Dobra, koniec tego krowienia się. Majtki na dupę i do roboty – jak mawiał klasyk.
Na razie nowy rok jest jakiś DZIWNY. Dzieją się dziwne rzeczy. O, na przykład – kilka dni temu śniło mi się, że chcę wrócić do szkoły muzycznej, ale moja profesorka od fortepianu jest przeciwna i w ogóle mnie tam nie chce. I kogo dziś spotykamy w sklepie? HĘ? Moją panią od fortepianu, niewidzianą lat dwadzieścia albo i lepiej! W dodatku bardzo ładnie wyglądała (nie od dziś mówię, że sztuka konserwuje). Ale byłam tak miła i nie wypomniałam jej, że stanęła w poprzek moim marzeniom (sennym).
Albo – słyszę kątem ucha, jak N. rozmawia z moim ojcem przez telefon: “No i co, rusza się? Nic? Jakąś godzinę trzeba mu dać, ale jak dalej nic, to już koniec”. Włos mi się zjeżył WSZĘDZIE – jak nic coś przejechali samochodem!… I teraz u ojca leży w garażu schowany przede mną potrącony łoś / żubr / jelonek / dzik i tak nad nim czuwają na zmianę. Zanim jednakowoż zdążyłam N. wydrapać oczy, to się okazało, że akumulator sobie pożyczają. Chyba, że to był taki kryptonim. AKUMULATOR. Na pewno na wszelki wypadek nie wezmę do ust żadnej kiełbasy, z jaką się N. pojawi w domu w najbliższym czasie.
A w dodatku świat obiega nowa teoria amerykańskich naukowców, jakoby tłuszcz oraz cholesterol wcale nie były takie szkodliwe, jak się od kilkudziesięciu lat ludziom wmawia. Gorzej szkodzi cukier, niż tłuszcz. Ja tylko mogę pokiwać głową z politowaniem – zawsze to powtarzałam, że tłuszcz jest fajny, kochany i pyszny. A już żeby ludziom jajko szkodziło, to naprawdę jakiś mega zwyrol i mizantrop musiał to wymyślić. Mój pradziadek codziennie jadł boczek albo słoninę (i popijał lufą spirytusu, ale to odrębny temat dietetyczny) i żył 96 lat. Ponieważ tłuszcz is jolly good fellow i w ogóle long live the tłuszcz.
A jako że z krówkami mi nie wyszło, to idę żreć faworki. Świeżutkie.
Ja nie ograniczam ani tłuszczu ani cukru. Co niestety po mnie widać 😉
Moje postanowienie noworoczne hmmm, oczywiście utrata wagi, trzeba schudnąć, a więc majtki na dupę i do roboty;)
Jak tu ograniczyć smaczne dania, jak dla mnie bez szans 🙂
Barb, czy Kate Atkinson w kazdej książce na jedno zdanie z bieżącej akcji wtrynia 5 stron dygresji? Bo już mnie to lekutko męczy. Ciekawe te jej książki, kończę teraz Przyslugę, ale mam wrażenie, że nic się w tej książce nie dzieje 🙂
No ona tak meandruje, taki ma styl – mnie się to podoba; ale ze wszystkich części o Brodiem, “Przysługa” moim zdaniem najsłabsza. Im dalej, tym ciekawiej, nie mogę się doczekać na tą co wzięła psa i poszła (mieli sprzedawać od dziś!).
o, to muszę prędko czytać!
Moja silna wola tez jest zdecydowanie za slaba, zebym byla w stanie ograniczac cokolwiek, co mi smakuje…
I bardzo mi sie podoba charakterystyka “celebryckich chujenek” 🙂
Tłuszcz jest konieczny i powinien występować w każdym posiłku, tylko żeby nie przesadzać z ilością oraz zmieniać jego źródło. Raz może pochodzić z golonki, raz z orzechów, ale jest KONIECZNY! Te diety pozbawiony wgl. tłuszczy to istna głupota, terror i wyjałowienie organizmów. To samo dotyczy jajek, to kompletna bzdura z tym cholesterolem, który notabene jest też potrzebny w ludzkim ciele.
A cukier? Proszę, napisz, że cukier też.
Cukier też, a właściwie węglowodany – mózg się żywi węglowodanami (każdy kto się uczył do egzaminu albo coś musiał napisać wie, jakiego się dostaje propelera po zjedzeniu kawałka czekolady; albo kilku kawałków czekolady). Dlatego to zasuszone anorektyczne towarzystwo z telewizji i innych celebryckich chujenek, pasące się sałatą, jest takie głupie.
Nie, żebym miała coś przeciwko sałacie – w kanapce z boczkiem i pomidorem albo do jajka w majonezie jest niezastąpiona.
taaaaaak!!! Kultowa kanapka BSP !!!
“Idę żreć frotki” przeczytałam i zadumałam się nad barberellową dietą. Bo co innego panierka z kury w kfc, a co innego jednak gumki do włosów. Mam nadzieję, że smaczne były. Te faworki.
Też nigdy przesadnie nie ograniczałam tłuszczu. Ale cukier lubię niestety bardziej…
I mi z kolei z krówkami wyszło. Bardzo. Tworzymy udany związek (choć może krówki byłyby innego zdania) 😉