O mój Boze, no ale co ja mogę napisac o swoim zyciu. No co.
Jest jakby monotonne troche. Tj. monotonne w taki sposób, jak bieg w maratonie – bo ta monotonia w dosc szybkim tempie zasuwa.
Np. wczoraj zjedliśmy kotlet w lokalnej knajpie – zawsze, jak ja mijaliśmy, to obiecywaliśmy sobie „KIEDYS TU PRZYJDZIEMY” no i wczoraj przyszliśmy. Kotlet był dobry, choc sama knajpa – nieco dziwna (ale nie w takim sensie, jak w „Od zmierzchu do świtu”, nie – nie podawala nam napojów Salma Hayek, lejąc sok jabłkowy po dużym palcu u nogi – choć mój mąż często mnie pyta, czy umiałabym wykonac taki numer, hm).
I odebralismy pranie z pralni.
Tez nie podawala nam go Salma Hayek.
Nastepnie mój maz oddal się:
– czytaniu katalogu wędkarskiego
– oglądaniu filmu o tym, jak złapać karpia na jakąśtam żyłkę
– biadoleniu, ze nie udalo mu się kupić bekingu (nawet mnie nie pytajcie, co to jest)
– kartkowaniu książki „SZTUCZNE MUCHY” (rozdział o krótkich nimfach – przysięgam)
– zrywaniu się z fotela co chwilę, żeby machnąć którąś z wędek, ustawionych w gotowości do wymachiwania i opartych o kredens.
W tym czasie ja czytałam „Sklepik z marzeniami” Kinga, żeby się nie denerwowac (nie ma jak dobry horror na uspokojenie, wlasnie doszłam do miejsca, gdzie pozabijały się te dwie baby za to, ze jedna drugiej zaszlachtowała psa, choć oczywiscie to nie ona zaszlachtowała).
Co u kreta – nie wiem. Nie dzwoni, nie pisze… Chyba faktycznie obrazil się za te tulipany.
Melania co wieczór zjada ciepłą bułeczkę prosto z piekarni – zwykle czekała, aż zostanie poczęstowana, natomiast wczoraj sama się poczęstowała w samochodzie, prosto z torby z bułeczkami. Co za pies.
Śniło mi się, że dowiem się czegos ważnego w czwartek.
I o, tyle. To chyba serial ciekawszy?…
O tak – oni tak mają. Moim zdaniem – CZASEM RYB NIE MA (wyjechaly na wczasy, nie sa glodne, grają w brydza) i trzeba się z tym po prostu POGODZIĆ i isc na wino. A oni – NIE! Oni beda zarzucac, zmieniac kołowrotki, zmieniac przynete, zmieniac te kolorowe kulki, wsciekac sie… A mowia, ze wedkarstwo uspakaja.
A propos machania wedką – pogrążę męża (nie ja pierwsza, w ogóle zony sa po to ino by pogrążać mężów) – wybrał się na ryby, nad stawy, wyprawa ach, kupowanie wedki, w ogóle dojrzewanie “Żono dojrzałem, teraz w swom zyciu bedę łowił juz tylko ryby”. Pojechalismy, a w stawach ni grzyba ryb. Same żaby. Ale mój mąż sie był nastawił. Więc zarzucał wedkę, wszak trzeba było wypróbowac czy się nadaje wedka i on, zarzucał ją na trawie (to się nazywa sucha rozgrzewka). ja wtedy umarłam ze smiechu (mówi do Was duch), a On zarzucał, a ludziska nas mijali i patrzyli, no i mieli na co. Jak już pozarzucał i wędka nie spaliła się ze wstydu, to zasiadł nad stawem licząc chyba, że jakaś żaba będzie zaczarowana i zamieni się w rybę. O. 😉
tak jakos znajome mi sie wydalo
http://muzyka.onet.pl/1,18,8,15058656,42350533,1841526,0,forum.html
czy to ABY nie wasza robota?
boze czytalam ten sklepik z marzeniami. wez.
No… na poczatku to nie bardzo jest o czym innym, pierwszy sezon jest zasadniczo wylacznie o bzykaniu. Maz mnie chcial wyegzorcyzmowac i lekko sie dąsał, ze przynosze do domu pornosy i wmawiam mu, ze to kobiecy serial. Malo tego – grozil, ze w ramach rownouprawnienia tez sobie przyniesie pare niemieckich zgrzytów…
Faktem jest, ze w 2 i 3 serii wątków fabularnych jakby troche przybyło.
Krokodyl, wcale nie masz racji. Ci z SWWM bzykają się czasem, ale większość serialu jest o czym innym, i to właśnie jest fajne. Ale męski popapraniec nie potrafi tego zrozumieć.
Eee, do machania wedka mozna przywyknąć. Jedyne, co mnie przerazalo, to mozliwosc strącenia z kredensu zabytkowej wazy do ponczu po prababci – ale zmienil lowisko i zarzuca teraz w stronę kominka.
:-)))) No więc, ja tez wolę Twój serial, zgadzam się z kolezanką poniżej, że można zawału dostac, jak ktos tak się co jakiś czas zrywa i łapie za kredens, yy wędkę. Rzeczywiście wygląda na to, ze W OGóLE się nie bzykacie, :-))))), ale ja nie mam nic przeciwko, słowo. ;-)))) No bo jak komuś się znudzi bzykanie (ja wiem, to się NIE MOZE znudzić)oglądanie bzykania i takie tam, no to już nie bardzo co mu pozostaje do obejrzenia w Seksie w Wielkim. W ogóle juz mu niewiele pozostaje (TAK?!). Też wole o krecie i takie tam, o psie.
o nie! to juz by nie bylo na moje nerwy
czytam se jakis horror a tu mi ktos co chwile znienacka zrywa sie z kanapy i macha wędka
podziwiam, szapoba Baska!
ja to juz bym zeszla ze 4 razy na zawal i jeden spektakularny wylew
jak w polskim filmie.
nuda.
nic się panie nie dzieje.
[rejs?]
Co jak co, ale opowieść o czynnościach wykonywanych przez Twojego męża jak dla mnie wcale nie brzmi zwyczajnie i codziennie, bo:
Ta książka o sztucznych muchach,
To machanie wędkami przy kredensie,
to kupienie czegoś na litere B
to normalne ma być?!?!?
😉
Twoje zycie to taki serial pisarski – “Zwyczajni – Niezwyczajni” 😉
A czyta sie o nim rewelacyjnie.
Bo dar pisania masz niezmieski (koniec wazelinki)
“Sklepik z marzeniami” mówisz. Jako wielbicielka Kinga zapytam: nie ciągnie Ci się nieco ta jego książka?