ZACHMURZENIE ZASADNICZO ZWIĘKSZAJĄCE SIĘ

 

Uważam, że Aztekowie mieli sporo racji, zjadając serca zawodnikom z druzyny przegrywającej mecz. Szastprast i po wszystkiem. I bez tych męczących „Bo gdybyśmy byśmy, to moglibyśmy, jakbyśmy wtedyśmy, oraz byśmy jeszcze mieliśmy zasadniczo szansę!”.

 

Kurwa mać, panowie. Won kanarki doić.

 

A może tym biednym tłustowłosym chłopcom z krzywymi nogami za dużo grają hymnu narodowego i chłopaki się wsłuchali w tekst „Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy” i się wczuli i robią co mogą, żeby być jak Bonaparte (pod Moskwą).

 

Przepraszam, że ja tak (ręką) od rana otwartym tekstem, ale mało co spałam, bo w ślad za poranną zorza ekspediowałam małżonka na lotnisko. Gdzie przyszli fachowcy od zarządzania i ZROBILI LEPIEJ. W sensie, wrzucili do jednego wora odloty krajowe ze wszystkim innym. I się trzeba odprawiać z Terminala 2 stojąc w tej samej kolejce, co Staszek wiozący świeży transport krakowskiej suchej do Czikago, pani Ziuta z mężem na modna w tym roku Kretę, stado urzędników na konferencje do Brukseli (z czego na konferencji siedzi 1 pechowa sztuka wybrana poprzez grę w marynarza, a reszta leci pić wódkę w rozmaitych przedstawicielstwach albo na zakupy) oraz romantyczne pary w podróż poślubną do Paryża.

 

Tak, sa automatyczne terminale do odprawiania się w przypadku niemania bagażu. Z tym, że nieczynne, ahahah.

 

Po odprawieniu z Terminala 2 się biegnie nazad przez całe lotnisko, bo samoloty krajowe odlatują nadal z tego samego miejsca, co wcześniej, czyli na samiuśkim końcu Terminala 1.

 

Czyli trzeba być na lotnisku dwie godziny wcześniej, a nie jak poprzednio 30 minut (lub 10 minut. Poznajcie mojego męża. Który w środe zatrzymał już jeden samolot pod groźbą rozebrania całego Terminala 2, z taką pieczołowitością dopiero co oddanego do użytku, ale cos mu się ta zabawa nie spodobała i zdecydował, że jednak będzie wcześniej).

 

Ale bardzo bym chciała zapoznać tego geniusza organizacji, który to wymyślił.

 

I wiecie co? Chyba wiem, co by mi odpowiedział. Mianowicie on by mi powiedział, że TO UNIA NAM KAZAŁA. Bo to jest świetna wymówka na każdą głupotę i debilizm w naszym kraju od mniej więcej 2000 roku. UNIA NAM KAZAŁA po prostu! Zlikwidować zielone strzałki – Unia! Produkować śmierdzące wędliny – Unia! Mnożyć urzędasów w ministerstwach – no przecież, że Unia!

 

Co my byśmy bez tej Unii zrobili, to ja naprawdę nie wiem.

 

LEKKIE ZACHMURZENIE PRZECHODZĄCE W OPADY

 

Czasem jest tak, że człowiek wstaje rano i oho! Już wiadomo – cos wisi w powietrzu.

 

W sumie nie wiadomo dlaczego – bo szliśmy spać szczęśliwi (i pełni hiszpańskiego wina i spaghetti diavolo, niech go piekło pochłonie, czyli niech idzie tam, skad przyszło, wypaliło mi śluzówkę. Co nie zmienia faktu, że b. smaczne i ujemne kalorycznie, prawda? PRAWDA?).

 

No nie wiem. Obudziłam się podkurwiona.

Gdyby trafil się jakis świergolący ptaszek, to nie śpiewałabym z nim, jak Spiąca Królewna, o nie. Raczej zostałby podany na przekąskę na grzance.

 

Odpalam Gmaila i jebut. Już wiem.

 

Tak, wierzę w duchy, w telepatię i w UFO (choc gdybym zobaczyła ducha, to szybko bym do niego dołączyła, w sensie wykitowała na zawał) (albo usłyszała. Proszę, koleżanki mogą opowiedzieć, jak się darłam na horrorze „GŁOSY”).

 

(Interia: „Chciał poderżnąć gardło koledze”. Pfff. Gdyby Interia MNIE monitorowała, CO JA BYM CHCIAŁA KOMU ZROBIĆ, to miałaby o czym pisać do 2067 roku).

 

No i tak o.

W biusze u mnie dzien dobroci dla roślinek (trochę znowu nie żyje ten kwiatek u mnie, wyparłam go ze świadomości najwyraźniej, bo ZUPEŁNIE GO NIE WIDZĘ, nie dostrzegam go na tym parapecie, no i zonk. Skurczył się i zwisa), choć dają się słyszec głosy, iż za późno ta impreza. O jakiś tydzień.

 

ONE HIPOPOTAM, TWO HIPOPOTAM, THREE HIPOPOTAM

 

Podobno Catherine Deneuve powiedziała, że po czterdziestce kobieta ma do wyboru: tyłek albo twarz.

 

Z kolei Cot powiedziała, że podobno siedemdziesiątka to nowa czterdziestka.

 

Czyli kiedy trzeba się decydować o tem tyłku?… Bo całkiem się zamotałam. Już miałam przejść na dietę wodną (zwłaszcza, że upał), ale w takim razie jeszcze chwile poczekam.

 

Zresztą – jakby co, to my z dziewczynami wybieramy TWARZ. Jakby przyszedł Korbaczewski i pytał.

 

Co poza tym. Kotki mielim.

 

(„Dzien dobry, czy jest mięso mielone?” – „Mielim” – „To ja zaczekam” – „Mielim wczoraj!”).

 

Dwa małe czarne i jedną dużą. W kompoście.

Po interwencji Szczypawki ta duża wzięła te małe w pysk i poszła precz. Co nie zmienia faktu, że od tamtej pory ma bufet open, wołowina i mleko skondensowane w opcji „All You Can Eat”.

 

Ja zwariuję z tymi kotami. A koty ze mną, bo jak by na to nie patrzeć, to one dostają sprzeczne sygnały. A wiadomo, co się z psychiką dzieje, jak otrzymuje sprzeczne sygnały. Weźmie ta kotka i dostanie syndromu Sztokholmskiego, zakocha się w Szczypawce i założą lesbijską komunę mieszanogatunkową.

 

Oraz mam bardzo zła wiadomość: znudziły mi się plotki, pudelki i kozaczki. Na których obserwuję nieustający dzień świstaka – w kółko to samo i o tych samych dziwnych ludzikach. I żeby chociaz jadowicie, jak na Superficialu. Naprawdę, muszę się rozejrzeć za świeżą krwią.

 

(Apropos „świezą krwią”: trochę mnie przeraża fakt, że do kart wielu restauracji wróciła CZERNINA).

 

PIEKNA, PIEKNA NIEDZIELA

– Kochanie, moj tata pyta, czy już skończyłeś "Dorsz: ryba która zmieniła świat". Bo on by przeczytał.
– Wiesz, że ja zasypiam po każdej stronie. To najnudniejsza książka na świecie.

(Co nie przeszkadza wam kupować i czytać takiej literatury, tak?)

– A on mowi, że własnie nie, bo to bardzo fajna książka, dużo faktów.
– No tak. Faktów, tak. Ale wiesz – Z ŻYCIA DORSZA.

Dlaczego ja muszę jutro jechać na konferencję?
Chciałabym siedzieć na tarasie, robić nic i patrzeć na mój obłędny ogród. I gwizdać do kosów.

WĄTŁA? NIE ROZSMIESZAJCIE MNIE

Ja już nigdy nie będe wątła. Chyba nie ma takiej możliwości. Poza skomplikowaną operacją chirurgiczną.

Ma to swoje zalety – np. wczoraj tortillla espaniollla z młodymi ziemniaczkami.
Bardzo udany mariaż. Bardzo.

I brawo dla mnie za pokrojenie pół kg ziemniaczków w cieniutkie aż przezroczyste plasterki (tak trzeba do tortilli).

A dupa rośnie.
HEJ!

O NIEKONSEKWENCJI

 

Ja już nie mam do siebie siły.

 

Naprawdę nie mam.

 

Naprawdę kupiłam sobie wczoraj zeszyt w Empiku i zamierzam w nim napisać teraz 1000 razy:

„Człowiek nie chudnie od zeżarcia penne w sosie cztery sery, ani od zamawiania gnocchi w sosie gorgonzola, posypanych parmezanem. Żeby nie wiem ile zielonych herbat wypić w ciągu dnia”.

 

Już mam kurwa dosyć tej UROCZEJ KOBIECEJ NIEKONSEKWENCJI, co to się rozpacza nad cellulitem, a później radośnie wpiernicza kluski. KONIEC TEGO DOBREGO. Niech mnie ktoś zastrzeli.

 

A dzis ma imieniny mój mąż! W dobrym towarzystwie: „Benignus, Dominika, Klaudiusz, Laurenty, Norbert, Norberta, Paulina, Symeon, Wincerad”.


 

O CZYMS TRUDNYM DO UWIERZENIA

 

Wczoraj kupiliśmy „ET”.

 

Ja oczywiście przepłakałam cały film, podczas gdy mój małżonek mnie uciszał, żebym mu nie zagłuszała akcji.

 

BO ON OGLĄDAŁ ET PO RAZ PIERWSZY W ZYCIU.

 

Ja nie wiem! Mi się to w głowie nie mieści!!!

Dodam, że „Aliena” i „Blade Runner” też JA mu pokazałam, a „Star Wars” (tych prawdziwych) miał zaliczony jeden odcinek, zanim mnie poznał!

 

I on się dziwi, kiedy mówię, że go wyprowadziłam na ludzi.

 

W dodatku w trakcie filmu przeprowadzał analizę porównawczą i wyszło mu, ze bardzo mu przypominam ET.

 

Co ciekawe, poprzedniego dnia stwierdził wiele podobieństw pomiędzy mną a autystycznym chłopcem, który jadł piasek, a House go leczył.

 

Owszem, czasem bywam kosmitą i autystycznym chłopcem, ale nie cały czas i raczej w samoobronie. A na co dzień jestem całkiem zwyczajną nerwicą.

O KURACH I NARZĘDZIACH

 

Mądrości o kobietach ciąg dalszy:

 

„Kobieta jest jak patelnia, ponieważ kobietę, jak również patelnię, można wziąć za rączkę”

 

Coraz bardziej mnie intryguje „nasza-klasa”.

 

Na przykład od jakiegos czasu można wysłać (!!) za 2 PLN (!!!!!) do kogos truskawkę (!!!!!!!!!!!). Albo PANA GABKE PIŁKARZA (!?@#*%&$#^%???).

 

I ktos to wysyła, tak?…

 

(W serwisach społecznosciowych ja się poddałam przy BAJER.PL, nie mówiąc już o FOTCE).

 

Ale np. takie komentarze pod zdjęciami bardzo lubię czytać.

 

Generalnie dziela się na dwie grupy:

– „nic się nie zmieniłeś/łaś”

Oraz

– „nigdy bym cię nie poznał(a)”.

 

Mój ulubiony wariant to „JAK SLICZNIE WYSZŁAS NA ZDJĘCIU, nie poznałam cię!” (kobieta do kobiety, oczywiście).

 

Nie chce mi się pisac o klanach, klubach i zakładaniu profili typu „Avril Lavigne” albo „George Clooney”.

 

Twórcom serwisów społecznościowych współczuję natomiast z góry – żeby się skichali, to nie zgadną, co wymysli pomysłowy użytkownik. Daj kurze narzędzie, a ona wyżej siędzie.

 

To ide po zielona herbatę.

PS. Według iGoogle – dzis imieniny Karpia.

 

ZIELONO MI – O SMAKU MANDARYNKI

 

Dwie złote myśli na dziś:

 

„Spodnie są ważniejsze od żony. Istnieje wiele miejsc, do których można iść bez żony i niewiele, dokąd można iść bez spodni”

 

Oraz:

 „Kobieta w ramach równouprawnienia może robić co zechce, byle było smaczne”. 

Od rana – zielona herbata mode on (błagam, niech ta dziewczyna od doktoratu ma rację, że zielona odchudza nawet bardziej niż Pu-erh, ja nie dam rady Pu-erh, za wrażliwa jestem, jak podchodze do filiżanki, to jakbym dostała kulą – rzuca mnie plecami o przeciwległa ścianę, po której się osuwam).
 

Szczypawka zaszczepiona na wściekliznę i nosówkę (bardzo dzielna, tylko trochę chciała się dorwać do kolorowych, gumowych zabawek).
 

Boże, gdyby tak mnie ktos zaszczepił na wściekliznę! Bo ewidentnie mam. Ludzie en masse doprowadzają mnie do tego, że życzliwie i ze zrozumieniem czytam komentarze Jacykówa i empatycznie kiwam głową.
 

Mopem, właściwie, bo jakoś nie mam melodii, żeby udać się do fryzjera i obciąć pszennych włosów łan. Z czego pszenny łan skwapliwie korzysta i znowu wyglądam jak ukraińskie dziewczę wyglądające powrotu brata z wojny rosyjsko – japońskiej.
 

Prawda jest taka, że ja nie cierpię fryzjera, bo przez większośc czasu nie ma jak poczytać.
O.

NO TO CZERWIEC MAMY

 

Skończył się maj.

SKOŃCZYŁ SKOŃCZYŁ!

Mój bieżnik w tulipany tez się skończył, a raczej JA go skończyłam. NARESZCIE.

Trochę już mi dokopał. NIE WYGLADAŁ NA TAKI WIELKI.

 

Czerwiec zaczęliśmy cudowną niedzielą. Zaraz po śniadaniu szwagrowi rozlało się trochę piwa na stolik na tarasie, więc rzucił się wycierać, ale mój mąż go powstrzymał:

– Zostaw! Popatrzymy, jak wysycha. Będzie co robić.

 

I rzeczywiście było.

 

W małżeństwie naszym, drogi pamiętniczku, nadal panuje harmonia: ja chowam przed nim paczki z książkami i butami, a on przede mną – z wędkami, sprzętem foto i częściami do rowerów.

 

(Tylko czemu ach czemu wieczorami nader chętnie, po kila razy pod rząd, z lubością wysłuchuje „Udusiłem zonę” na jutubie?…)

 

Natomiast bardzo bym chciała, żeby ktoś się za mną wstawił i wytłumaczył N., ze ja nie mogę robic prezentacji o wskaźnikach… nie mogę nie mogę… bola mnie palce od tego… powinnam siedzieć w domu i jak Wirginia Woolf pisać w cieniu winorośli:

 

„Radość i smutek. Radośc. I smutek. I radośc, i smutek. Bo radośc to smutek, a smutek to radość”.

 

Dobra, słabe to. Może zatem lepiej: „Wpił w nią swe męskie usta. Ona – drżała”.

 

Co poza tym?

Perełka ma szczeniaczki!

Notabene, z własnym synem.

 

Taki mały austriacki modelik rodziny mamy za płotem.

Zebra mówi, że czeka na szczeniaczki z ośmioma nogami i głową u dołu.

 

A imieniny dzis oczywiście: Efrem, Erazm, Eugeniusz, Marcelin, Maria, Marianna, Mikołaj, Nicefor, Piotr, Racisław.