NA PLATFORME I DO WANNY

A ja to czasem mam takie marzenie, żeby być kumplem Brusa Łilisa i pracowac gdzies precz na platformie wiertniczej. Chodzic w podartym kombinezonie, wymazanym przepracowanym olejem, opowiadac sobie z kumplami swinskie dowcipy, spluwac soczyscie i drapac się po jajkach.

Zwlaszcza po spotkaniach mam takie marzenia, kiedy siedze w bialej bluzce naprzeciwko grona doroslych osob klocacych się o trzy przecinki i ogarnia mnie czarna rozpacz.

Wykielkowalo nam 9 tulipanow z tych cebulek, których nikt nie miał czasu posadzic i zaczely nam biedule pękać, wiec N. się zlitował i wlozyl je do wielkiej donicy i stoją w jadalni. Jeszcze pare dni i bedzie kawalek Holandii.

W ogole jest ZIMNO, mam kryzys i chce do domu, do wanny z goraca woda.

NERWY MAM JAK MYSZOSKOCZKI

Mialam napisac o kameleonie imieniem Mietek i o gęsi z Siewierza, bo to teraz jest trendi i na topie przywozic z delegacji pieczoną gęś z Siewierza, którą to gęsią żywi się ośmioosobowa rodzina przez trzy dni, ale normalnie…

NORMALNIE MNIE SZLAG TRAFIŁ

Z powodu OCIEPLENIA, które miało przyjsc OD WTORKU, o czym trąbili raźno wszyscy synoptycy.

Chyba WIEM, kto uklada te horoskopy w „Superexpresach” czy innych „Paniach Domu”: SYNOPTYCY. Zarówno prognozy pogody, jak i te horoskopy maja IDENTYCZNA sprawdzalnosc i skutecznosc.

Mam taka prosbe, żeby NIE KARMIC SYNOPTYKOW, dopóki się nie ociepli.

Poza tym, od trzech dni, co wlacze radio, to tam pomiedzy piosenkami nadawane sa glownie telefony od zasypanych albo stojacych w korkach kierowcow: „Dzien dobry, ja z okolic Łodzi, no wiec tu lezy TIR w poprzek, przyjechala pomoc ale się slizga no i nikt nie jedzie bo ten… Snieg spadl, to ja pozdrawiam pana redaktora, do widzenia!”; „Ja z krajowej czwórki, no wiec jade od siedmiu godzin 20-km odcinek bo wie pan, snieg spadl nie? A jeszcze zamarzl bo mroz jest no i ten… TIRy nie mogą podjechac, to ja pozdrawiam wujka Zenka!”. Sama jechalam (to jest, glownie NIE jechalam) w takich korkach w poniedziałek z Krakowa – bo wiecie, SPADL SNIEG, ten zapowiadany od trzech dni, co nikt w niego nie wierzyl bo w sumie DLACZEGO MIALBY PADAC SNIEG 10 LUTEGO, nie? Tylko dlatego, ze synoptykom się przywidzialo?… No i spadlo, zamarzlo, na drogach panowaly ZNAKOMITE warunki NARCIARSKIE I LYZWIARSKIE, TIR-y jezdzily wachlarzami, a ekipy odsniezarek lub pługów pojawiających się na drodze były witane jak radzieccy kosmonauci przez pionierów.

Ja mam takia prosbe: mamy takiego jednego zdolnego 17-latka, co wygral konkurs jak poslac małego maczboxa na Marsa. Czy można by go poprosic, żeby rozwiazal NIEROZWIAZYWALNE ZADANIE UTRZYMYWANIE W GOTOWOSCI DO JAZDY POLSKICH DROG ZIMĄ? Może mu nawet zaplacic, na przykład, ze dwie pensje MAM NADZIEJE ZE WKROTCE JUŻ BYŁEGO prezesa dyrekcji polskich dróg publicznych. Slyszalam dzis rano w „Trojce” (pomiedzy jednym a drugim telefonem od zasypanych kierowcow z okolic Zielonej Gory), ze już wrocil z tego centrum lotów kosmicznych. To może by pomyslal i pomogl? NO BO JAK NIE ON, TO KTO?…

Jak nie on, to już tylko Swiety Piotr jak się zlituje, to może przeniesie nam Polske do srodkowej Afryki, tylko ze wtedy PIACH będzie na kartki, jak znam zycie.

PORADY CIOCI ADY

W dzisiejszym odcinku naszego serialu – rzeki autorka postara się udzielic porady, JAK NALEŻY, a jak NIE NALEŻY obchodzic się z delikatnym, subtelnym i wrazliwym urządzeniem pod tytułem kobieta, a scislej – kobieta zestresowana.

Należy postępowac tak:

ONA: Jestem gruba i stara i mam juz 30 lat!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ON: No wez opamietaj sie dziewczyno – JAKA GRUBA – jestes bardzo szczupla i wygladasz na 22, GORA 24. Ale to jak masz zly dzien, normalnie to na 22. Wez.
ONA: Nieeeeeeee nieprawdaaaaaaa… JESTEM GRUBA MAM CELLULITIS i 30 laaaaat i własnie ide sie zabic!!!!!!!!!!!!!
ON: Nigdy w zyciu, w ogole nie jestes gruba, a mowilem ci juz ze wygladasz na 22
lata?…
ONA: Na pewno nie na 22… bo mam juz 30… I JESTEM GRUBA
ON: A wiesz ze w ogole nei masz racji, jestes szczupla i nie wygladasz na swoje 30 lat W OGOLE, mozesz spytac kogo chcesz!
ONA: TAK TYLKO MOWIIIIIIISZ zeby mnie pocieszyc, jestem wstretnym, starym, obwisłym hipopotamem…
ON: Wygladasz jak róży kwiat. Ten kto mowi ze jestes gruba to jakis IDIOTA albo zazdrosna malpa. Mowie ci.
ONA: Aaaaaaaaa… naprawde? No wez… ale czuje sie STARO…
ON: Ale nigdy w zyciu, wygladasz na 22 lata…

I TAK, proszę panstwa, dookoła Wojtek, do wyczerpania zapasów stresu. NAWET KILKA GODZIN, jeśli trzeba.

W ZADNYM, absolutnie ZADNYM WYPADKU NIE NALEŻY POSTEPOWAC nastepujaco:

Scenka 1.
ONA: Bozeee… zobacz, zestarzałam się, mam zmarszczki, i JESTEM GRUBA!
ON: Serio, przytylas? To może pojezdzimy na rowerze?…
ZONK! Smierć.

Scenka 2.
ONA: Jakie to zycie jest podłe, podłe podłe… a ja STARA I GRUBA!…
ON: Co?… Widzialas gdzies moje HiFi?
Druga śmierć.

Scenka 3.
ONA: Chce umrzec, jestem stara i gruba.
ON: JEZU!… ZNOWU MASZ PMS?…
Trzecia smierc, GAME OVER.

A teraz udzielam glosu koledze Oblemu, który zalicza wlasnie zwyżkę formy – Obly przystepnie wyjasni Panstwu podobienstwa i roznice miedzy epigonem i epikurejczykiem.

PS. A snila mi się zimna pepsi w litrowych butelkach oraz ze odkrylam w Internecie stronę z tekstami modlitw i nabożeństw w języku czeskim i wysylalam wszystkim linka. Strona cieszyla się duzym wzięciem.

CZY NA PEWNO SEN TO ODPOCZYNEK?

Dziś dla odmiany śniła mi się sekta, która zabijała ludzi. To jest, sama sekta mi się nie przyśniła, bo wszyscy tej sekty szukali. Sekta zabijała ludzi i zostawiała ich w publicznych miejscach – w restauracjach, parkach itp. Jedynym śladem morderstwa była zawsze tylko rana na powiece, bo mordowano ich poprzez wbicie w oko jakiegoś szpikulca. Generalnie strach, psychoza, nikt nie wie, kto będzie następny… te klimaty.

Następnie okazuje się, że jesteśmy z N. na wycieczce, w jakiejś większej grupie. Zwiedzamy zamki. Do grupy przyłącza się bardzo sympatyczny chłopak, zaprzyjaźniamy się z nim, rozmawiamy… W którymś momencie spostrzegamy, że chłopak ma na powiece wyraźną, gojącą się RANĘ.

Uciekamy do pokoju, barykadujemy się i spekulujemy: albo jest niedoszłą ofiarą, jakoś udało mu się uciec, albo… ALBO JEST Z TEJ SEKTY i to jest PIĘTNO. I co teraz?

Nie wiem, co teraz, bo się obudziłam.
Jak znam życie, kolejny odcinek przyśni mi się, kiedy N. wyjedzie, zostawi mnie w domu samą i znowu przesiedzę pół nocy pod namiotem z kołdry, nasłuchując skrzypnięć, westchnięć, szeptów szajki złodziei, pukających w okna wampirów i skradających się psychopatów.

Taka jest cena mieszkania w starym, drewnianym domu. W tzw. bloku byłabym wśród ludzi – między sąsiadami z boku, dołu i z góry, nie musiałabym się bać jakichś wyimaginowanych psychopatów. Wiedziałabym: o – to pan Mietek z drugiego – pije i bije żonę; to pani Jadzia, co na parterze prowadzi melinę, Zenek spod czwórki w nocy nie hałasuje, bo obrabia pobliskie magazyny RTV, a Janek z trzeciego mi krzywdy w życiu nie zrobi, przynajmniej nie w tym miesiącu, bo już porąbał teścia i oblał benzyną i wystarczy mu na pół roku co najmniej.

Tak czy inaczej – nie rozumiem, dlaczego nie mogą mi się śnic puchate owieczki, łąki i bieszczadzkie połoniny, cepeliowskie kogutki i baloniki (niekoniecznie na druciku, jak siebie znam, to ten drucik zaraz by się komuś wbił w oko albo coś by z niego wyszło).

A WSZYSTKO PRZEZ TYCH HAKERÓW, PANIE

Komputer mi się zachciało wczoraj odpchlić, NO I MIAŁAM ZA SWOJE. Oj miałam. Przyszedl jeden, wetknal mi apgrejd w stacje dyskow i się odmeldował, po czym na ekranie pojawil mi się jeden granatowy kwadracik i wisiał tak 40 minut. Kiedy już uporządkowalam WSZYSTKIE papiery na biurku i poukladalam wszystko w szufladach geometrycznie i zgodnie z ruchem wskazowek zegara, a kwadracik wisiał nadal, strzeliła mnie pierwsza cholera – kopnęłam w wyłącznik, spakowałam się i poszlam do domu.

Od samego rana: resetowalam komputer około 70 razy, instalowalam i odinstalowywalam nowa wersje antyrobaka około 17 razy, co najmniej osiem razy zalała mnie krew nagła, kiedy program owszem znalazl wirus, ale go nie usunąl ani nawet nie otorbił. Zeżarłam “Bajecznego”, cała krew zamienila mi się w kwas siarkowy ze złości i w ogóle mam zmarnowany dzien.

Snily mi się gołębie, całe masy gołębi.

ZNAKI

W sobote ptaszek mnie sprofanował. NA SAM CZUBEK GLOWY mi narobił. Centralnie. Chyba zdawal jakis egzamin (“Jak skutecznie i celnie srac na ludzi”) i osobiscie mogę mu wystawic dyplom z oceną CELUJĄCĄ.

Zgodnie z wierzeniami ludowymi, powinien mnie teraz czekac zastrzyk gotówki lub nagłe i niespodziewane szczęście (i mam nadzieje, ze tym niespodziewanym szczęściem nie będzie centralne, plackowate wyłysienie na czubku łba). Wobec tego siedze i czekam.

Bardzo się ciesze, ze nie mieszkam w miescie portowym, po którym latają duże mewy, albatrosy, pelikany… Słonie, żyrafy, hipopotamy…

No nic. Jak bym widziala to nadciągające SZCZĘŚCIE, albo jak zadzwoni do mnie Z NIENACKA (albo Z AUSTRALII) spokrewniony, samotny multimiliarder, to dam znac.