Jezus, Maria, widzialam w przejsciu podziemnym KOBIETE PRZEBRANA ZA WĘZA!…
Zle ze mną…
40 Replies to “…PLEH?…”
i tyle tego
i nadszedł wniosek
piją i ci z miast
i pija z wiosek
“cmentarna uryna”
ksiądz drze swoje szaty
i urżnął się w zakrystji
pijąc zdrowie taty
“tato” – ręce składa
“ty nie ironizuj
zamień mszalne wino
w pegeerowskie piwo”
a tato na niebie
brzęk zza chmur dobywa
“osz kurwa znowuż się z letka uwaliłem
ca ja dzisiaj stworze?
czy w pijanym zwidzie
znów mi wyjdzie Ziemia?
purpurowy wstydzie!!!
zajdz dziś na me czoło
módlą tylko ci sie
co sie upierdolą!!!
…
waż sie zwija w bekach
a piromańska dziwka
wsadza prosto w odbyt
jakąś rurkę.. FIFKA?
“przypal mi dziewczyno
ja z tą Ziemią skończe
lecz pamietaj pałko
wąż ma zaś dwa końce”
syk z odbytu sunie
na szpiegowską nutę
“te wąż… odwal się”
dziewczę machło butem
i co który piegrzym
z radością przyklaśnie
szepnie pijąc wódkę
“A TO POLSKA WŁAŚNIE”
To nie miejsce na kochanie,
chodź, położym się na sianie,
albo w łożu godnym jakim
i nie będziem jak prostaki
migdalić się popod stołem
i na osobności unieść się miłosnem szałem –
niech ciało cieszy się ciałem…
(i prozą)
chodź już stąd, bom podcięty i chucie mnie sparły, że aż nogami przebieram!
Gdy zaczęła się biesiada,
do Marcysia Alias gadał
i przymilał się sąsiadce
potykając się o kapcie.
Lecz nie będzie więcej truł,
bo przed chwilą spadł pod stół.
o Aliasie
Z namiętności niemal konał,
widząc moich piersi grona,
lecz się cieszę niesłychanie,
bo wnet będzie winobranie.
Bo tę ważna okoliczność
trzeba miec na względzie:
gdy się kochać nie będziemy,
któż nas kochać będzie?
więc chlejmyż póki nie oślepniem,
a potem w łeb się klepniem,
jak się suszenie zacznie
Marcysia pogonim kapciem,
żeby poleciał po piwo
i zbierzem glątwy żniwo!
Gdy już w głowie szumi wino
wszystkie smutki wokół giną.
Człowiek musi się wyszumieć,
gdy ktoś szaleć postanowi,
ale szumieć trzeba umieć
i wystrzegać się szumowin!
ja nie rozumię Twoje wahanie
wszak pralkę-m kupił ja Kochanie,
by prać ten szmal, troszki zbrudzony,
com go zarobił wożąc maryśki tony –
dziś bankiet na całego leci,
i może będą z tego dzieci –
jak która na Marcysia poleci
Bankiety sielskie,
jak wiadomo
związane z kwotą
są ogromną,
której się z pensji
nie dobędzie
w fabrycznej hali
lub urzędzie.
Ja o bankietach
z kunsztem, ładem
z przewodniczącym
i układem,
gdańskich i stołecznych,
tych instytucjachh,
tych “społecznych”,
tych urzędowych,
nie prywatnych,
lecz zawsze sutych
i dostatnich.
miały byc imieniny!
coś nietęgie wasze miny!
czyżby do kurwy nędzy
zabrakło wam pieniędzy?
toć stoi przed wami trunke
dobry na każdy frasunek!
zakąska? a leć tam który po grilla
niech trwa radości chwila
Eia z aliasem stawiają
zapraszając gibonów stado!
na nic nam Bachusy tłuste
żrące cięgiem kapustę –
zalewające je arizoną
vódeczko – moją żeś żoną,
zaraz po Słonko Tobie
to przyznam nawet w grobie!
(śpiewa, porykując, sznapsbarytonem)
więc piiiiiijmy i jedzmy palcami…
niech wypije wuęc poeta,
bo na trzeźwo głowa nie ta,
mawiał to już przybyszewski,
kiedy humor miewał szewski,
że bez wódki, kobiet, wina
do dupy się dzień zaczyna!
O nie! tu się chleje beze mnie? i to kozie mleko?!!! a pfe!
Ja sobie zawinszuje… gin z dżinnem, wstrząśnięty, nie mięszany… szampana Ci otworzyć Słonko? czy będziesz się truć tym świństwem kozim?!
Przyszedł do Boga mężczyzna i poprosił o stworzenie Barbarelli. Wziął Bóg trochę promieni słońca, rozmarzony smutek księżyca, ufne spojrzenie sarenki, płochość górskiej kozicy, łagodność gołębia, piękno łabędzia, delikatność puchu, lekkość powietrza, orzeźwiającą świeżość wody. A żeby nie przedobrzyć, dodał zmienność wiatru, gadatliwość sroki, płaczliwość chmur oraz całą grozę burzy z piorunami. Wszystko to dokładnie wymieszał, uformował i wyszła z tego doskonała Barbarella. Bóg tchnął w nią życie i oddał mężczyźnie ze słowami: – Masz i cierp. Z zastrzeżeniem, że po wniklywych analizach historycznych okazało się, że Bóg to nie Bóg wcale, ale Szatan całą gębą – ale to już inna bajka.
Zatem wypijmy za wspaniałą mieszankę w dniu jej (i nie tylko) imienin.
spodnie? i marynarkę?
z czerwonej skóry węża??????
to albo to była Anakonda albo stado wężów… albo … a w ogóle to dlaczego czerwone?
i wszystkiego najlepciejszego! 🙂
i tyle tego
i nadszedł wniosek
piją i ci z miast
i pija z wiosek
“cmentarna uryna”
ksiądz drze swoje szaty
i urżnął się w zakrystji
pijąc zdrowie taty
“tato” – ręce składa
“ty nie ironizuj
zamień mszalne wino
w pegeerowskie piwo”
a tato na niebie
brzęk zza chmur dobywa
“osz kurwa znowuż się z letka uwaliłem
ca ja dzisiaj stworze?
czy w pijanym zwidzie
znów mi wyjdzie Ziemia?
purpurowy wstydzie!!!
zajdz dziś na me czoło
módlą tylko ci sie
co sie upierdolą!!!
…
waż sie zwija w bekach
a piromańska dziwka
wsadza prosto w odbyt
jakąś rurkę.. FIFKA?
“przypal mi dziewczyno
ja z tą Ziemią skończe
lecz pamietaj pałko
wąż ma zaś dwa końce”
syk z odbytu sunie
na szpiegowską nutę
“te wąż… odwal się”
dziewczę machło butem
i co który piegrzym
z radością przyklaśnie
szepnie pijąc wódkę
“A TO POLSKA WŁAŚNIE”
…pijcież więc za nasze zdrowie,
o rachunki się nie martwcie,
niech nie chodzi wam po głowie,
co zajmuje waszycz sponsorów
wiemy, że nie do rymu, ale chuc nas gna i specjalnie juz nam nie zależy
dobranoc!
…pijcież więc za nasze zdrowie,
o rachunki się nie martwcie,
niech nie chodzi wam po głowie,
co zajmuje waszycz sponsorów
wiemy, że nie do rymu, ale chuc nas gna i specjalnie juz nam nie zależy
dobranoc!
Wypijmy na koniec, za nadzieję świtu…
I za cud istnienia w piekle dobrobytu!
Chodźmy Aliasie, chodźmy do siebie.
To nie miejsce na kochanie,
chodź, położym się na sianie,
albo w łożu godnym jakim
i nie będziem jak prostaki
migdalić się popod stołem
i na osobności unieść się miłosnem szałem –
niech ciało cieszy się ciałem…
(i prozą)
chodź już stąd, bom podcięty i chucie mnie sparły, że aż nogami przebieram!
Gdy zaczęła się biesiada,
do Marcysia Alias gadał
i przymilał się sąsiadce
potykając się o kapcie.
Lecz nie będzie więcej truł,
bo przed chwilą spadł pod stół.
o Aliasie
Z namiętności niemal konał,
widząc moich piersi grona,
lecz się cieszę niesłychanie,
bo wnet będzie winobranie.
Bo tę ważna okoliczność
trzeba miec na względzie:
gdy się kochać nie będziemy,
któż nas kochać będzie?
więc chlejmyż póki nie oślepniem,
a potem w łeb się klepniem,
jak się suszenie zacznie
Marcysia pogonim kapciem,
żeby poleciał po piwo
i zbierzem glątwy żniwo!
Gdy już w głowie szumi wino
wszystkie smutki wokół giną.
Człowiek musi się wyszumieć,
gdy ktoś szaleć postanowi,
ale szumieć trzeba umieć
i wystrzegać się szumowin!
zatem suponujesz,
że się załapuję
za to “między brzegiem
a Marcysia kręgiem?”
Między ustami a brzegiem pucharu
znajdzie się czasem konsumentów paru
ja nie rozumię Twoje wahanie
wszak pralkę-m kupił ja Kochanie,
by prać ten szmal, troszki zbrudzony,
com go zarobił wożąc maryśki tony –
dziś bankiet na całego leci,
i może będą z tego dzieci –
jak która na Marcysia poleci
Bankiety sielskie,
jak wiadomo
związane z kwotą
są ogromną,
której się z pensji
nie dobędzie
w fabrycznej hali
lub urzędzie.
Ja o bankietach
z kunsztem, ładem
z przewodniczącym
i układem,
gdańskich i stołecznych,
tych instytucjachh,
tych “społecznych”,
tych urzędowych,
nie prywatnych,
lecz zawsze sutych
i dostatnich.
miały byc imieniny!
coś nietęgie wasze miny!
czyżby do kurwy nędzy
zabrakło wam pieniędzy?
toć stoi przed wami trunke
dobry na każdy frasunek!
zakąska? a leć tam który po grilla
niech trwa radości chwila
Eia z aliasem stawiają
zapraszając gibonów stado!
Niejeden rodzi się sznabsbaryton,
kiedy koreczek z butli wybito.
na nic nam Bachusy tłuste
żrące cięgiem kapustę –
zalewające je arizoną
vódeczko – moją żeś żoną,
zaraz po Słonko Tobie
to przyznam nawet w grobie!
(śpiewa, porykując, sznapsbarytonem)
więc piiiiiijmy i jedzmy palcami…
Siedzi na beczce Bachus okrakiem
i śpiewa pieśni nie byle jakie!
Pewnie sie czuje na swoim gruncie,
zwłaszcza, że siedzi przy beczki szpuncie!
niech wypije wuęc poeta,
bo na trzeźwo głowa nie ta,
mawiał to już przybyszewski,
kiedy humor miewał szewski,
że bez wódki, kobiet, wina
do dupy się dzień zaczyna!
Pantha rei!
wszystko płynie!
A najczęściej
ziemniak w płynie
Polej Aliasie wódki! Polej, gdyż…
Przy pustym stole siedzi poeta,
więc zapadł szybko w bezczynny letarg.
Szybko do niego kelnera wyślij:
po jednym głębszym ma głębsze myśli!
Na zdrowie!
O nie! tu się chleje beze mnie? i to kozie mleko?!!! a pfe!
Ja sobie zawinszuje… gin z dżinnem, wstrząśnięty, nie mięszany… szampana Ci otworzyć Słonko? czy będziesz się truć tym świństwem kozim?!
Przyszedł do Boga mężczyzna i poprosił o stworzenie Barbarelli. Wziął Bóg trochę promieni słońca, rozmarzony smutek księżyca, ufne spojrzenie sarenki, płochość górskiej kozicy, łagodność gołębia, piękno łabędzia, delikatność puchu, lekkość powietrza, orzeźwiającą świeżość wody. A żeby nie przedobrzyć, dodał zmienność wiatru, gadatliwość sroki, płaczliwość chmur oraz całą grozę burzy z piorunami. Wszystko to dokładnie wymieszał, uformował i wyszła z tego doskonała Barbarella. Bóg tchnął w nią życie i oddał mężczyźnie ze słowami: – Masz i cierp. Z zastrzeżeniem, że po wniklywych analizach historycznych okazało się, że Bóg to nie Bóg wcale, ale Szatan całą gębą – ale to już inna bajka.
Zatem wypijmy za wspaniałą mieszankę w dniu jej (i nie tylko) imienin.
może jednak to nie z Tobą źle…
pozdrawiam ;o)))
sto lat, sto lat niech pisze, pisze nam!
za weza? ja codziennie w lustrze widze siebie przebranego za czlowieka – obrzydliwosc!
a btw. Anno – wyszstkiego lepszego, co lepsze
i chuj!
to widać aż takiego zjawiska było trzeba, żeby bararellę do modlitwy zmusic
nic się na tym swiecie bez przyczyny nie dzieje, nic… 😉
a posuwała się ruchem posuwisto – wzdłużnym?
spodnie? i marynarkę?
z czerwonej skóry węża??????
to albo to była Anakonda albo stado wężów… albo … a w ogóle to dlaczego czerwone?
i wszystkiego najlepciejszego! 🙂
i lesb! i lesb!
no chlopaki wzruszylam sie – W ZYCIU nikt nie pil toastu na moja czesc w knajpie dla pedałuf!
Ach faktycznie! buzi buzi!
wznieśmy toast w klubie 69, co?
to było sto lat, tera przekazuje moc serdecznych
życzeń i całusów szminkowych.
nie pisałaś nic o słupie…to jest oddzielny wątek…..
DŻIIIIIII…
ŻYCZENIA :)))))
czy cztery:
plurimos annos plurimos
plurimos annos plurimos
aaannos
aaannos
plurimos annos plurimooooos!!!
To byly SPODNIE I MARYNARKA z czerwonej SKORY WEZA!…
Ogladalam sie okolo siedmiu razy i wpadlam na slup!
zalezy jaki to był wąż……
z nią
Tszecia dobrze gada! Zaproś Krzycha a będziesz mnie tam mieć w 5 minut. Mam obsesje na punkcie Krzycha…
Basia, bo jemu trzeba powiedzieć, że masz Motyla ze sobą. normalnie leci wtedy jak ten.. gupi jakiś.
Taa – juz na frytki cie probowalam zaprosic I CO?
Leć po kubki! Mam martini…