O GRZYBACH? NO NIE TYLKO

 

Nie mogę myśleć od rana, bo mi zęby kłapią z zimna i czaszka mózgowa podskakuje.

 

(Zabrania się niniejszym używania słów zaczynających się na URO, jako to: urologia, uroczystość, uroda, urobilinogen, urodziny, urozmaicenie itp.)

 

Grzyby wyległy na trawnik. To już definitywny koniec lata, tak?… Chyba się rozpłaczę.

 

W piątkowe popołudnie wpada do salonu Wilhelm Tell w pełnym rynsztunku.

– Mamy w ogrodzie żmiję zygzakowatą!

 

Odlepiłam się od „Powiedz, gdzie cię boli”, otarłam łzy (ryczałam od 17 strony – klimakterium jak nic). Słaba jestem z geografii, ale wysunęłam odważny postulat, że nie jesteśmy w Bieszczadach, więc raczej obstawiam zaskrońca. Tym bardziej, jeśli ma żółte za uszkami.

 

I faktycznie, on ci to był, siedział w lawendzie i był malutki, jak dwie rosówki zszyte do kupy.

 

Histeryzują ci łucznicy.

 

A od męża dostanę na urodziny czterometrową dębową beczkę po wódce.

 

16 Replies to “O GRZYBACH? NO NIE TYLKO”

  1. Beczke? Podziwiam inwencje tworcza meza 🙂 Pomysl, jaki aromat moze miec schab przechowywany w takiej beczce…

    Jesli mozna juz – to STO LAT!

  2. o dzizas, makabryczne te zdjecia.
    a co do prezentu, zauwaz ze otwiera sie przed toba praktycznie niewyczerpane spektrum mozliwosci pt. “co wsadzic do beszki?” moze Wilhelm chce rozwinac twoja kreatywnosc – przegonic depresje wciagajacym hobby…

  3. no :/ niech się sami poprzebierają za konie, a potem przemaszerują Rynkiem. Jamnikom można poustawiać ławeczki, niech sobie popatrzą i się pośmieją

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*