SIGH

No więc…
Tak, nie zaczyna się od WIĘC, ale mam HJUDŻ nowinę.

Zanim jednak nowina, to chciałam się pochwalić, że moje talenty w zakresie edukacji znalazły ujście i nauczyłam Franciszka Grzegorza robic „ET”. Wiecie, ta scena, kiedy „ET phone home” i wyciąga paluszek. No więc, Franciszek Grzegorz na hasło „ET” wyciąga paluszek i leci do mnie (ciocia Basia, sort of ET). Jest to umiejętność wysoce przydatna („Chodź tu! Rób z nim ET, bo chce mu dac zupę!”).

W rewanżu za ET, Ewa pokazała mi Superficiala.
Facet (faceci?) z Superficiala są cudownymi chamami, z gatunku tych naprawde błyskotliwych, uwielbiaja się pastwic nad Wiki Bekhamową, że nie wspomnę o Britney, a o Tarze Reid piszą per „everybody’s favorite plastic surgery experiment” oraz urzekł mnie ich komentarz „My penis and I are confused”.

Ale. Do czego zmierzam.
Dopiero na Superficialu odkryłam Jenne Jameson.

Wiem.
Trochę późno się ocknęłam, bo ona w międzyczasie zdążyła zostac mega gwiazdą porno, a nawet już się z biznesu wycofać, zdążyła już nawet sobie wyjąc mega wielkie cycki, które sobie uprzednio włożyła w celach biznesowych, no ale ja zawsze jestem jakas taka KROK Z TYŁU za popkulturą, a nawet nie umiem sobie umyc głowy pod prysznicem („Ta nasza Basia to taka łajza”, jak to trafnie ujęła Haniuta).

Cos mi tam kiedys brzdąknęła o niej Hanka („Baśka! Jenna Jamesom zwęziła sobie pochwe i skarży się, zę teraz nie może chodzić!”), ale generalnie nie wiedziałam, że takie cos ISTNIEJE.

Teraz wiem i nie mogę od niej oczu oderwać, literalnie.

TO JEST ZJAWISKO NA MIARĘ CO NAJMNIEJ MUZEUM KOLEJNICTWA.
Już nawet pomijając komentarze Superficiala, który pisze o niej per „the Queen of Duck People” i sugeruje, jakoby na jej górnej wardze można było rozstawić cały komplet mebli ogrodowych… Ale jak można nie wielbić osoby, która wygląda TAK.

ALBO TAK.

ALBO na przykład – TAK (w bikini).

Z CZEGO ONA JEST ZROBIONA, na miłośc Boską?…

Ta laska wpompowała w siebie nie wiem ile polimerów za ciężkie miliony dolarów. I WYGLĄDA TAK. I jest ode mnie rok MŁODSZA, sprawdziłam w Wikipedii.

Od wczoraj jestem WIERNĄ FANKĄ Jenny Jameson i zamierzam śledzić jej karierę, dopóki się nie rozleci na kawałki (miękkie, sprężyste, chlupoczące silikonem kawałki, z których każdy radośnie pobiegnie w swoją stronę, skacząc).

Normalnie ide kończyc kolejny bieżnik ściegiem filetowym, żeby ochłonąć (wiem, w dupie mi się poprzewracało od tego wszystkiego – ŚCIEGIEM FILETOWYM! Jakby zwykłe półsłupki już mi nie wystarczały!…)

„DWUMETROWY PYTON W MUSZLI KLOZETOWEJ”

Stare perskie przysłowie mowi: Jak ci jacht pisany, to przejazdzka cie nie minie! I tak oto pojechałam we wtorek na zakupy, a wylądowalam na jachcie.

Motorówce, właściwie.
Za to ubrana zdecydowanie NIEWLASCIWIE i na obcasach.
Czulam się jak dziewczyna Bonda, który sciga Ruskich. Rozlozona malowniczo na kanapach, z zaduma obserwowałam kilwater przez moje nowe okulary słoneczne (nabyte specjalnie na jacht).
GDYBYZ JESZCZE TAK NIE PIŹDZIŁO, i gdyby był to LIPIEC, a nie październik, i gdybym miała gumke do włosów – to wszystko by było po postu absolutnie cudownie.

A wczoraj bylam u Sosko i dzis znowu jadę (na piżama party! Nasi mężowie wybrali negocjacje biznesowe i / lub głuszę).

Uwielbiam pobyty u Sosko, u niej jest takie cudowne TU I TERAZ.
Żadnego komenderowania („Wstawaj! Która godzina! Za pol godziny wyjeżdżamy! Na trzecia obiad!”). Chcemy naleśniczki? Są naleśniczki. Herbatka, zupka dla Frania („Wiesz, ze pomidor to jedyne warzywo, które zyskuje na wartości w obróbce termicznej”), masz tu taka nowa gazetkę, kupiłam ci, „PARTY”. Teraz przenosimy się na kanapy, Franek się bawi (Franek ma pierdyliard zabawek, z czego 2/3 ruchomych, grających, spiewających i swiecących, a bawi się czym? Dziesięciolitrowa plastikową butlą po wodzie EDEN). Ustalamy, kogo wolimy, Rihanne czy Beyonce (Beyonce), i komu kibicujemy – Dodzie czy Górniak (Dodzie). Następnie udajemy się do Sadyby, eskalować w Seforze, w międzyczasie zawadzając mimochodem o przymierzalnię w Mango (dżinsy – pijawki nie w moim typie, za to zupełnie w typie Sosko).

Żeby nie było, że prowadzimy rozmowy tylko na tematy płytkie – to zaznacze, że odbyłyśmy poważna debatę merytoryczną pt. „Mikrodermabrazja czy kwas hialuronowy” (z telefonem do eksperta w postaci Zebry).

Z jakich pieknych elementów może składać się życie.

POWEEKENDOWO Z BOLĄCYM WSZYSTKIM

Ale mam noc za sobą! Prawie w ogóle nie spałam, Ewka mi przysłała kosmosem swoje koszmary, plus dodatkowo rozniosło mnie wszerz po imieninach babci. Ledwo żyję. Chyba pójde się rekonwalescentować z kubeczkiem miętki z powrotem do wyra.

(I z końcówka nowej Marian Keyes, „Anybody Out There”. Jest bardzo smutna, ostrzegam).

O godzinie 20 w sobotę – telefon, że z jachtu nici, bo dzieci się rozchorowały. (Halo?… Ktoś zamawiał jakies DZIECI na jacht?… Żeby powypadały i się potopiły?… Dzieci do 16 roku zycia należy trzymac na strychu z guwernantką. Wpuścic do towarzystwa pod warunkiem, że będą ciche, nienarzucające się – jak Hanki Adam – i będą grzecznie siedzieć w kąciku lub podawac drinki.)

Zdecydowanie jednak outfit domagał się wyprowadzenia, został zatem zabrany na wycieczkę do Czerska. Przynajmniej nie bujało ani nie musiałam zakładać pontonu. Acz na kwadratową wieżę weszłam tylko do połowy (co ja jestem, spajdermen? Nogi nie sa do chodzenia, tylko do oglądania).

Poza tym co my tu mamy ciekawego… O! MIRAŻ W CHINACH dostałam od Hanki.

Słaby?…

Wszyscy przygotowani na koniec świata?…

NA POTĘGĘ POSĘPNEGO CZEREPU!

Kruca fix, pogoda się poprawiła.
Już miałam tiny-tajny nadzieję, że akcja JACHT zostanie odwołana z uwagi na deszcze, a tu ci masz. Przestało padać.

(Boje się głebokiej wody, boję sie niestabilnych powierzchni, na łódkach buja, chce do mamy).

Na zdjęciach z Lanzarotte najładniej wyszła jastszurka.
Zagadka: kto ma więcej zdjęc? Ja czy wulkany? Ja czy winnice? Ja czy kaktusy?

Ależ.

(Boże, jak mi się nie chce iśc kończyć artykuł na poniedziałek. NIECH MNIE KTOŚ KOPNIE W DUPĘ.)

Z tą NASZA KLASĄ to trochę tak na razie lekka ściema. Głównie odnalazłam Hankę, Change’a i Piotrka. Co jest o tyle dziwne, że nawet nie zdążyłam ich zgubić.

Aha i słuchajcie, ja wiem, że ten kawał był juz na wszystkich blogach, ALE TO NA WSZYSTKICH, ale on mnie tak rozwala, ze ile razy go słysze, to płacze ze śmiechu:

– Babciu, nie widziałaś moich tabletek, miały napisane “LSD”?…
– Pierdolić tabletki, wnusiu, widziałaś kurwa tego SMOKA W KUCHNI?…

A dziś mojej babci imieniny!…
A ja sie głupia zastanawiałam, co jej kupić 🙂

O HOROSKOPACH I OUTFITACH

Ale mam horoskop na dziś:
„Pamiętaj, że mężczyźni, mimo, że są przekonani, że jest inaczej, najczęściej nie są domyślni i ich intuicja pozostawia wiele do życzenia. Swoje oczekiwania czy wątpliwości przedstaw spokojnie, ale jasno, bez jakichkolwiek alegorii. Tylko poprzez jasne postawienie sprawy możesz uzyskać jasność swojej sytuacji.”

No ludzie! Tak, jakbym o tym nie wiedziała od paru ładnych lat.
No więc jasno stawiam sprawę: OBIADU DZIŚ NIE BĘDZIE! (Jasno, nie? Krótko, czytelnie bez niedomówień).

Jesteśmy zaproszeni na jacht w niedzielę.
(Za oknem plus cztery i woda lejąca się cebrami).

No ale nic. Ruszyłam się wystylizować. Kupiłam kurtkę (na jacht), apaszkę (na jacht), okulary (na jacht).

Pierwszy zonk nastąpił, kiedy mój mąz obejrzał propozycję outfitu, roześmiał się, pocałował mnie w czoło i powiedział, że obcasów na jachcie nie nada. I że spoko, założę trapery i będzie git.

HALO?
Od pasa w górę Grace Kelly, a dołem harcerka w Bieszczadach?…

Drugi zonk nastąpił jak zaczęło w nocy lać i jeszcze nie przestało. Te (ciemne) okulary nie mają wycieraczek, wiecie.

A trzeci gwóźdź do mojej outfitowej trumny wbija dziś moja najbliższa przyjaciółka Haniuta: „Puchowke??? BOZE JAK TY SIE NIE ZNASZ!!! Nasiaknie puch woda i pojdziesz na DNO!!!!!! Jak fortepian ta od fortepiana sciagnal pod wode! MUSISZ MIEC SZTORMIAK i DMUCHANY PONTON, co sie pociaga za linke i on sie napelnia powietrzem, albo taka KURTKE RATUNKOWA, ze jak pociagniesz za linke to zminia sie w ponton!!!! Masz ja na sobie, CIAGNIESZ , i ciabach jestes w wielkim nadmuchanym pontonie!!!
Boze, jakie szczescie ze masz mnie, bo widze, ze tam w Polsce Centralnej jestescie dosc slabi z ratownictwa morskiego!…”

WSZYSTKO PRZECIWKO MNIE!
Poza tym błagam: czy Jacqueline Bouvier – Kennedy – Onassis nosiła na sobie PONTONY, jak spacerowała po jachtach swojego starego? I ZAŁOŻĘ SIĘ, że miała obcasy. Troche nie wyobrażam sobie Jackie O. w traperach.

CHYBA KTOŚ PRÓBUJE MNIE ZROBIC W BALONA.
A właściwie w pontona.

PS. O proszę,, co sie na swiecie dzieje – A PODOBNO TO JA JESTEM PSYCHICZNA!…

O MENU

Co my tu dzis mamy w menu…

Pamela Anderson miała w menu, i to na własnym weselu, wieprzowe parówki i tort z kartonu. Zuch dziewczyna. Pamiętam jak dziś dyskusje o menu na moim weselu, ile mnie to kosztowało nerwów i łez, a i tak teściowa się obraziła, bo NIE BYŁO LODÓW. Naprawdę, jaka ja byłam głupia, zamiast tupnąć nogą i zakrzyknąć SPOKÓJ MI TU! BO BĘDĄ WIEPRZOWE PARÓWKI! Ale człowiek młody to głupi i się przejmuje (zamiast rąbnąć sobie setkę wódki, zapalić Sporta i roześmiać się ochryple). Brawo Pamela.

A propos wódki – to książę Harry piję wyżej wymienioną nosem. Bardzo rezolutny z niego młodzieniec. Mamy tu lokalnie w rodzinie opowieści o jednym takim, co pił wódke okiem – myślę, że chłopaki znaleźliby wspólny język. I z tym, co otwiera kapslowane butelki oczodołem – myślę, że też.

A poza tym – to nuda, nuda, tu u nas w Polsce Centralnej – nuda. Bo na Wybrzeżu to dzis mają przynajmniej namiastkę Armageddonu, a my tu?…

Nic tylko ziewać.

Idę przeobrazić dwa bakłażany i puszkę pomidorów w symfonię kulinarną do makaronu typu tagliatele.

O TAJEMNICZEJ MAŚLANCE

Everybody decydujący się na ogród powinni znać Pierwsze Prawo Ogrodów: Ogrody produkuja biomasę (która następnie trzeba sprzątać i pakować w worki, albo kupić sobie lamę. Jeden nasz sąsiad sobie kupił dwie lamy).

(No chyba, że się cały ogród wyasfaltuje albo pokryje betonem. Jest to pewne rozwiązanie).

Liście, trawa, gałęzie, suche badyle, szyszki, orzechy… Samych liści mamy już kilka wielkich worków, a to jeszcze nie koniec.

Oraz grzyby.
Nasz ogród postanowił w tym roku wykonac plan sześcioletni w zakresie produkcji grzybów. Tych jadalnych i tych nie.

Tych jadalnych ususzyliśmy cały piekarnik i jeszcze ciągle N. natyka się na podgrzybki i koźlaki (koźlarze?). Muchomory mamy najpiękniejsze na świecie – wypisz wymaluj jak z książeczek dla dzieci o krasnoludkach – narkomanach, co mieszkaja pod muchomorkiem. Mamy olszówki, gołąbki (białe i cytrynowe), surojadki, oraz takie cóś niedużego w kępkach, co w potwornej masie porosło nam dębowy bruk pod altaną.

Wczoraj się za to zabrałam. Wyrwałam tego draństwa PIĘC WIADEREK (pełniutkich). Co mi będzie podłoge zżerało. Jak tak wyrywałam, to nawet mi przyjemnie pachniało i myslę – a może to jest jadalne? Wygląda miło, twardziutkie jest, pachnie powiedziałabym zalotnie, może by na kims przetestować?… Tylko na kim?… Na kandydatach do debaty?…

Z literatury i doświadczenia wiem, że z grzybami nie ma co przesadnie eksperymentować, więc te parę wiaderek mojego grzybka halucypka spod altany trafiło do kominka.

Wieczorem się wyciągnęło atlas i się sprawdziło.
Otóż, wywaliłam spod altany pięc wiaderek niejakiej MAŚLANKI. Czasem mylnie branej za rodzaj opieńki.
Tej maślanki były w atlasie trzy rodzaje – na moje oko niczym się nie różniące – opisane jako: „smaczny grzyb jadalny”, „lekko trujący” oraz „silnie trujący z bardzo jadowitymi toksynami”.

I bądź tu człowieku mądry. Wyrzuciłam pięc wiader smacznego jadalnego czy jadowitego zabójcy?…

I ufaj tu człowieku grzybom.
Ja tam nadal uważam, że to kosmici.

DLACZEGO…

…wygnanie z Raju wszyscy zwalaja na Ewę?…
Że to ona z tym wężem i to jabłko od niego wzięła…

A otóż JAK NAJBARDZIEJ WINNY JEST ADAM!

Bo – kiedy Ewa rozmawiała z węzem – GDZIE BYŁ WTEDY ADAM?
NO?
Gdzie?

Podpowiem wam: BYŁ NA RYBACH. Albo – grał w piłkę. Albo pojechał na rajd 4 na 4, albo pojeździc na motorze… w każdym razie – URWAŁ SIĘ Z CHAŁUPY, a ile można, no ile, SIEDZIEĆ TAK SAMEJ I GAPIĆ SIĘ NA CZTERY ŚCIANY i nie mieć do kogo gęby otworzyć? NO? ILE? W dodatku jak już WRÓCIŁ z tych RYB, bunkrów, motorów, maczu, jachtów… To myslicie, że się do Ewy odezwał po całym dniu?… hę?… A SKĄD! Dopadł do komputera i siedział na forach tematycznych o CZĘŚCIACH DO SAMOCHODU i APARATACH FOTOGRAFICZNYCH albo NOWOŚCIACH WĘDKARSKICH… A ona wołała go na kolacje i wołała… A on jej mówił NIE MAM CZASU i sprawdzał, ILE MAŁYSZ MA PUNKTÓW w pucharze świata albo CO TAM NA GIEŁDZIE…

NO MÓWIE WAM
Kobita po prostu musiała z kims pogadać.

Tak mi się wydaje.

MUSIMY SIĘ SPOTKAĆ

– Czas się spotkać! – oznajmiła mi pewnego dnia od rana Haniuta. – Musimy się spotkac, mam nowe filmy, to obejrzymy!
– Obejrzyjmy – zgodziłam się. – A jakie?…
– A mam tu taki jeden. Czekaj, gdzie ja mam ten opis… O jest: „Pewnego dnia, człowiek specjalizujący się w demaskowaniu zjawisk paranormalnych, zatrzymuje się w Hotelu Dolphin. Wszystko co do tej pory go spotkało, to nic w porównaniu z tym, co czeka na niego w pokoju 1408”…
– Bardzo piękny! A długi?
– Półtorej godzinki.
– A to znajdź cos jeszcze, nie będę się do Gdyni wlokła na jeden film.
– A dobrze. Pa to: „Zawodnicy odkryją, że naprawdę muszą walczyć o przeżycie – przeciwko rodzinie paskudnie zdeformowanych endogamicznie kanibali, którzy planują bezwzględnie ich zmasakrować”
– Przepiękny! Zachęciłaś mnie. Ale przydałoby się cos na deser!
– No na deser od dawna mam „ATAK GIGANTYCZNYCH PIJAWEK” przecież – o proszę: „Znikąd, w wodzie pojawiają się wielkie pijawki i atakują. Mimo braku kończyn i dziwnie podejrzanie ludzkiego wyglądu udaje im się zaciągnąć w odmęty bagna swe ofiary”.

No jak tak, to tak.

Faktycznie, musimy się spotkać.