O ROSLINKACH!!!!


Porady z tygrysem – bezcenne. Acz, jak mówi staroperskie przysłowie – „Można zaprowadzić tygrysa na dach, ale nie można go zmusić do sikania”.

Wiem natomiast, że moje wycieczki do marketów budowlano – ogrodniczych niczemu dobremu nie służą. Kilka dni temu zawiesiłam się przy stojaku z bulwami i wyszłam targając pełny koszyk lilii, dalii i innych fintifluszków – wszystko, co było w kolorze brązowym. Teraz mam taki niecny plan, żeby zrobić z tego klomb (tak, klomb – to już TEN WIEK, kiedy się trzaska klomby!…).

Tak, zdaję sobie sprawę z moich talentów ogrodniczych. Że jedyne co mi wychodzi, to obcięcie malin przy samej ziemi. Że potrafię doprowadzić każdą roślinę na skraj załamania nerwowego. Że szybko mi się nudzi, a później leżą po kątach takie botaniczne niedobitki, konają i jęczą „Kill me!… Kiiiilll meeeeeeee!…”. Że – jak powiedział ten facet w tej książce – „Niektóre ludzie powinny sobie znaleźć inne rozrywkie!”.

Ale teraz przepadło, już mam te bulwy, wypasione na holenderskiej hydroponice, ogary poszły w las! Znaczy, pójdą, jak śnieg jednak stopnieje, aż taką suką nie jestem, żeby (mimo opisu na kartonikach, żeby sadzić II – V) je teraz wetknąć w grunt. Zresztą, chyba bym musiała pożyczyć palownicę od chłopaków z Pikutkowa, bo dość sobie twardawy jest.

Więc realizuję się chwilowo przy pomocy rzeżuchy (wyjmujemy zeszyty i piszemy 100 razy „rzeżucha” i „gżegżółka”). Jest to znakomicie do mnie dopasowana roślina. Rośnie szybko i cały proces widać gołym okiem. O proszę  – dziś drugi dzień – a ona już szczerzy kły! Zasłużyła na łyczek mineralnej (bo jest na butli, wiecie).

Ale i tak najgorsze było wczoraj – kiedy to zachciało mi się ananasa, a w CAŁYM DOMU NIE BYŁO OTWIERACZA DO PUSZEK!!!!!!!!!!!111