tym celu nakazał sporządzić sobie spis filmów z Bondem i zaczął się w nie zaopatrywać sukcesywnie. I równie sukcesywnie oglądać.

A ja z nim.

Ach, Szon, Szon. Powiedzcie mi moje drogie panie, dlaczego już nie ma takich pieknych mężczyzn jak Szon (no – Craig obleci, jak zrobi ryjek). Ale generalnie to rasa rzadka i wymierająca.

Natomiast podzieliłam się z N. informacją, jakoby w którymś z następnych filmow Bond, Jamek Bond, królewski ejdżent dablou sewen, miał się zaprzyjaźnic – z naciskiem na ZAPRZYJAŹNIĆ – z mężczyzną. Powodem jest spora rzesza wielbicieli Craiga wśród gejów, której zdecydowano nie lekceważyć.

Geje zwykle mają bardzo dobry gust i w tym wypadku wcale im się nie dziwię.

Natomiast mój małżonek zawrzał i długo nie mógł się uspokoić.

Zdecydowane zostało, ze TEN BOND NIE POSTAWI NOGI W NASZYCH PROGACH, co to, to nie. Tego już za wiele – zwyrodniałe Hollywood już raz przesadziło, kręcąc western o pedałach, natomiast jeśli Bond TYLKO SPOJRZY CIEPŁO w stronę innego faceta, to natychmiast, ale to natychmiast powinno się go zastrzelić. W TEJ SAMEJ CHWILI zanim jeszcze w ogóle mrugnie okiem.

O.
Tak powiedział.

Po czym z tego zdenerwowania poszedł oglądać scenę tańca brzucha i bijących się Cyganek w „From Russia with love”.

PIES CASE

To musi być jamniczka.
A najlepiej dwie, bo moja mama chce rudą glizdę gładkowłosą, a mój tata – szorstka glizdę, podobną do Melanii.
To jest dom jamników. Od ponad 20 lat mieszkały w nim jamniki i moi rodzice po prostu chcą jamnika.

(Lub joreczka – to moja mama. Tłumaczymy jej NA MIŁY BÓG KOBIETO. JORK TO NIE JEST PIES.)

Nie latamy po hodowlach, bo nie zalezy nam na psie z papierami (pies z papierami?… u moich rodziców w domu?… Aaaaaahahhhahahaha), a raczej suce. Ale to musza być jamniczki.

(No chyba, ze uda misie namowic matke na kucyka Rory, który mysli, ze jest psem i aportuje patyk).

Nie, kucyk nie przejdzie.
Musiałby mieć krótkie, krzywe łapy, długie zwisające uszy i polować na koty.

W dodatku musimy się pospieszyć, bo mój ojciec – wódz stada – bardzo źle znosi brak stada do przewodzenia.

Spoko. Do nowego domu poszukamy jakiegos niedużego poczochrańca.
Teraz mam mission – jamnik.

ROZWAZANIA O NATURZE LUCKIEJ

Nie chce mi się o ludziach rozmyślać, ale czasem samo się pcha.

(Na przykład po tym weekendzie, kiedy to wyczailiśmy ogłoszenie w Internecie o szorstkowłosej suczce, dogadaliśmy się z facetem, umówiliśmy na odbior w niedziele – bo to 250 kilometrow – codziennie dzwoniliśmy, kupiliśmy rozowy kocyk… Po czym pan zadzwonil w sobote o 21.00, ze nieaktualne, bo wlasnie oddal psa. Nie no, spoko. Na pewno miał jakis powód.)

Ale tak się zastanawiam, jak to nazwac. Taka, ze tak nieśmiało to nazwe, lekka niekonsekwencje pewnych zachowan.

Na przykład, wszyscy chcemy mieć w kraju dobre drogi i wieszamy psy na kolejnych ekipach rządzących, ze nam tych drog nie budują, złamasy kutane.

Natomiast w momencie, kiedy trzeba droge wytyczyc, to natychmiast sa protesty społeczne. Tlumy potencjalnych pokrzywdzonych rzucaja geodetom pod tachimetry niemowlęta i matki – staruszki, którym ta droga zrujnuje zycie.

Co prawda – owszem, kupili swoje mieszkania w tej a nie innej dzielnicy taniej z uwagi na fakt, że w pobliżu miala przebiegac droga szybkiego ruchu, ale to nie rzutuje, żeby w momencie, kiedy już je kupili i tam mieszkaja, nie zaprotestowac przeciwko jej budowie.

Dziala tu zreszta pewien dosc prosty mechanizm, który – podobnie jak żarliwość protestow ekologow – ustepuje w momencie wyasygnowania na rzecz protestujących określonej kwoty środków finansowych.

Niewątpliwie natomiast każdy kupujący dom, dzialke lub mieszkanie ma zyczenie mieć jednoczesnie: nieskalany cywilizacja widok po horyzont oraz bardzo dobre polaczenie komunikacyjne. Ale żeby to polaczenie nie było widoczne z jego okna.

Ja mam to proszę panstwa generalnie gleboko w dupie, jak zreszta coraz wiecej rzeczy (z wiekiem tak mi się robi). Ale za każdym razem, jak jade Zakopianka, której od wielu lat nie można poszerzyc, albo stoje w korku na wyjezdzie z naszej przecudnej stolicy ukochanej, ponieważ z uwagi na CHAŁUPE POSRODKU SKRZYZOWANIA w tym miejscu jest gwałtowne zwężenie, to cos mi się robi w srodku i niewykluczone, ze to COS któregoś dnia wyjdzie mi przez klatke piersiowa, splunie kwasem i zacznie zaprowadzac porządek.

Przynajmniej urbanistyczny.
Na początek.

NOWOROCZNE POSTANOWIENIA

W nowym roku zamierzam nadal kochac psy, czytac książki i prowadzić emuizację społeczeństwa.

Nigdy nie zapomnę o Melanii, ale pustka, jaką zostawiła, prosi się o zapełnienie następną psią duszą. Najlepiej niedużą, skoczną i łakomą. Jakie bez sensu jest życie bez psa, to naprawdę.

Ksiązki czytać będę niezależnie od mojego nieznania się na literaturze. W ramach którego ostatnio odkryłam cudowną serię McCall Smitha (tego od Mma Ramotswe) o Isabel Dallhousie. Rzecz dzieje się w Szkocji, w Edynburgu, a akcja toczy się najczęściej w trakcie rozmów nad filiżanka herbaty i w ogole zakochałam się w tym klimacie.

A emuizacja społeczeństwa to wiadomo. Nie musze nikomu tłumaczyć.

Natomiast postaram się nie:
– mieć na biurku w pracy takiego burdelu; założę się, ze Isabel Dallhousie trzyma swoje papiery w idealnym porządku, nie rozmazuje na nich czekolady, segreguje je tematycznie i chronologicznie, a nie układa na losowo wybranej kupie, i w ogole;
– kłócic z moim mężem, choć to by mogło świadczyc o tym, że w naszym związku zabrakło pasji, prawda? No to może kłócic umiarkowanie i konstruktywnie;
– opóźniać przeprowadzki do nowego domu – choc oczywiście zanim się tam przeprowadzimy, to JAKIEŚ MEBLE MUSIMY MIEĆ do cholery, a nie mieszkać na pudełkach, bo jestem już za stara na te klimaty harcerskie;
– zapominac o datach urodzin, imienin, ślubów i tym podobnych;
– zreć tyle tłustych, niezdrowych i pysznych fastfudów z KFC, Pizzy Hut i innych przybytków kuszenia człowieka do złego, a dupa rośnie. Jeszcze nie wiem, co zrobić z kluskami Alfredo, niewątpliwie tuczącymi jak cholera, ale nie jestem gotowa z nich zrezygnować… JESZCZE NIE.
– czekac z przyszyciem guzika do mężowskiej koszuli, az ten nie będzie miał na co zapiąc koszuli idąc na superważne posiedzenie zarządu, bo głupio to wygląda („bo grupio tak wygrądasz, Erżbieto”);
– gubic rachunków za prąd, wodę i telefony lub odkładać ich w takie miejsce, Żeby Na Pewno Je Znaleźć, po czym giną one na forewer – trzymajmy się starego, sprawdzonego sposobu archiwizacji rachunków z wielkim wazonem przy wejściu do jadalni;
– chodzic po domu w odzieniu włochatym w odcieniach niebieskiego i we wzory z kreskówek, bo naprawdę w moim wieku to już nie wypada;
– zakładac pod spodnie rajstop, które maja na jednej nodze powyżej trzech oczek, tylko je wypierdzielac do kosza bezpardonowo;
– zachowywac jak abnegat w soboty i w niedziele, tylko dziarsko przebierać się z piżam w odzież dzienną i wykazywać aktywność inną niż tylko czytanie, picie herbaty i obżeranie się;

Oraz zamierzam być piękna i okrutna.
(Bo jak piękna, to i okrutna, nie? A nie jak te pipy od Disneya co śpiewaja i tańczą z drobiem lub kurduplami po kuchni).

Nnnnnnnno.
To mam listę, a teraz do roboty.

I CO, ZNOWU NOWY ROK? TO ZACZYNA BYĆ MONOTONNE

– Musze ci powiedziec – stwierdzila we wtorek rano przy sniadaniu moja przyjaciolka Hanna – ze takie związki, kiedy to FACECI musza chowac przed kobietami alkohol, sa piekne. Nie sadzisz?…

Sadzilam. Poprzedniego dnia nasi wspaniali mężczyźni schowali nam butelke wina, twierdzac, ze wszystko już wychlałyśmy. Nastepnego dnia rano wino się znalazlo, ale – jak w tym pieknym dowcipie o teściowej – niesmak pozostal.

A być może to wszystko dlatego, ze przed samym Sylwestrem troche marudziłyśmy, ze jesteśmy już stare i malo ekscentryczne i w ogole nic już nowego nie wymyslimy, wiec postanowiłam stanac na wysokości zadania i walnac cos ekscentrycznego. Myślałam, myślałam, myślałam… Az wymyśliłam.

Przespalam Sylwestra! TADAM!!!!

I niech zamilkna zle żmijowate jezyki ludzkie, które twierdza, jakobym była pijana jak wor i dlatego poszlam spac o 22.00, majac przypominam caly dom gosci (i Sylwestra, jak by nie było). Jest to oczywista nieprawda, chciałam tylko na chwile przyłożyć do poduszki glowe, zmeczona całodziennym gotowaniem dla niewiadomej liczby osob (telefony od kolegi Motyla: „Przyjeżdżamy! Albo nie. Nie chce się nam pakowac. Albo dobra, przyjade. Albo wiecie co, nie, nie ma sensu. Albo dobra. Jestem w sklepie. Co kupic?…”).

No dobra. Może troche spożyłam.
A Sylwester?… PFFFFFF, obchodziliśmy Sylwestra co wieczor od piatku do wtorku, wiec AKURAT W NIEDZIELE mialam prawo położyć sie nieco wczesniej.
No i jak by nie patrzec, jako JEDYNA zostalam w roku 2006 i jestem od was o rok mlodsza. TAK?

Oraz nie wiem, czy AZ TAK WIELE stracilam.
Kiedy ich przesłuchiwałam z wydarzen po polnocy, okazalo się, ze tematyka zeszla na inseminacje (dzieki Hance, która opowiedziala jak rozmnażają się buldogi angielskie, które potrzebuja stymulacji. Trzykrotna stymulacja buldoga kosztuje 50 zybli. Taniocha).

Podobno w schyłkowym etapie imprezy panowie pili Napoleona na kieliszki i prowadzili dialogi:
– Suchajcie… A dlaczego konia do kobyly prowadzi się TRZY RAZY?… PO CO?….
– NOooooooo jak to po co… Najpierw sie musza zapoznac, nie? Pozniej są zaręczyny, nie?… No a za trzecim razem konsumpcja. Nie?

Poza tym 1 stycznia oglądaliśmy nowego Bonda – jest PRZESLICZNY. Robi taki slodki RYJEK i jest uroczy.

Oraz chodziłyśmy w butach Emu non stop. Co spotykalo się z głębokim zrozumieniem ze strony naszych ukochanych mężczyzn:
– Jezus Maria Piotrek zobacz co one maja na nogach. No przeciez zaraz nas aresztuja – to w Nieborowie przy palacu.

Oraz oglądaliśmy Little Britain.
Call me Bubbles. Everyone does.
MRUGAM DO PANA.