(Wczoraj w Orłowie kąpał się w morzu facet. Pływał w wodzie po prostu. Trzeźwy, przytomny, mówił po polsku, mało tego – zachęcał do przyłączenia się do niego. Uciekliśmy czym prędzej, oczywiście).
Pozwole sobie pominąć mężczyzn i ryby, OK.?
Znaczącym milczeniem.
W kategorii HORRORY zwycięża „Pokój 1408”. Nawiedzony dom i dzieci, które widzą sinego chłopczyka, a nikt im nie wierzy, TO JEST MAŁE MIKI, w porównaniu (choć się darłam, oczywiście). Może dlatego, że lubie to opowiadanie Kinga, a może – bo sama często mam sny z taką lepką rzeczywistością i kilkakrotnym budzeniem się we śnie ze snu i w ogóle TO JEST PRZERAŻAJĄCY FILM. Dobrze, że oglądałyśmy go w świetle dziennym.
Dobrze, że oglądałyśmy Kingę Rusin w świetle dziennym as well. Gdybym ją zobaczyła w nocy, w lateksowym gorseciku, tiulowej niebieskiej spódniczce baletniczki oraz czarnych getrach, obciągających łydke rozmiar XXL, też bym się darła. Ktos jeszcze się dziwi, że mąż ją zostawił?…
Oraz absolutnie cudowny cytat z programu, który Pani Kinga prowadziła: „Nie musze mieć wyrzutów sumienia, że moja partnerka jest poobijana – zawsze mogę ją przeprosić” – czy nie piekne i głębokie?… „Nie musze mieć wyrzutów sumienia, że podbiłem mojej starej oko i wybiłem ząb – zawsze mogę ja przeprosić”.
Chłopaki z South Park palili jakis naprawdę interesujący towar, kręcąc serię 11. Trylogia o ataku terrorystów na wyobraźnię – bezcenna (i bezecna).
Bardzo miłe są także programy na Club Zone. Na przykład – program o jednej bardzo, bardzo tłustej pani, którą uczą gotować, żeby kontrolowała to, co je. Pani przygotowuje kolację dla przyjaciół (makaron bolognese). W kuchni pani (z tyłkiem wielkości mojej szafy HOPEN z IKEA) robi megaburdel, popada w rozpacz, bo sobie NIE RADZI, wypija cała butelkę wina i gotuje makaron na patelni. Ale po trzech miesiącach nauczyła się gotować (zbliżenie – wielka tłusta baba miesza smażące się na patelni ziemniaki – jak nic zdecydowała się zjeść zdrową PORCJĘ WARZYW).
Kolejny program – o pannach młodych z piekła rodem. Wielkie tłuste szlory wrzeszczą na matki („Nie znasz się na makijażu! Jak się sama umalujesz, nie zrobię sobie z tobą zdjęcia!… TO MÓJ DZIEŃ! NIE TWÓJ!”), na przyjaciółki („Macie na mnie patrzeć! TO MÓJ DZIEŃ! Dlaczego na mnie nie patrzycie?” – „Bo jemy tort, nie możemy jednocześnie jeść tortu i patrzec na ciebie” – „TO ODŁÓŻCIE TORT!!!!”), na narzeczonego, na jego kumpli… Piękne.
Skąd oni biorą tych ludzi?…
Oraz na deser – Grind House.
Quentin jak Quentin. Ładna i przyjemna historyjka o tym, jak zły mężczyzna uznaje niestosowaność swojego postępowania – co mu w niczym nie pomaga, bo laski, które wymierzają sprawiedliwość, są już na maksa podkurwione i kompromis nie wchodzi w grę. Wyraźnie wyeksponowany fetysz stóp naszego Quentina (chwilami jest okrutny dla tych lasek – no zatańczcie erotyczny taniec w japonkach, jak Motylek!) oraz jego miłośc do kobiet dobrze zbudowanych (i dzięki Bogu).
(Oraz, Bezo, nie sądzę, że koleżanka tych trzech jest gwałcona na farmie – ja mysle, że oni po prostu rozmawiają przy mrożonej herbacie, ona mu opowiada o życiu w świecie mody, trendach w makijażu, a on jej o motoryzacji. NATOMIAST NIE RĘCZĘ za to, co się stało, kiedy laski przyprowadziły mu samochód po jeździe próbnej).
Jeśli natomiast chodzi o Roberta Rodrigueza…
Weźmy towar, który palą chłopaki od South Parku, I POMNÓŻMY GO PRZEZ DZIESIĘĆ TYSIĘCY.
Nie, nie obejrzałam Planet Terror do końca (wymiękłam, kiedy przywieźli do szpitala Fergie z wyjedzonym mózgiem, a pan, który miał mieć amputowaną rękę, przejął inicjatywę i pokroił chirurga na plastry).
Ale obejrzę.
Ale w środku dnia i licznym towarzystwie.
I raczej nie na trzeźwo.