Do trzech dni mam lodowate stopy i dłonie, chyba krew mi przestaje krążyć. O, mały palec całkiem zimny i siny. Lato, prawda.
Ugotowałam wytworny posiłek dla gości, a i tak hitem były minilody z Biedronki. Już wiecie co, naprawdę, to ja tu od rana ślepnę nad kurkami, obieram młode marcheweczki, a wszyscy i tak się rzucili na lody, bo małe, na patyku i w czekoladzie. I jeszcze dostałam ochrzan, że wzięłam tylko jedno pudełko. Upadek czasów!…
Czytam tę Pancol, od smutnych wiewiórek. I hmmm, zdecydowanie nie jest to najbardziej artystyczna czy przenikliwa powieść, jaką czytałam. Trochę śmieszna, trochę naiwna, ale coś w sobie ma. Pierwszą część – "Żółte oczy krokodyla" – męczyłam strasznie długo, bo francuska narracja. Francuska narracja jest jak ten język – taka trzepotliwa, przegadana, na pewno też dużo robi tłumaczenie, ale wszystkie francuskie książki tak mają. Trzeba się przyzwyczaić i w tym zanurzyć. Druga część już mi weszła gładko i zaczęłam trzecią.
Czego tam nie ma!… Nieślubna córka Królowej Anglii, niewierni mężowie hodujący krokodyle z kochanką – manikiurzystką, podła piękna siostra, dobrze się zapowiadający kochanek – schizofrenik, rzucanie uroków, genialne niemowlę z duszą Einsteina, całkiem dobrze zorganizowany seryjny morderca, zepsute mieszczaństwo francuskie… Powiadam państwu, jest tego a jest. Trzy grubiutkie tomy, w sam raz na leżak. (Mam tylko nadzieję, że do końca trzeciego tomu się wyjaśni ten romans, co mnie DENERWUJE, zwłaszcza ON MNIE DENERWUJE, bo jak nie, to normalnie autorka sama nie wie, o co jej chodzi).
A trzeci odcinek ósmego sezonu "Trawki"?… Palce lizać!…
Przeczytałam “O minilodach i francuskiej miłości”, przetarłam moje krótkowzroczne oczy, przeczytałam jeszcze raz i dopiero wtedy wróciła równowaga do mojego oszfakowego świata. Oto jak początek tytułu potrafi nastawić młodego, niewinnego czytelnika na swobodną interpretację dalszego ciągu. Idę stąd, bo kurczę.
Kochanek – schizofrenik pffffff mam to na co dzień:-)W sobotę miałam gości,ale super wyglądali z sinymi nosami i kończynami.Chcieli na dworze,bo jak to,w zadupkowie nie będą się kisili w domu,prosz,było na dworze:-)Pani domu zamiast cekinów i pawich piór w kamizelce puchowej.I kto się śmiał ostatni?:-)))))
mini magnum? Genialny pomysł, idą jak ciepłe bułeczki
A ja wlasnie na odwrót!
Bo pierwsza część jeszcze jakoś się trzymała rzeczywistości i się denerwowałam, ale druga to już jest totalny odjazd, takie trochę obyczajowe SF, już niczego nie można przewidzieć, a jeszcze pojawia się kurna ZACZAROWANY PIES, po prostu szajba na całego 🙂
Za Twoją namową skusiłam sie na tę Pancol. Jeszcze krokodyle mi weszły, ale przy drugim tomie odpadłam. Poczekam na kolejna propozycję literacką.