Paniusia pojechala na delegację, poczem wróciła i okazało się, iż nie pamięta hasła do systemu.
I brawo Duśka.
Natomiast wróciwszy z delegacji okazało się, ze małżonek mój osobisty nie spał w domu.
I MYSLAŁ, ZE TO SIĘ NIE WYDA.
AAAAAAAAHAHAHA! Uroczy naiwny gapcio.
Oczywiście, że się wydało, bo książka, którą przed wyjazdem położyłam na łózku po jego stronie, nadal tam leżała.
A jemu się wydawało, że jest taki sprytny i przebiegły jak KOJOT co najmniej.
Wersja oficjalna jest taka, że nie poszedł na dziwki ani do baru go-go, tylko spał u kolegi i ze kolega to potwierdzi normalnie telefonicznie w każdej chwili. On chyba czasem NAPRAWDE ma mnie za naiwną (oczywiście, ze potwierdzi, jak w tym kawale – kochanie, gdzie byles bo dzwoniłam do pieciu twoich kolegów i wszyscy przysięgali, ze u nich nocowałes).
Tak mnie rozczulił, ze nawet go porządnie nie opieprzyłam. No – tyle co niezbędne.
W sobote mam za to urodzinowy piknik („Uwielbiam te małżeńskie parten gardy!”). Już się nie mogę doczekac.
Być może będzie 12 osob, a być może 60. Z wrodzonej nieśmiałości bowiem mój mąż nie jest w stanie podac precyzyjnie liczby rodziny, jaka nas nawiedzi. W dodatku nie pozwolił mi zamówić napisu na torcie „MAZEŁ TOW!” – zupełnie nie wiem dlaczego.
Kocham zycie, kocham świat, kocham szykowac żarcie dla niezbadanej liczby osób, jestem kwiatem lotosu na pierdolonej gładkiej tafli… OMMMMMMMMM