SIE NAWYRABIAŁO!

Wysępilam wczoraj u N., żeby mnie zabral do Pizzy Hut. W ogole smiesznie, bo nasze wizyty tam wyglądają tak: ja rąbię pizze na puszystym ciescie jak kombajn, a on siedzi naprzeciwko, nerwowo popija wode mineralna (bo jest po siedemnastu eleganckich lunchach w restauracjach tematycznych – ostrygi, krem ze szparagow, te sprawy) i syczy „NIE JEDZ BRZEZKA! ZOSTAW BRZEŻEK!” – a ja oczywiście zżeram brzeżek, bo najbardziej mi smakuje.

No i w Pizzy Hut maja nową nowość.
Mianowicie dwie pizze super super pikantne: jakas bekonowa i pepperoni, z sosem chilli i papryczką jalapeno.

I JA WAM MOWIE, SPECJALISTA OD PIKANTNEGO JEDZENIA: Ta pepperoni NAPRAWDE jest pikantna.

Jest pikantna JAK JASNA CHOLERA, po jednym kawałku miałam lzy w oczach i dyszałam jak nie przymierzając nasza Otylka kochana po wypłynieciu dwóch srebrnych medali.

A mowi wam to osoba (ja), która pozera w Sfinksie „ognisty kebab” bez drgniecia powieki (też ja) (w ogole – duzo tu dzis O MNIE) :). W porównaniu z tą pizzą, ognisty kebab sfinksowy to kaszka z mleczkiem i bananami. Nie wchodzi do półfinałów.

Tak, ze milej zabawy. Proszę zamówić duzo napojow i przygotowac się na syndrom Smoka Wawelskiego.

Uwazam natomiast, ze ta reklama, na której widoczny obok zdjęcia szynki rozowy prosiaczek wznosi okrzyk „Niech zyje reinkarnacja!” – TO JUŻ JEST PRZEGIĘCIE.

PS. Mowia na miescie, ze ten nowowywalony prezes Orlenu nie dostanie tych 6 milionow, co mu się normalnie sprawiedliwie naleza jak psu zupa, bo normalnie miał taka sama umowe podpisana jak poprzedni prezes, a to, ze dali mu porządzić tylko pare tygodni, to już przeciez nie jego wina, tylko ze jakies 600 – 700 tysiecy na otarcie lez. No ludzie! I co ta bidula sobie za to kupi – waciki?…

I POWIEM WAM, ZE…

Faktycznie, iż ostatnio nieco się tu robactwo zalęgło („Skad się wzielo robactwo u Kafki?”) („Mężczyźni umierali od czasu do czasu, i robaki ich pożerały, ale nie z miłości”). A wszystko przez KLIMAT. I przez RZĄD. No bo wiadomo, ze WSZYSTKIEMU JEST WINIEN RZĄD, plaskatym maskotkom na mojej przedniej szybie TEŻ, i tego się trzymajmy.

Ale cicho. Powiedziałam w pracy magiczne slowo na „U”. Powiedziałam NA GŁOS. I teraz pozostaje tylko trzymac kciuki, żeby nie zapeszyc 🙂

Za 34 dni (jak dobrze pojdzie, a jak ZLE pojdzie, to chyba kogos zabije i wypatrosze) będę całkowicie, zupełnie odcieta od:
– maybachow księdza Rydzyka
– mleka Edyty Gorniak
– rady nadzorczej Orlenu, z Kulczykiem czy bez
– dyskusji o zakazach handlu w niedziele w Radomiu
– planow matrymonialnych Jennifer Lopez

Plany mam bogate: lezec z ksiazka, unikac ryb pieczonych na grillu z łuską.
Za 34 dni. JAK DOŻYJĘ.

PS. Nie mam kiecki na Zebry slub.

O PRZYRODZIE

Maniek znalazł w sobote drugiego deląża, JESZCZE WIĘKSZEGO niż ten pierwszy skurwiel. Przyroda przyrodą, ale az mi się niedobrze zrobilo, jak powiedział, ze to SAMICA, w dodatku w ciąży. Swietnie! Niech zlozy te swoje deląże jaja i niech wyklują się z nich olbrzymie, tłuste lichy, które przez trzy lata będą wpieprzać naszą altanę (żywią się drewnem), a po trzech latach wyklują się z nich przemile, gigantyczne, piętnastocentymetrowe czarne poligamiczne chrząszcze i urządzą sobie orgię wlasnie tu, w naszym ogrodzie. Założę ochronkę dla deląży i będę je niańczyć i podsuwać im butelki ze smoczkiem, z papką z namoczonej w wodzie „Rzeczpospolitej”.

W dodatku dzis w drodze do pracy jakis owadzi kamikaze popełnił był samobójstwo na naszej szybie, ale jak! Po pierwsze, przed moim nosem, po drugie – zadbal o to, żeby jego flaki udekorowaly możliwie największy obszar szyby, po trzecie… nie mogę o tym pisac, bo mi niedobrze. Przez pol szyby ciągnęła się czerwona, mięsna smuga, a proby zgarniecia wycieraczkami dawaly efekt niestety dosc przeciwny. Boze, slabo mi, ta cholerna przyroda naprawde potrafi człowieka zdołowac. Zwłaszcza w poniedziałek rano. Zwłaszcza na przedniej szybie.

O OCHOTCE

Inspired by napis na lodówce z robakami (tak, są takie miejsca): „W związku z wejściem Polski do UE zmieniły się stawki VAT. Obecnie obowiązujące to: 3% na zanęty, 22% na przynęty żywe z wyjątkiem ochotki”.

– Dlaczego OPRÓCZ OCHOTKI? A co – ochotka to gorsza?
– Nie wiem, kochanie, może po prostu ochotka jest nasza rodzima, a te inne importowane. Nie wiem.
– OCHOTKA? A glizda to nie jest nasza rodzima? Polska rosówa!
– Więc dobrze, kochanie, nie wiem.
– A co to w ogóle jest ta ochotka? W zyciu nie widziałam.
– No to są takie czerwone robaczki. Zyją w mule. Powinnaś je widziec, rybki akwariowe się nimi karmi.
– Nigdy w zyciu nie widziałam. Pamiętam, ze sprzedawali kiedys żywy pokarm dla ryb w kubkach plastikowych, wyglądało jak smalec, tylko się roiło.
– No. To to była ochotka.
– Ale to było BIAŁE! A mówiłeś, ze ochotka jest czerwona.
– Bo jest czerwona.
– Wiec jako wytrawna akwarystka stwierdzam, ze nie ma takiego pokarmu OCHOTKA. Są dafnie. Biały smalec w kubku jest. Ochotki nie ma.
– No i co ja ci mam powiedziec, kochanie. MASZ RACJĘ.

I JESZCZE WYZNANIE

Jeśli ktos mi wytknie, ze jestem obrzydliwym leniem – nierobem, to będę zmuszona przyznac mu racje. Trudno, żebym nie przyznala, skoro cale 2 dni przebujałam się na zawodowej (jak twierdzi Motyl) bujawce, za cala prace miesni majac odpychanie się stopa i czytanie bardzo nastrojowej książki „Blekitna suknia”, w której mlode i niewinne prostytutki piją poslodzoną jałowcówkę, lekarze kradna zwloki z cmentarzy i skad się da, panuje bieda, cholera, kobiety z fabryki zapalek dostaja jamistości szczeki, a malowaczki garnkow – ołowicy. Czyli jest to powiesc z gatunku wysoko przeze mnie cenionego.

Bycie obrzydliwym leniem – nierobem napawa mnie optymizmem, wiara w sens zycia i wolność jednostki.

O OBROTACH CIAŁ NIEBIESKICH

Tak oto dobrnęliśmy do PIĄTKU.
Dziabnęłam kawę, układam sobie we łbie co i jak i zaraz ruszam w bój, uzbrojona w srebrny długopis i (slowo daje, nie wiem skad mi się to wciąż bierze) bezpodstawny optymizm.

Dzis rano na suficie przy wyjsciu wisiał syn Filuta. Lub jego wnuk. Lub siostrzenica, cholera ich wie. Lekko zastygłam, ale N. mnie pociągnął do wyjscia: „Chodz, nie mam teraz czasu, A TY SIĘ WYSPIJ, POGADAMY JAK WROCIMY” (to ostatnie było do pająka).

Snily mi się wyścigi kajaków na Rawce.

COGITO, ERGO… ZJADLABYM HOTDOGA

Tak normalnie siedze od rana z butelka (spokojnie!…) soku pomidorowego „HORTEX” i mysle. Sobie.
(„Jak mom cas, to se siedze i mysle, a jak nimom casu, to tylko siedze”).

Ze na przykład…
(Matko Swieta, wlasnie weszla sekretarka cudza do sekretariatu naszego z pismem, miala na sobie od pasa w dol NIC, po bliższej diagnozie okazalo się ze miala owszem calkiem, CAŁKOWICIE przezroczyste spodnie szklistobiale, majtek zero).

I wlasnie mysle sobie, ze…
(Wpada sekretarka, bardzo pilne pismo od X przyszlo faksem z terminem realizacji TRZECI SIERPNIA GODZINA SZESNASTA, przypominam jest sierpień piąty. Wiec komu to wrzepić?…)

Ze, generalnie…
(Telefon, ze jest w gabinecie do odebrania jakas wielka kupa czegostam do zaopiniowania, stron około 700, termin do godziny dwunastej dzis, z tym, ze uwagi trzeba zebrac od 7 departamentow, mowie żeby mi to powielili dwustronnie, bo szkoda papieru, powielą, na godzine szesnastą jutro. Aha. Ide zrobic Meksyk, po drodze mijam dwie kolejne panie w bieluteńkich przezroczystych spodniach bez majtek.)

Chociaż, w zasadzie, to nawet…
(Dziewczyna z sekcji Y przynosi mi notatke, ze w związku z koniecznością pilnej odpowiedzi na 4 interpelacje poselskie w sprawie przyspieszenia prac wdrożeniowych ona nie ma czasu zajac się wdrozeniowka, bo odpowiada na interpelacje już trzeci dzien).

I tak wlasnie, sadze, ze…
(Dzwoni kontrola, ze wlasnie weryfikuja nasza odpowiedz na raport z kontroli weryfikacji i wysla do nas swoje uwagi do naszej odpowiedzi na raport z kontroli weryfikacji z prosba o weryfikacje i ustosunkowanie się do uwag).

SĄDZĘ, że nie miałabym nic przeciwko lezeniu wlasnie teraz na lezaczku na Arubie, sącząc wytrawne martini z wydłubanego kokonuta.

SĄDZĘ RÓWNIEŻ, ŻE WSZECHŚWIAT JEST RURĄ ZAGIĘTĄ.

ZIEWAM JAK MEWA

Straszna noc była. Okropna.

Kure z KFC wywalczyłam u N., a on się zgodzil, bo musial mnie czyms przekupic, żebyśmy pojechali po kafelki (to wyglada skomplikowanie, ale jest dosc proste).

Matko kochana, trafil mi się jakis kurzy kamikaze albo inny Che Guevara, który – okazalo się poniewczasie – zmarl w określonym celu: aby pomścić te setki wciągniętych przeze mnie kurczakow w panierce. MYŚLAŁAM, ZE NIE PRZEZYJE. Che koniecznie chciał wydostac się ze mnie via powloki brzuszne metoda „na aliena”.

Zemsta jest rozkosza nie tylko bogow, ale również kurczakow. N. bezlitosnie wywalił dwa pozostale kawałki – troche mi ich zal, chociaż nadal mnie wszystko boli. Pije zielona herbate, glowa mnie boli z niewyspania, za zimno dzis na cekiny, chyba zaraz zamkne na głucho drzwi do gabinetu i poczytam „Kube Rozpruwacza”.

PS. Nie, nie zamierzam się zarzekac „JUŻ NIGDY KURY Z KFC WIECEJ W ZYCIU” – bo to by oznaczalo, ze ten gnojek WYGRAL. CO TO, TO NIE – nie będzie mi kura pluła w twarz! (czy to już NAŁÓG?…)

CEKINY STAJA SIE MOTYWEM PRZEWODNIM

Do soboty nie miałam pojecia, jak to jest być kobietą spowitą w cekiny. Od soboty wiem: jest WYRĄBIŚCIE. W zyciu każdej kobiety powinno być miejsce na cekiny. Cekiny uspokajają, jak twierdzi Hanna (której owe cekiny zawdzięczam). Śmiem twierdzic, ze zaczelam dzielic moje zycie na dwa okre okres przed cekinami i po cekinach (czy w trakcie cekin? Cekinów?).

Bardzo mi pasuja takie sobotnie popołudnia, kiedy to siedze (w cekinach) w otoczeniu najpiękniejszych kobiet swiata przy stole, siedzimy tak sobie same (panowie piją whisky i zakąszają cygarami na schodach tarasu), delikatnie skubiemy owoce (NO PRZECIEZ KOBIETY W CEKINACH NIE MOGĄ ŻREC KIEŁBASY, prawda?…) i gwarzymy sobie… Na przykład, Soso opowiada o trendach gastronomicznych na imprezach jubileuszowych – z gatunku kuchni fjużn (schabowe i wódka), a także, co można znaleźć po drugiej stronie uśmiechniętego kotka. Tszecia spaceruje po Wimbledonie oraz uczy N. pic odwrotnie, kiedy ten dostaje po raz pierwszy od 20 lat megaczkawki (ze szczęścia). Znajdujemy robaka Deląża (Alan Deląż?). Kolega Pepsee rozklada się na bujawce otoczony stadem pachnących samic, z których jedna go przytula, druga buja, trzecia ogania deląże, czwarta głaszcze, a dwie kolejne masują mu psyche. Kolega Obly nie może przybyc na miejsce zdarzenia z uwagi na (to będzie dobre) POGIĘTE OKULARY (słuchajcie, musimy założyć jakis katalog tych jego wymowek, chłopak jest zajebiście kreatywny). Zapada delikatny zmierzch. Pepsee pyta „Słuchajcie, gdzie tu można pojsc, żeby było ŁADNIE?”. Piekne kobiety falują, deląże krążą melancholijnie… Przybywa para z kaczką* owiniętą w celofan. Wino…

No wlasnie. Obawiam się, ze nieco się urznelam pod koniec.

*kaczka: pamiętacie, jak Dharma (ta od Grega) z tą dziabnieta kolezanka mialy kaczkę, która przekazywaly sobie nawzajem jako nagrode za najbardziej extremalny sex? Np. w metrze pomiedzy taką a taką stacją. Albo na schodach Sądu Najwyższego. I która wygrala, to brala kaczke. I ktos im powiedział – słuchajcie, moim zdaniem to jest raczej gęś. A one – nienienie, to musi być kaczka (duck). Ale dlaczego? – pyta tamten. „Bo kaczka się rymuje” 🙂

Mam kaczkę i cekiny 🙂