Rocznice naszego slubu
uczci mój mąż
jadąc na Polwysep Kolski z przyjaciólmi łowić łososie
wyjezdza za tydzien, powiedzial mi o tym WCZORAJ
No coz.
Pozostaje mi tylko zyczyc pomyslnych łowów.
Strefa wolna od sportu i lajfstajlu
Rocznice naszego slubu
uczci mój mąż
jadąc na Polwysep Kolski z przyjaciólmi łowić łososie
wyjezdza za tydzien, powiedzial mi o tym WCZORAJ
No coz.
Pozostaje mi tylko zyczyc pomyslnych łowów.
No i jaki jest panstwa pogląd na konieczność ubiegania się o państwowe zezwolenie na posiadanie nagrywarki?…
Bo ja…
Ja to zamierzam POSOLIĆ.
I ubranie też sobie mogę posolić.
Jadę na weekend do Krakowa, a cały syf zostaje z tyłu.
„Spotkania, na których Jezus leczy z nałogów i depresji” mamy u nas w stolicy tego lata. Wpadnie ktoś?
Jak już napisała tow. ob. Hanna – z uwagi na South Park znacznie, ZNACZNIE poszerzyły się granice mojej percepcji i naprawde, nawet spotkania z Jezusem leczącym nałogi nie robia na mnie takiego wrażenia, jak zrobiłyby kiedyś. Kiedys byłam młoda i naiwna, teraz mam prawie 33 lata, obwisły mi cycki i wiem, że granice ludzkiej głupoty i idiotyzmu sa znacznie, znacznie szersze, niż to by się wydawało możliwe.
W robocie mam pożar w burdelu.
Wieczorem jestem tak zmęczona, ze nawet ufoki z INVASION mnie nie cieszą.
No dobra, miało nic nie być, ale mnie Kbb natchnął.
Z tym, ze to nie będzie przepiękna notka narzekająca na system edukacji, ponieważ – w odróżnieniu od matek, przepuszczających produkty swoich lędźwi przez kagańce oświaty – mam tylko wspomnienia własne.
Z podstawówki to pamiętam tylko nauczycielke matematyki, która mnie matematyki nauczyła. Po prostu. I jak tak patrzę to do matematyki miałam szczęscie przez całe życie. Do innych przedmiotów troche mniej.
Takie na przykład WF i plastyka.
W podstawówce WF-u uczyła nas wysportowana, zylasta suka, której nienawidze do dziś. Kazała nam biegac na stopień i rzucac piłką lekarska na stopień i zwisać głową w dół z drabinek na stopień i robic przewrót w tył na stopień. I grac w siatkówkę. Z powodu WF-u miałam nerwicę i nie policze nieprzespanych nocy – nienawidziłam WF-u, kiedy musiałam grac w siatke strasznie twarda piłka z dziewuchami dwa razy ode mnie większymi.
Na całe szczęscie złamałam nogę i na tej nodze pojechałam ze zwolnieniami od ortopedy (które wycyganiał odeń rokrocznie mój i Zebry dziadek) już do końca liceum, a na studia poszłam takie, żeby WF był nieobowiązkowy! SPRAWDZAŁAM TO jako pierwsze kryterium w informatorach.
Plastyka zaś…
Ooooo! Tez czasem miałam ochote popelnic samobójstwo, ponieważ ja nie umiem narysowac KOMPLETNIE NIC. Nawet kreski prostej. NIC. Tymczasem zwykle kazali nam rysować tematy „POSTAC LUDZKA W RUCHU”, ewentualnie „EMOCJE NA LUDZKIEJ TWARZY” lub „Grupa postaci ludzkich wyraźnie czymś rozemocjonowana”.
W liceum miałam nauczycielke od plastyki, która miała… CHYBA TRZYSTA LAT. W każdym razie, uczyła chyba jeszcze moja babcię, bo moich rodziców to na pewno, i JUŻ WTEDY była bardzo stara.
Co zupełnie nie przeszkadzało jej utleniac włosów na biało-blond, nosic obcisłych ciuchów w kolorze złotym lub we wzór w panterkę, malować ust na amarantowo, mieć 19-letniego kochanka i malowac jego genitalia na ścianach mieszkania. Oraz na co drugiej lekcji plastyki wchodzic na stół i spiewać piosenki własnego autorstwa. Oraz dawac recital na każdej studniowce.
Nieno. Plastyke miałam z ARTYSTKĄ.
Polski w liceum miałam z żona dyrektora, która głownie nie miała czasu stawic się na lekcji i przychodziła np. 10 minut przed dzwonkiem.
Fizykę z samym dyrektorem, kóry na każdej lekcji stawiał delikwenta przy tablicy i kazał mu rysowac sznurek przełożony przez bloczki, na jednym końcu sznurka wisiał odważnik, na drugim – małpka, i trzeba było rysowac siły działające na małpke i odważnik. Nim się doszło do równania, to zawsze był dzwonek.
A angielski z kolesiem, który na wstępie lekcji rozkładał gazetę, oświadczał nam „Moi drodzy. Są jaja, a będą jaja jeszcze wieksze. A ty (nazwisko), idz zrób mi herbate i przynieś”. Do herbaty pluło się rzadko, bo jednak nie był taki zły (oprocz tego, ze nic nas nie uczył), ale palec wkładało nader często – ot tak, dla krotochwili.
A biologię miałam z niezliczoną ilościa bab, które zmieniały się jak w kalejdoskopie, bo zachodziły w ciążę jedna po drugiej. Co przyszła jakas uczyc biologii, to za trzy miesiące leciała z brzuchem na zwolnienie.
Rosyjski z Saszą to była jedna wielka czteroletnia przygoda. Facet nie miał autorytetu ZA GROSZ i znęcaliśmy się nad nim potwornie. Na przykład, z jednej lekcji uciekli wszyscy chłopcy pograc w piłkę na boisku, doskonale widocznym przez okno z klasy, gdzie mieliśmy ruska. Sasza się wkurzył i wysłał przewodnicząca klasy, żeby przyprowadziła chłopców na lekcję. Kolezanka wyszla, wróciła po 40 minutach i oświadczyła, ze chłopców nie znalazła. Granie w piłe lub opalanie się przed szkołą na rusku to był właściwie standard.
Kurna… JAKIM CUDEM ja zdałam na te studia, to nie wiem.
Generalnie, z moich przemyśleń wynika, ze DA RADĘ zdobyc wykształcenie POMIMO nauczycieli. Trzeba po prostu przejść przez nauczycieli szczebla podstawowego i średniego jak przez ospę czy odrę – znaczy, żeby nie przeziębic krost i nie rozdrapać strupków, bo zostana ślady.
A w ogóle to potwornie boli mnie głowa i boje się ze zaraz wybuchnie.
Z uwagi na datę transmisja odwołana.
PS. Polsce grożą huragany i trąby powietrzne, a mój mąż ma dzis imieniny 🙂
Melania była niesamowicie dzielna.
Najgorszy był moment, kiedy gnałyśmy z nia z lecznicy, jeszcze nieprzytomną po narkozie – przelewała się nam przez ręce, wisiał jej jęzor do pasa, a my się modliłyśmy, żeby N. nie zobaczył jej w takim stanie – bo by nas pozabijał, a lecznicę spalił i zrównał z ziemią.
Na szczęscie Melania wciągnęła język i zaczęła coś kumać, zanim N. wpadł z wielkim kawałem surowej wołowiny w nagrodę za przecierpiane przez stworzenie męki.
A najlepsza w tym wszystkim była głodówka Melanii w piątek przed narkozą. Nie dostała przez cały dzień nic do jedzenia… W ZWIĄZKU Z CZYM CAŁY DOM CHODZIŁ GŁODNY. Nikt się nie ośmielił nic zjeść, skoro Mela nie dostała kolacji.
Mój ojciec dzwonił w sobotę już od wpół do siódmej rano.
– O KTÓREJ JA ZABIERACIE? – syczy mi do słuchawki. – Przyjeżdżajcie już po nią! No ile pies może nie jeść!… Musiałem się przed nią chować, żeby zjeść kawałek bułki!…
A pogoda też pod psem.
I ja się pytam… Albo nie. Już mi się nie chce pytac.
Poszłabym spać.
No co wy, zwariowaliście? Nie ja jestem w ciąży (tak na spokojnie bym o tym pisala? Błagam! Zrobiłabym raban jak nie wiem co!) i nie Pierwsza urodziła, nie nie nie.
Urodziła Sosko!
Powiadam Państwu – cały tatuś. Tylko mniejszy (na szczęscie).
Od rana miałam bóle przepowiadające, mdlałyśmy z Hanką ze zdenerwowania – ona w Gdańsku, ja tu w Polsce centralnej, a Ewa wysyłała nam SMS-ki „Już już ide rodzic już TYLKO JESZCZE SKOCZE NA PUDELKA”.
Wczoraj byłam przez cały dzień na szkoleniu BHP (dygresja: uważam, ze wszyscy etatowi bhp-owcy powinni figurować na pierwszych stronach publikacji „Atlas pasożytów człowieka” – koniec dygresji). Oczywiście – szłam tam TYŁEM, no bo błagam was. Szkolenie bhp. Całodzienne.
Okazało się jednakowoż, że było całkiem przyjemnie.
W szczególności przemilo wspominam pana lekarza od pierwszej pomocy, strażaka i panią psycholog od stresu.
Lekarz od pierwszej pomocy był zdaje sę ze stajni Jurka Owsiaka. Pokazywał nam propagandowe filmiki o pierwszej pomocy i bardzo starannie je analizując, ujęcie po ujęciu, wyśmiewał je i wytykał karygodne błedy. Dopiero teraz widzę, jaką Owsiak robi niesamowita robotę, a tym dyrektorom, którzy nie chcą wpuścic go do szkoły życze, żeby zajęly się nimi w razie wypadku osoby wyszkolone na propagandowych filmikach.
Poza tym dowiedziałam się, że ratowanie życia polega czasem na AMPUTACJI KOŃCZYNY PIŁA MECHANICZNĄ i od rana mam szalona ochotę uratować życie kilku osobom.
Jutro natomiast idziemy z Melania do dentysty.
Zebra i ja.
Z psem do dentysty. Takie czasy nastały.