SOBOTA – BARDZO FIZJOLOGICZNY DZIEN

Sobotnie przedpołudnie było takie piekne!
Ciepłe.
Słoneczne.
Wzięliśmy zatem Szczypawkę pod pachę i poszliśmy na spacer do lasu.

Jaka ona była śliczna w tym lesie, jak skakała, biegała i kopała dołek! Wezbrała we mnie macierzynska duma. Mówie do N. „Zobacz, jakiego mamy ślicznego, udanego pieseczka!…”.

W tej samej chwili Szczypawka w swojej ślicznej, czerwonej obróżce zatrzymała się na ścieżce, obejrzała na nas i HULT! Rzuciła się ślizgiem w wielką, niestety świeżą, kupę leżącą obok ściezki.

Zadzwoniłam do Zebry w tej sprawie („Mam jednego psa wytarzanego w gównie, oczekuję propozycji!”). Jak już się przestała śmiać, to udzieliła mi szczegółowej instrukcji, jak spakowac psa w plastikowy worek, żeby nie uświnić całego samochodu.

Nastepnie wieczorem miałam jeszcze przeżycia związane z poćwiartowaniem i pokrojeniem łososia do sałatki dla mojej mamuni na imieniny (prezentu jej nie zdążyłam kupić, albowiem kupowaliśmy krzesła. Dwanaście debowych krzeseł, co nie jest sprawą prostą, jak się okazało. Nie wiem dlaczego, ale sklepy z meblami są zainteresowane klientem do momentu, kiedy zdecyduje się na zakup i da zadatek. Później mają człowieka totalnie i kompletnie w dupie, a zwłaszcza nie rozumieją, po co klientowi ten mebel, za który zapłacił. I czemu ten klient się tak wścieka i chce go mieć u siebie w domu i co mu za róznica, czy w poniedziałek, czy w środę, czy może w lipcu w przyszłym roku, bo tak by było wygodniej).

Więc mówie do N. „Zdejmij mi skóre z tego bydlaka” i on zdjął, bo to w gruncie rzeczy bardzo fajny facet jest. Zdjął i poszedł z ta skórą do ogródka, podarować ją do wylizania swojemu przyjacielowi, Kotu z Piekielnych Czeluści zwanemu w skrócie Fredem.

Za jakis kwadrans poszedł sprawdzić, jak Fred sobie radzi z ta skórą. Wraca nieco blady i mówi „Słuchaj, SKÓRA ZNIKNĘŁA”.

Matko jedyna! Trzy czwarte metra kwadratowego skóry z łososia?

Trzeba się stąd wyprowadzać jak najszybciej, nie dośc, że sam kot saute jest przerażający, to jak teraz ustroi się w peleryne z rybiej skóry a la Zorro, to już naprawdę, naprawde ponad moje możliwości dostosowawcze. Chyba, że zaniósł te skóre do szewca. I tak narodził się kot w butach.

A poza tym – ja cóś tej wiośnie nie wierzę, bo moje mrówki jeszcze się nie obudziły.

JUŻ CHYBA WIEM!

WLasnie wróciłam z jednego zebrania i lece na nastepne (wiecie co robimy tu w administracji publicznej na takich spotkaniach? Bierzemy duzy worek pełen pieniędzy podatników, rozsypujemy je na podłodze i tarzamy się w nich. Pieniądze są twarde i niewygodne i po godzinie bola mnie plecy). I OLŚNIŁO MNIE!

Już wiem dlaczego jestem nienormalna, wszędzie widzę psychopatów i zaczytuję się w kryminałach i opowieściach o seryjnych mordercach!

JAK BYŁAM MAŁA, to o taką piosenke mi śpiewano:

„Raz piesek wpadł do kuchni
I porwal mięsa ćwierć
I jeden kucharz głupi
Zarąbał go na śmierć!
A drugi kucharz, mądry,
Co nad nim litośc miał,
Postawił mu nagrobek
I taki napis dał:
Raz piesek wpadł do kuchni i porwał mięsa ćwierć…”

NIE TAM LULI LULI ŚPIJ KOCHANIE, tylko piesek w kuchni ząrabany. TAK?
No.

To lece dalej.

I KNOW THIS ALLIGATOR JOKE

Ja chyba solo to nie bardzo się nadaje do inspirowania twórców. Co innego jako składnik większej całości. Taka na przykład cebula – no czy cebula jako taka może stać się inspiracją? Dopiero np. zupa cebulowa z grzanką. Haseł zadnych nie będzie (miedzy innymi dlatego, ze mi się nie chce, za duzo mam tych haseł do pamiętania).

Pomalowałam sobie pazury na kolor berry jam (czy wy tez malujecie sobie paznokcie + palce do pierwszego stawu, czy tylko ja tak mam?) i gotowa jestem wyrazic opinię na temat tipsów.

Świeżo nałożony krótki tips wygląda ładnie. W sensie, że wystaje niewiele poza opuszek i jest gustownie przycięty.

A później robia się takie ŁOPATKI, na które ja osobiście nie mogę patrzeć. Np. jedna w pracy ma takie tipsy chyba od zeszłych wakacji, bo urosły jej już krogulcze szpony, i to jest panowie jakas masakra, kiedy ona tak siedzi z tymi szponami na zebraniu i sobie w nich DŁUBIE rotacyjnie. Na samo wspomnienie mi słabo.

Czy misię w oczach mieni, czy to jakby wiosna nastała?
I co teraz?
Ja się nie mam w co ubrać!

JEŻE SĄ ZDEZORIENTOWANE

…podobno. Bo nie wiedzą, czy to jeszcze zima, czy już wiosna, i czy wobec tego spać, czy może już się rozmnażać… no potworny zgryz mają. Naprawde nie wiem jak im pomóc.

W tym Łańsku to wiecie, mieliśmy telewizor. Żywy telewizor podłączony do anteny.
No i N. go w sobote rano właczył, gdyż czekał na Małysza.
Ja sobie tak usiadłam z herbatką i książeczką (Jennifer Weiner, „Little earthquakes” – polecam) i tak zerkam niezobowiązująco.

Po dziesięciu minutach mój mąż musiał założyc mi nelsona, żebym nie pizgnęła w telewizor filiżanką, fotelem albo stołem, ale nie miał już narzędzi, żeby zatamowac potok recenzji, jakie pchały mi się na usta pod adresem porannego programu telewizyjnego, z refrenem „ja pierdolę, kurwa mać”.

Ja nie wiem o co to chodzi, ale te pipy telewizyjne sa tak mega, mega maksymalnie wkurwiające, że ja nie mogę wytrzymac nerwowo. I to nie, żeby poruszali tam jakies kontrowersyjne tematy, nie. Na przykład, jedna mega wkurwiająca pipa damska pokazywała dwojgu mega wkurwiającym pipom – damskiej i męskiej – jak zrobić maseczkę. Maseczkę na twarz. Po pierwsze, wszyscy troje krzyczeli. Nie mówili, tylko krzyczeli, i to jedno przez drugie. Po drugie, to było takie ha ha ha, zabawne, alez to było strasznie zabawne, ze ta pani dodała do maseczki jajko przed programem i na wizji ŚCIEMNIAŁA ze dodaje jajko (czy jakieś inne gówno). Przy czym to, że ŚCIEMNIA, powtórzyła jakieś 60 razy. A później krzyczała około 40 razy, że MASECZKĘ NAKŁADAMY NA BUZIĘ. Rozumiecie BUZIĘ. Po prostu uwielbiam, kocham – BUZIA, PIENIĄŻKI, DZIDZIA.

Japierdolę, jak by N. nie zmienił kanału, to albo bym naprawdę zniszczyła mienie powierzone, albo by się skończyło wylewem. Jak ludzie mogą to oglądać.

(Ja to jestem naprawde czasem naiwna, tak jakbym się pytała „Jak ludzie mogą głosowac na PIS”).

No nic, no nic.
Wróciłam w bezpieczne objęcia Internetu. Cały poniedziałek cuciła mnie Hania, podsyłająca mi a to udo Kasi Cerekwickiej, a to Joannę Liszowską w pończochach.

A jeża, jak wiemy, przelecieć się nie da.

O TYM I O OWYM ORAZ PIEC SEKRETOW

Troche nic nie pisałam, bo bylam na romantycznym weekendzie.

Kiedy kobieta jest bardzo mloda, to żeby było romantycznie wystarcza jej wiatr we włosach, bieszczadzka połonina, coś nieprzemakającego pod tyłek, bicie serc, ciepło jego dłoni i szklanka spirytusu rozrobionego wodą z jeziora.

Ja już wiecie swoje lata mam i potrzebuję nieco bardziej solidnej scenerii. Ale tez było bardzo dziko, fiński domek nad jeziorem w sercu puszczy i sarenki kopiące kopytkiem tuż przed drzwiami (a spirytus wolę rozrabiany wodą z czajnika). N. wyrabywał sobie przeręble i łowił ryby, a ja gotowałam to co złowił (czyli jajka). Poza tym, N. co chwilę wybiegał z domku z aparatem fotograficznym i okrzykiem „ORZEŁ! ORZEŁ!” (i wracał z okrzykiem „Uciekł mi!”), rąbał drwa i biegał po lesie jak Johny Rambo.

No ale wiecie.
Trzy dziurki w nosie i skończyłosie.

I co, ze niby mam podac pięć nieznanych faktów z mojego zycia, tak?
Hm.
Hm hm hm. Co by tu wybrać z mojego pełnego sekretów życia.

Nie, serio, ja jestem taka nudna i bezsekretowa, ze nie wiem, czy mi się ich nazbiera aż PIĘC, kurna. No dobra. Uwaga.

1. W przedszkolu pobiło się o mnie dwóch chłopaków. Do dzis pamiętam, że jeden miał na imię Tomek, a drugi Olaf. Od tamtej pory nie zamienilam z zadnym z nich ani jednego slowa, ale to nie szkodzi, przynajmniej czar nie prysnął, nie? Pozniej jeśli chodzi o facetów to bylam ostatnia fajtłapą i pierwszego chłopaka takiego z całowaniem to miałam W OSTATNIEJ KLASIE LICEUM. Tak? W dodatku mnie zdradzał. Z laskami z zawodówki włókienniczej. Ech.

2. Nie umiem ugotowac rosołu.

3. Miałam romans z żonatym facetem i to do tego W PRACY. Szkoda ze do kompletu nie był jeszcze moim dyrektorem, to bym odwaliła wszystkie życiowe pomyłki za jednym razem w pakiecie z gajowym co ma trzy głowy. W sumie nie wiem co sobie wtedy myślałam.

4. Tez się kochałam w Luke Skywalkerze, ale znacznie bardziej w… dobra, smiejcie się ze mnie, ale kochałam się w Adasiu z Akademii Pana Kleksa. STRASZNIE. I w takim chłopaku co grał w filmie CUDOWNE DZIECKO, pamiętacie? Taki koleś co umiał podnosić wzrokiem różne rzeczy. Bardzo się w nich kochałam. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, ze nigdy, przenigdy never nie miałam zadnych ciepłych uczuc do Krzysia Antkowiaka (mimo, że nagrał jeden swój teledysk w takim samym swetrze, jaki miała moja ciotka).

5. Przez pół podstawówki i całe liceum miałam lewe zwolnienie z wuefu, które załatwiał mi dziadek u znajomego ortopedy za flaszkę bułgarskiego koniaku Pliska. Można zatem powiedziec, ze przyłożyłam palec, a raczej nogę (bo jechałam na powikłaniach po złamaniu nogi), do fatalnej sytuacji w służbie zdrowia. Prawda była taka, że dostawałam histerii na samą mysl o wuefie w szkole, nienawidziłam wuefu i do dzis, jak mi się przypomni ta suka wuefistka, to mi oko lata.

W sumie jeszcze mogę wyznać gratis, że miałam w swoim zyciu okres, kiedy uwielbiałam nosic plastikowe fluorescencyjne klipsy takie wiszące dyndające i zarówiaste sznurowadła.

O.

To kogo klepię? Wszyscy już klepnięci.
Majk Chmiel już się wyspowiadał?
Zebra! Do raportu!
Krokodyl! Możesz u mnie na blogu 🙂