NO I CO Z TEGO, ZE FRIDAY!

Siedzę w robocie i stukam pazurem w biurko (w przerwach pomiędzy wtargnięciami moich pracowników z rozwianym włosem tudzież – jeśli w kategorii „włosy” dostrzegalne są niejakie niedobory – łopoczącymi połami marynarek), żeby podkreślić swoją dezaprobatę dla otaczającej mnie rzeczywistosci.

OK., OK. – piątek jest, ale to wszystko, co rzeczywistość ma dzis na swoją obronę.
(O, wlasnie cos jebutnęło o podłogę w pokoju nade mną).

Spalo mi się kiepsko, zawsze jak małżonek wyjezdza, to spi mi się kiepsko – gdyby akurat zawitał jakis morderca, wampir czy duch – to nie ma kto stanąć w mojej obronie. Śniło mi się najpierw, ze zostawiłam torbę w taksówce, jadąc na lotnisko i trzeba było tej torby szukać. Okazało się, ze oddali ją wojsku, bo myśleli, że to bomba, ale – mimo, ze deklarowałam gotowość – nikt mnie nie chciał przesłuchiwać, tylko po prostu mi ja zwrocili. Nawet nie musiałam pokazywac, co mam w środku. Dziwne. Prawie zawsze mi bebeszą torbę po przeswietleniu (może zwykłemu oficerowi tkwiącemu za tym prześwietlaczem TRUDNO jest zrozumiec, po co się targa w torbie 39875 długopisów, w tym połowa metalowych, oraz ważącego ok. 0,5 kg metalowego SMOKA tybetańskiego na szczęście – ale to już jego problem i moja prywatna sprawa).

Pozniej mi się sniło, ze przyjechaliśmy na jakis mroczny camping, skryty w lesie, i N. próbował mnie nakłonic do zamieszkania w domku WYPISZ WYMALUJ jak z Blair Witch i im glosniej ja krzyczałam, ze nie ma mowy, tym bardziej on mnie probowal do tego domku wepchnąć.

Wiec jestem od rana rozbita, niezadowolona i mam krwiste myśli.

PS. Ooo, Haniuta mnie troche pocieszyła .

TO NIE BĘDZIE DOBRY DZIEN

Paznokiec mi się złamał.

Carrie się przespala z Bigiem drugi raz (ja bardzo przepraszam wszystkie panie, które tego jeszcze nie widzialy, ze zdradzam, co będzie, ale po prostu NIE MOGĘ tego na spokojnie przyjąć – za kare możecie mi opowiediec pierwsze odcinki drugiej serii LOSTA) – ja do tego za bardzo emocjonalnie podchodze, ale ta dziwka mnie wykończy. W dodatku zgubiła psa.

Czy ktos się martwił o Faceta z Młotem?… Jest, jest! Ale zmienił technikę. Teraz mniej dudni, a bardziej zgrzyta i stuka. Ciekawe, co chce przez to powiedziec.

W dodatku zgubiłam jogurt.
Normalnie – poszlam do sklepu, kupiłam, przyniosłam go do pracy do swojego pokoju, rozpakowałam, postawiłam gdzieś I NIE MA. Zgubiłam jogurt na przestrzeni kilku metrów kwadratowych. Naprawde, nie powinnam mieć dzieci. Już to widze: „Gdzie twoje dziecko?” – „No jak to, przed chwilą tu leżało… PRZYSIEGAM, ze je tu położyłam!”.

A ten moj telefon to tak dzwoni, dzwoni… Jakby chcial, zeby go ktos odebral. Pff.

NIE O SERIALU, TYLKO O ZYCIU?…

O mój Boze, no ale co ja mogę napisac o swoim zyciu. No co.
Jest jakby monotonne troche. Tj. monotonne w taki sposób, jak bieg w maratonie – bo ta monotonia w dosc szybkim tempie zasuwa.

Np. wczoraj zjedliśmy kotlet w lokalnej knajpie – zawsze, jak ja mijaliśmy, to obiecywaliśmy sobie „KIEDYS TU PRZYJDZIEMY” no i wczoraj przyszliśmy. Kotlet był dobry, choc sama knajpa – nieco dziwna (ale nie w takim sensie, jak w „Od zmierzchu do świtu”, nie – nie podawala nam napojów Salma Hayek, lejąc sok jabłkowy po dużym palcu u nogi – choć mój mąż często mnie pyta, czy umiałabym wykonac taki numer, hm).

I odebralismy pranie z pralni.
Tez nie podawala nam go Salma Hayek.

Nastepnie mój maz oddal się:
– czytaniu katalogu wędkarskiego
– oglądaniu filmu o tym, jak złapać karpia na jakąśtam żyłkę
– biadoleniu, ze nie udalo mu się kupić bekingu (nawet mnie nie pytajcie, co to jest)
– kartkowaniu książki „SZTUCZNE MUCHY” (rozdział o krótkich nimfach – przysięgam)
– zrywaniu się z fotela co chwilę, żeby machnąć którąś z wędek, ustawionych w gotowości do wymachiwania i opartych o kredens.

W tym czasie ja czytałam „Sklepik z marzeniami” Kinga, żeby się nie denerwowac (nie ma jak dobry horror na uspokojenie, wlasnie doszłam do miejsca, gdzie pozabijały się te dwie baby za to, ze jedna drugiej zaszlachtowała psa, choć oczywiscie to nie ona zaszlachtowała).

Co u kreta – nie wiem. Nie dzwoni, nie pisze… Chyba faktycznie obrazil się za te tulipany.

Melania co wieczór zjada ciepłą bułeczkę prosto z piekarni – zwykle czekała, aż zostanie poczęstowana, natomiast wczoraj sama się poczęstowała w samochodzie, prosto z torby z bułeczkami. Co za pies.

Śniło mi się, że dowiem się czegos ważnego w czwartek.

I o, tyle. To chyba serial ciekawszy?…

NO NIE NO… TEGO NIE BYŁO W UMOWIE!

Nie no, dziewczyny!
Załamałam się wczoraj całkowicie.
Caly czas oglądam S&C wytrwale, tak? Wineczko, kanapeczka i sezon trzeci.
No i wczoraj tak sobie oglądam… niczego nie podejrzewając…

A TA GŁUPIA CIPA CARRIE PRZESPALA SIĘ Z BIGIEM!

Brawo! Bra wo ta pa ni – bardzo mądrze.
Przypominam, ze koleś zostawił ją dwa razy – z czego za drugim razem po miesiącu był zareczony z dekade od niej mlodszą kobietą, z która nastepnie się ożenił. I dobrze mu tak, gdyz okazala się nudna flądrą nie znajaca podstaw ortografii i dekorującą mu cały dom na beżowo. Carrie w tym czasie znalazla sobie super ekstra chłopaka (NIE WIEM, przysiegam, nie wiem CO ONI W NIEJ WIDZĄ, to musza być naprawde DOBRZY aktorzy sowicie opłacani, żeby tak przekonywujaco mogli zagrac uczucie dla takiego paszteta) – i co robi, jak tylko ten fiut zlamany pojawia się na horyzoncie?…

OCZYWIŚCIE!
Wskakuje mu do lozka!

Oficjalnie oznajmiam, ze Carrie nie dosc, ze jest brzydka (ma końską szczękę i pypcia), to w dodatku GŁUPIA.
Tak się zdenerwowałam, ze normalnie nie wiem, kiedy będę w stanie oglądać dalej!
Dobrze, ze chociaż Miranda rozstala się ze Stiwim, który mnie wkurwiał. A Szarlotka zaręczyła się z agentem Cooperem.

Poza tym, ten serial jest zabójczy dla figury, bo one tam bez przerwy jedzą, wiec ja też muszę.
Dlaczego nikt mnie nie uprzedzil?…

POCZATEK OHYDNEJ JESIENI

Mąż mnie zabrał w sobotę…
Do Paryza?
Do Barcelony?
Do Szlezwiku – Holsztyna?…

A otoz NIE.
Zabral mnie on mianowicie nad Narew.

Najpierw do takiej jednej wsi, żeby obejrzec taka jedna stara chałupe, a za nią sad jabłoniowy. A za tym sadem – łąka, gdzie się pasie krowa sąsiadów. Bardzo dobra krowa, daje 20 litrów mleka dziennie, no – ale zjada dwa wiadra jabłek, tych ze starego sadu. A za tą łąką – rzeka i wielka wierzba, co ja bobry przewróciły. Siedzą teraz na tej wierzbie i zęby ostrzą. Sąsiadka robi z mleka krówki – jabłkówki ser i masło. Chcę trochę?… A żeby mnie już zupełnie dobić – to przy drodze na słupie mieszka bocian.

Aaaaaa!… W dupie mam Barcelonę, muszę się zaprzyjaźnić z krową i indoktrynować sąsiada, niech nie wpycha psa do rzeki – chyba, ze latem.

A pozniej odwiedziliśmy naszego przyjaciela, który akuratnie wpuszczał ryby do swoich stawów – w związku z powyższym mój mąż kucał przy brzegu i masował zszokowane amury. Drogą za płotem co i raz przejechał konik ubrany w chomąto, wlokący wóz czubato napakowany gnojem (trafiliśmy na jakaś zorganizowana akcje „Przewieź Gnój Drogą”). Oraz kilka razy o malo nie dostaliśmy w przednią szybę burakiem cukrowym, bo tez akurat wozili.

A wczoraj na imieninach babci o mało nie pekłam ze smiechu, jak seniorki rodu wdały się w dyskusję, jakie to baby są głupie, ze z powodu byle kochanki chcą się z chłopami rozwodzić – patrzcie państwo, facet żywe srebro, robota mu się w rekach pali (i nie tylko…), sąsiedzi się go nie mogą nachwalic, a glupia zona się czepia.

No. Ohydę jesienną oficjalnie uwazam za otwartą.

TAKA DZIS JESTEM SENTYMENTALNA

(ze mogłabym sprzedawać łzy)

Chyba wiem, dlaczego – otoz, dlatego, ze musze usiąść na dupie i skończyć rozdłubany raport (bardzo bolesne, bardzo).

Czytam od wczoraj „Łososia zwątpienia” i nie mogę zrozumiec, dlaczego dopiero teraz. Kupiłam te książkę bardzo, bardzo dawno temu i leżała na kupie książek „do przeczytania” (tak, mam w domu taka sterte, na której klade świeżo zakupione książki, i jak mi się zmniejszy do wysokości pol metra, to podejmuje dzialania interwencyjne, w postaci zamowienia w Merlinie). I wyciągnęłam ja wczoraj. Czytam i ryczę (może to klimakterium, bo te opowiastki są w sumie zabawne, ale jakies takie nastrojowe). Najpierw się popłakałam przy Beatlesach, a pozniej przy dwóch sukach.

I taka jest nowa piosenka „Nine milion bicycles in Beijing” – co to pan Marek się z niej nabija i mowi, ze to hongkongskie country. No więc ona tez mnie rozklada na łopatki (emocjonalne).

W sumie należy mieć nadzieje ze to front atmosferyczny i ze mi tak nie zostanie.

SPOKOJ NAD TĄ TRUMNĄ!

Iiizi, iiizi!…
Kochaaaaani!
No chyba NIKT naprawde nie myślał, ze wygramy z Angolami, prawda? Nie, no bez jaj.

Ja bym się np. na serio zdenerwowała, jakbyśmy wygrali. Bo wiecie, tyle teraz proroctw o rychłym końcu świata – Nostradamus, huragany, powodzie, ptasia grypa, w dodatku zbezcześciliśmy kometę…. Jakby jeszcze na dodatek NASI WYGRALI Z ANGLIĄ to już naprawde, NAPRAWDE nic nie pozostaje, tylko spakowac książeczkę do nabożeństwa i usadowić się na jakiejś nieźle umieszczonej ławeczce, żeby mieć dobry widok na Sąd Ostateczny (a szczerze powiem, ze byłabym żywo zainteresowana wyrokami dla paru osób, w tym np. mistera Kulczyka).

Natomiast drogie panie, po wczorajszym seansie Sex & City (tak, tak, oglądam wytrwale, zbliżam się do zakończenia drugiego sezonu, mąż mi troche przeszkadza, wtryniając w DVD a to „Total Recall”, a to „Screamers”, ale ja się nie daje)… Czy zauwazylyzcie, moje drogie, w odcinku o seksie tantrycznym (poszly na szkolenie z seksu tantrycznego po tym, jak ten chirurg ortopeda usnął na Charlotte W TRAKCIE) – KTO zagrał specjalistke od seksu tantrycznego?…

Kto robił za manhattańską wyrocznię w tym zakresie?…

NASZA ELKA CZYŻEWSKA! Oto, kto!

I niech mi ktos powie, ze Polakow w swiecie nie doceniają! W zamian za cenny wkład merytoryczny, polskie kobiety powinny mieć 50… powiedzmy – 70% zniżkę na zakup serialu!

Na zakończenie – kwiz: Zgadnijcie, Kto i Czym Napierdala w Sciane Pod Moim Oknem. Od rana.

KOLEJNY NIEZŁY SKANDAL

No i ZNOWU wpadlam na trop afery – tym razem międzygalaktycznej.
(Tak – niech mnie częściej wywożą na konferencje, to mniej będę myślała o głupotach).

Wiec odkryłam, CO TO TAK NAPRAWDE SĄ TELETUBISIE.
Gadamy z kolegą – ja, ze Teletubisie to schiza, wymysł jakiegoś niezłego perwersa, mogą się przysnic w najgorszych koszmarach sennych, w ogole boje się Teletubisiow.
On – ze absolutnie nie mam racji; Teletubisie to wynik złozonej analizy psychologicznej mózgu dwulatka, którego swiat jest miekki, puszysty, w kolorach podstawowych, i chodzi o dużo przytulania. A ja patrze na Teletubisie wykrzywionym, patologicznym mózgiem trzydziestolatki i dlatego zamiast radości i ciepla widze narzędzia szatana.

Po kolejnym kieliszku wina dotarla do mnie straszliwa prawda.
TELETUBISIE to nic innego jak agenci OBCYCH!… Tych samych Obcych – Kosmitów, którzy hoduja sobie ludzi na paszę…

No bo HALO! Mojego pokolenia, pokolenia wychowanego na „OBCYM DECYDUJĄCE STARCIE”, na „Ósmym pasażerze Nostromo” i „Predatorze” to już nikt nie oszuka – nie, nie, nie! – ale MLODE, NAIWNE DZIECI?…
Dzieci, które chłoną poglądy jak gąbka i to w nich zostaje na cale zycie?…

Dzieci, od maleńkości indoktrynowane przez WIELKIE GĄBCZASTE STWORY w dziwnych kolorach?… Dzieci, które na cale zycie zapamiętają lekcje „PRZYTUL ALIENA”?…

Dzieci, które ufnie uwierzą Teletubisiom, żeby za kilka lat, dobrowolnie i bez walki poddac się kosmicznym najeźdźcom, którzy przyjadą zebrać ubezwłasnowolnioną generację JAK ZBOŻE?… I będą produkowac koncentraty mięsne z ludzi i serwowac nas przypieczonych na grzankach!…

Blagam Was, rodzice – pokazcie dzieciom ZAŁOGĘ DŻI i inne poglądowe seriale – nie dajmy się wmanewrować w sianokosy dla kosmitów – niech widzą świat we właściwych proporcjach i wiedzą odruchowo, żejeśli czemus cieknie z ryja śluz, a skaleczenie bucha kwasem – to nie należy tego PRZYTULAC, żeby nie wiem jak śpiewało „LA LA” i przebierało się w gąbczaste kombinezony!!!

I tak oto odkrylam kolejna prawde i zaprawde powiadam, nie jest to ostatnia prawda w tym tygodniu, albowiem jutro wybieram się na kolejna konferencje, przyjrzec się bliżej zjawiskom wpływającym na nasze zycie.

ZMECZONY PONIEDZIALEK

Posadzilam kretu jakies 200 tulipanów. Niech ma!… Niech zna moje dobre serce.

Acz chwilowo kret zawiesil dzialalność rozrywkową. Ćśśś… zeby nie wywolac wilka z lasu (kreta z jamy)…

W kazdym razie, dzis nie moge ruszyc ani reka, ani nogą przez te je… lerne tulipany – I NIECH MI KTORYS NIE WYROSNIE!… Nogi z dupy powyrywam.

Z S&C na prowadzenie wysuwa się tekst Biga do Carrie “No wiec POWIEDZ MI, co powinienem powiedziec, i w ten sposób zaoszczędzimy godzinę”.

Tez jestem za zaoszczędzaniem godzin w związkach. Tylko ostroznie z mowieniem mężom, ze niedobrze jeżdzą samochodem – obrażają się wtedy.