O PRALCE, ŚWINIACH I ZDYCHANIU SERIALI

 

No to żeby nie było tak całkiem bez przygód, to ześwirowała pralka. Na nutę “Jedziesz sobie, zostawiasz mnie samą, a może mi TEŻ jest zimno!” – i nie chce oddać prania. Włączam wszystkie programy po kolei, może po którymś jej się znudzi i da się otworzyć. Na razie wygrywa ze mną jak stara dobra Barca ze starym dobrym Realem. (CO OCZYWIŚCIE NIE ZNACZY, JAKOBYM BYŁA I / LUB CZUŁA SIĘ I / LUB WYGLĄDAŁA STARO, JASNE?????).

Niech mnie ktoś powstrzyma przed klikaniem na kolejne gry na fejsie, bo się wrąbałam w ratowanie małych zwierzątek, które siedzą na pudełkach i było to bardzo, bardzo fajne, do momentu, kiedy mi świnie nie zaczęły spadać w przepaść z takim upiornym kwikiem! Bardzo to przeżyłam, bo ja się przywiązuję (nawet do jednorazowej animowanej świni) i teraz mnie rozdziera – tu nałóg, a tu świń żal. Szkoda, że to nie są małe ludziki, ludzików mi nie żal (dużych też nie). Z tym, że wtedy nie ukończyłabym żadnego poziomu, bo wszystkie ludziki zrzucałabym w przepaść.

A propos zrzucania ludzików w przepaść – na serialowym głodzie przypomniało mi się, iż zaniedbałam “Criminal Minds” i sobie włączyłam odcineczek tak w sumie losowo, bo całego sezonu mi się nie chce, ale trafiłam jak ludzką głową w dziesiątkę: pani Amber, dziewczyna Wilsona z House’a, łapie facetów, trzyma w szopie i przerabia na nawóz rozdrabniarką do gałęzi, na którym to nawozie hoduje organiczne pomidory. Jest bowiem zwolenniczką zdrowego, naturalnego odżywiania się, widocznie nie ma pod pomidory jak mielonka z faceta. I OK, to jeszcze jest OK, tylko że w pewnym momencie wyskoczyła jej krosta na policzku i żeby ją wyleczyć, złapała babę w ósmym miesiącu ciąży, zrobiła jej na parkingu cesarkę ząbkowanym nożem (i zszyła na okrętkę) i zeżarła łożysko. W celu leczniczym. (Zawsze mówiłam, że od tej zdrowej żywności to człowiek tylko fiksuje).

Moim zdaniem, to już jest Syndrom Zbyt Długo i Na Siłę Ciągniętego Serialu. “Mentalista” też na to choruje, niestety.

No i tak. Jak nie pieprznie w Ziemię asteroida, to jutro jedziemy. Raczej nie będę się odzywać, bo gdyż albo będę siedziała w morzu, albo będę zbyt pijana, żeby trafić w literki. Salut.

0 Replies to “O PRALCE, ŚWINIACH I ZDYCHANIU SERIALI”

  1. Wiesz co, ja tak czytam o tej Hiszpanii, że latasz i latasz, i co Ty w niej widzisz? Się zawsze dziwiłam. Właśnie byłam dwa dni służbowo w Madrycie. I zrozumiałam. I bardzo Cię przepraszam. I ja też chcę.
    buuuuuuuuuuuuu

    novembre

Skomentuj ~sheila Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*