No więc kraj miał piękny weekend NIEWYBORCZY, a my – nocne spacery i sprzątanie rzygów na tarasie. Dziś znowu do weterynarza, więc humoru za dobrego nie mam.
W sobotę po południu jechaliśmy z pacjentem przez naszą wieś i w co drugim ogródku oczywiście siedziały grupki przy stolikach i dymiących grillach, ale przynajmniej raz ta cała epidemia na coś się przydała. Wszyscy pili wódkę i wciągali promocję z grilla – W CISZY. Żadnej discopolowej rąbanki, dudnienia ani odgłosów godowych Zenka! Przez całe popołudnie słyszałam w ogrodzie tylko ptaki (mamy małe szpaczki, na szczęście w tym roku nie bezpośrednio nad tarasem).
Oczy mam podkrążone bardziej niż minister od leczenia, a jutro podobno śnieg. Jak nie piję wódki, to naprawdę chyba się upiję I TO DO LUSTRA, bo mam system overload – epidemia, kloaka polityczna, chory pies I JESZCZE ŚNIEG? Idę kieliszki polerować.
I co jest temu piesku?
Nic ino pandemia wsrod zwierzat – kot mojej corki rzygal, jej znajomego tez, no i Twoj pies, na drugim koncu globu – tez.
Mam nadzieje ze to tylko odruch zwrotny na to co sie dzieje w ludzkim swiecie.
U nas nie bylo ciszy, jest odwrotnie bo pomalu zaczynamy sie “otwierac” czyli ruch kolowy wrocil na szosy, ludzie do tej pory spokojnie spacerujacy zrobili sie jacyc swobodniejsi i glosniejsi, wielu porzucilo noszenie masek, otwieraja koscioly, baseny, plaze, parki i…kasyna – i to mi sie wcale nie podoba bo uwazam za miejsca nie konieczne do zycia a powodujace zgromadzenia i pozniej ci sami ludzie beda sie krecic po sklepie, blisko mnie.
Ale kto chce sluchac mych protestow?
Z drugiej strony zarzekalam sie ze nie skorzystam z fryzjerni a tymczasem ino otworzyli to na drugi dzien pojechalam co swiadczy ze jak inni tez jestem slabym czlowiekiem.
Zycze pieskowi szybkiego powrotu do zdrowia.