PANIKA PRZEDPRZYJECIOWA

Wlasnie zjadlam pozywne sniadanie w postaci “Macka” toffi, popijanego kawą. Przeszlo mi troche, glownie dlatego, ze N. Kropka.

Dalej nie wiem, co z tymi goscmi zrobic, jak przyjada. Nie mam inwencji kulinarnych, nie ukrywam, ze wiszenie nad garami NIE JEST to moje powolanie zyciowe. N. nabyl piec pudelek barszczu czerwonego, ale chyba nie miał strategicznej wizji przemyslanej do konca, bo musialam go wyprowadzac z bledu – nie, TEJ ZUPY nie podaje się posypanej groszkiem ptysiowym. Zmartwil się i mruczal cos o konwenansach.

Na razie mam taki plan:
– jutro się wyspie
– wstane, zjem jakiegos Maćka i się upije. W ten sposób będę miala z glowy stres, co kupic – pojde pijana do sklepu i dam się poniesc fantazji w zakupach
– w niedziele wstane rano, z kacem, i rabne klina. W ten sposób zredukuje stres i dam się poniesc fantazji w przygotowywaniu jedzenia
– nie będę zalowac sobie drinkow w trakcie przyjecia. W ten sposób zredukuje stres zwiazany z goscmi i będę dusza towarzystwa
– w poniedziałek wstane rano z kacem. Obudzi mnie N., już spakowany do wyprowadzki; powie, ze nie widzi mozliwosci wiazania się z alkoholiczka, która nawet nie potrafi być trzezwa w jego imieniny – poza tym – zwymiotowalam jego siostrze do torebki z krokodyla, a ona tam miala polise ubezpieczeniowa meza i teraz nawet go nie może spokojnie otruc…

No nie no… WRÓĆ!
Może jednak ta sałatka w pomidorkach?…

MIEDZY DOMEM A POMIDORKIEM

Domek ma od wczoraj sliczne okna i drzwi, a my mamy sliczny debet. W dodatku dochrapalismy się jednego ptaszka, który rozmnaza się w powieszonej w tym celu budce, oraz jednej ropuchy. Nie wiem, gdzie się rozmnaza ropucha, bo spotkalam ja tylko przypadkiem i jakos nie było czasu, żeby pogadac i odprowadzic ja do domu.

NASTĘPNY DOM – twierdzi N. – będzie ZIEMIANKĄ o powierzchni 11 metrow kwadratowych. Ale najpierw – doszedl do wniosku – zbudujemy BASEN.

Ciekawe, co na to ropucha.

Bo ja – pas! Stawanie na drodze N., który MA POMYSL, przynosi TAKIE SAME efekty, jak przeciwstawianie się trąbie powietrznej, krążącej nad Arizoną. Czyli, najlepsza metoda jest: zaczerpnąć powietrza, zamknąć oczy i wejść w epicentrum. I czekac na rezultat z nieudawaną ciekawoscią.

Jeśli chodzi o przyjecie na 18 osob, to jak na razie udalo mi się wymyslec jedną potrawe: salatka z tunczyka, serwowana w pomidorkach. Czyli, potrzebuje tylko jakies 10 puszek tunczyka, wiadro pomidorkow, pol wiadra jajek i jeszcze tuzin pomyslow na nastepne przystawki.

Hmmmm… Może KISIEL BLYSKAWICZNY?…

Z OSTATNIEJ CHWILI

Oddajmy glos Pepseemu:

“zepsul ci sie blog … tak jak wszystkim

tzreba bylo go uruchomic
wiec go uruchomilismy w piatek przez dopisanie notki ktora pozniej skasowalismy

ale nie wiemy gdzie siel linki z prawej podzialy…:(
to nei nasza wina”

Jesli by ktos szukal definicji PRAWDZIWEJ PRZYJAZNI – to polecam powyzsza wypowiedz.
Wzruszylam sie.

A LINKI SIE ZAWIĄZE od nowa ::))

A

A ja WLASNIE, ZE LUBIE taka pogode. I co mi pan zrobi.

Wyszlo tlumaczenie “Men at arms” Pratchetta. Na lotnisku widzialam “The Last Hero”, ale nie kupilam, bo strasznie wielkie, albumowe wydanie. Zreszta, musi byc albumowe, bo to ksiazka z obrazkami 🙂

Tak jakos wyszlo, ze w niedziele u nas impreza na osiemnascie osob. Tak, dobrze pani przeczytala. O SIEM NAŚ CIE (18). Tak sobie mysle, zeby dostac od rana pomieszania zmyslow, wyjsc z domu, udac sie w niewiadomym kierunku i odnalezc sie dopiero w poniedzialek, na dworcu w Radomiu, w jednej niebieskiej skarpetce frotte.

No chyba, ze uda mi sie przeforsowac wersje przyjecia w McDonaldzie.

Ratunku.

ZUPELNE ZAMIESZANIE ORAZ SZCZESLIWY POWROT

Pierwszego dnia zginal mi Parlament Europejski – O WIELKIE MI CO! Żaden wyczyn, jeśli chodzi o mnie, poprzednio zginal mi Grand Place. W sobote natomiast już bylam TAKA MIEJSCOWA, ze na skrzyzowaniu zmierzylam POGARDLIWYM WZROKIEM jakiegos nieszczesnego OBCOKRAJOWCA, który podlecial do mnie z mapą i gorączkowo pytał: “MEJDI? MEJDI?”. Zmuszona go bylam POINSTRUOWAC, ze nie żadne MEJDI, tylko MA-DOUUUUUU, ucz się jezykow, baranie, jakie te europejskie narody NIEWYKSZTALCONE!

Po czym cala dumna udalam się do Galerii Luiza.

I mam pytanie: Za ILE LAT trafią do Polski tegoroczne kolekcje Zary, Etam, Promodu, Morgana i pozostalych? I dlaczego JAK JUŻ za pare lat TRAFIĄ, to będą dwa razy DROŻSZE?

Z calego zamieszania najbardziej mi się podobala wystawa biodiversity – uwazam, ze NAPRAWDE prezentowane tam gatunki były ZRÓZNICOWANE, bo w rolach glownych wytapil OSIOŁ (przywiazany na trawniku przed Parlamentem Europejskim, zwracam uwagę) oraz PIJAWKI. Rozbawilam się do lez.

Wrocilam w niedziele rano samolotem pelnym bialoruskiej mafii – naprzeciwko mnie siedzialo dwoch takich z jedną oblubienicą i jak przejezdzal wozek dumnie zwany WOLNOCLOWY SKLEP POKLADOWY, to kupili oblubienicy PODARUNEK skromny: po jednej butelce wszystkich rodzajow GORZAŁY, jakie były na wozku.

Zaplacili karta i był niezly cyrk – dwie sympatyczne panie szarpaly maszynke i szarpaly – co one nie robily z ta maszynka: klękały na niej, jedna trzymala, a druga ciagnela, no – cuda rozmaite. Kiedy w koncu uzyskaly CZYTELNA odbitke, jedna wyjela nieszczesna karte kredytowa, z ktorej wlasciwie zrobil się z jednej strony wachlarzyk, i radosnie oznajmila drugiej:
– Ty, patrz… JAK TA MASZYNKA KARTY NISZCZY!

Najbardziej z calego wyjazdu podobal mi się powrót.

A najmniej – SMS od Chrabjego z delikatnym pytaniem, DLACZEGO w moim blogu jest “na razie pusto”. HA! – pomyslalam sobie- ciekawe, jakiemu skunksowi przeszkadzal mój blog.

Na szczescie jednakowoz, skunks bloga oddal, ale bez linkow.

A Marcys ma w pędzel – NIE PRZYSZEDL mnie odprowadzic do samolotu w srode, chociaz 1004357 razy OBIECYWAL.

A adres Hani Siostry dostalam po powrocie, o!

CHLEB I CUDA

Diabli ogonem nakryli plan Brukseli i zrobili to SKUTECZNIE. Nie udalo nam się go znalezc.

Od wczorajszego wieczoru – cierpie z przeżarcia. Obzarlam się kanapeczek z pachnacymi pomidorkami, ogoreczkami i innymi ozdobnikami smakowymi. Dobra strona mieszkania na wsi jest znakomity chleb. Chyba zjadlam dwa bochenki, może nawet trzy. I cala noc snila mi się FAKTURA – taka ksiegowa – rubryczka po rubryczce.

Coz. Dwa dni temu snilo mi się, ze stuknelam Kojotem – ORUROWANYM, zaznaczam – wartburga i wysiadl z niego jamnik. A jechalam na Slask. Zimą.

Nie wiem, czy CHCIALABYM wiedziec dokladnie, co się dzieje wewnatrz ludzkiej czaszki.

Zdolnosci umyslowe przekazywane sa w chromosomach X. HA, HA, HAAAAA! :))) No i CO WY NA TO, wladcy swiata! Zawsze powtarzalam, ze Y to wybrakowany X 😉 z ułamaną nóżką 😉

Dzis od rana znowu wszyscy – mecz i mecz! Zamiast meczec, posluchalam co mówią. Generalnie, chodzi o to, ze wszyscy czekali na cud, a cud się nie stal, no i teraz wszyscy sa GLEBOKO ROZCZAROWANI, bo gdzie jak gdzie, ale W POLSCE psim obowiązkiem CUDÓW jest STAWAĆ SIĘ! I to RE GU LAR NIE!

No to będę jechac, A MARCYS MA MI PRZYJSC POMACHAC! Bo jak nie – to przywioze do kraju pare kilo obywatela mniej. O!

"ALE O CO TOBIE CHODZI, WANDA?"

I jest tak, ze od jednej strony grzyba się rosnie, a od drugiej maleje.

Wczoraj się dowiedzialam, ze czeka mnie niespodziewana reszta tygodnia w BXL. No bardzo się ciesze. Pojde na smazone malze. Tylko DLACZEGO ZAWSZE W OSTATNIEJ CHWILI!

A wieczorem sporzadzalam bardzo ciekawa liste zakupow: “rynienki odplywowe z podwojnym dekielkiem i kolankiem – osiem sztuk”; “styropian FS 20 grubość 6 cm – trzy m3”.

I ja się pytam – dlaczego na liscie nie było, na przykład – “Wyjazd na Cypr, apartament NNNN, dwa tygodnie dla dwóch sztuk” albo “brylant siedmiokaratowy, czystosc D2, jedenascie sztuk”?

A teraz wszyscy biegają i krzyczą – MECZ! MECZ! Skoro KAŻĄ… “Meeeeeeeee!” – zameczalam. Popatrzyli się jak na idiotke.

ZNOWU mnie cos omija, czy to tylko moja bogata wyobraznia?…