W ten weekend zrealizowałam swoje marzenie – udało mi się
wywlec towarzystwo do Ciechocinka. Uwielbiam Ciechocinek, a nikt nie chce tam
ze mną jeździć!… Przywitały nas plakaty Don Wasyla oraz knajpa, w której
serwowano sól. Ta niby ludowa oberża, na zakręcie do Ciechocinka – no więc tam
serwują głownie sól, dla niepoznaki podaną pod postacią placka z gulaszem lub
schabowego. Nawet surówka z kapusty smakowała wyłącznie solą. Chyba
zutylizowali cała trefną sól z afery solnej z całego województwa, a myśmy to
radośnie zjedli na inauguracyjny obiad. Cóż, przybiłabym piątkę ze Smokiem
Wawelskim po tej imprezie (o ile smoki mają po pięć palców u łap).
Oczywiście, udało nam się trafić na wyjątkowo parszywa
pogodę, w związku z czym mój mąż pogonił nas dookoła tylko jednej tężni. W
jedną stronę szliśmy jasną, a z powrotem – CIEMNĄ STRONĄ TĘŻNI. Jasna strona ma
nowe, wyremontowane ławeczki, latarnie, jakąś infrastrukturę – a ciemna
wyłącznie bagnisty chodnik i rozwalające się ławki, które NIEJEDNO WIDZIAŁY i
niejedno mogłyby opowiedzieć, gdyby ławki potrafiły mówić. Być może na szczęście
– nie mogą.
Droga przez Park Sosnowy oklejona była kartkami z napisem „KRÓLICZE
BOBKI”, co mnie intryguje cały czas. Bo żadnych więcej szczegółów tam nie
podano, co z tymi bobkami – skup? Sprzedaż? Import, export, dystrybucja? Królicze
bobki jako stwierdzenie faktu trochę nas wybiło z rytmu, a mój mąż kupił sobie
plastry wyciągające toksyny (nie pytajcie; oszalał na ich punkcie od czasu,
kiedy zobaczył reklamę w telewizji).
W pięknej willi był jeden zastanawiający element – wiszący
nad stołem krzyż voodoo z dwóch lasek cynamonu przewiązanych sznurkiem. Identyczny,
jak te zawiniątka w „Blair Witch”. Więc niby śmichy chichy, ale zastanawialiśmy
się, czy następnego dnia nie przyjdzie pokojówka, żeby wyrzucić nasze buty (bo
tylko tyle z nas pozostanie). Lekki dreszczyk emocji był. Drugi dreszczyk
emocji nastąpił, kiedy nasi wspaniali mężczyźni zeżarli słoik kiszonego czosnku
(choć był to oczywiście nieco inny rodzaj emocji).
Chciałabym polecić na wszelkiego rodzaju imprezy książkę
Beara Gryllsa, zakupioną w promocyjnej cenie w Biedronce. Gra towarzyska polega
na tym, że otwiera się ją na dowolnej stronie, czyta dowolne zdanie i wszyscy
wyją; wygląda to mniej więcej tak: „Otworzyłem oczy. Bolało mnie wszystko. Płakałem.
Wyszedłem przed namiot i wyrzygałem się na lód. Zjeżdżałem na tyłku z Mount
Everestu. Urwało mi palec”. Jak widać, pan Bear (czy też pan Grylls) jest
mistrzem krótkich komunikatów nasyconych informacją. Szczególnie polecam jego
szczegółowy opis robienia kupy w warunkach himalaistycznych.
Dowiedzieliśmy się też, że koty w Ciechocinku karmi się zupą
pomidorową. No taka lokalna ekstrawagancja.
I wiecie co? Jak się po nocy co chwilę wychodzi na balkon na
fajkę w samym podkoszulku, w marcu, w Polsce, to MA SIĘ PÓŹNIEJ KATAR! Niesamowite,
prawda?…
A – to rozumiem. To tak jak tu na parkingach przy autostradach. Co tu można znaleźć! Fragmenty bielizny, wyrobów gumowych, chemii pomocniczej, gadżety. Że jeszcze porno istnieje, to ja się dziwię.
Dziękuję:-)idę pohisteryzować sobie w samotności…..(za wikipedią:dawniej histerię przypisywano wyłącznie kobietom i często wiązano jej występowanie z nieprawidłowym funkcjonowaniem macicy.)głowa mi nie funkcjonuje,jak zaraz nie zniknie to błoto,to popełnię harakiri,ja mam psy!!!!które mają takie kaprysy,jak wychodzenie na spacer!pffffffffff
Droga Żono Niczyja – nie histeryzuj, proszę uprzejmie (albo nie – pohisteryzuj, jeśli w ten sposób Ci ulży 😉 )
Ja protestuje!!!!!!!ja tu bywam od lat,a NIGDY nie napisałaś Droga Żono Niczyja!!!!!a ty do obcych takie ąąą:-)
Drogi Ciekawski – wystarczy na te ławki spojrzeć. Wyraźnie ich stan wskazuje na to, że niejeden huragan przeszły i mam tu na mysli huragan zmysłów, oczywiście.
a ja z zupełnie innej beczki i nie o dezorientacji kota.
otóż na osiedlu mym dziś dojrzałam poloneza z ogłoszeniem nalepionym na dach, drzwi i bagażnik: OCHRONA DOMU PRZED KUNAMI. także jak żeś zainteresowana, dawaj znaki. chyba, że polonez był ino tylko przejazdem, to nie wiem….
Ja w kwestii lawek. Skad wiesz, Barbarello, co i ze one niejedno widzialy? No przeciez nie mowia. Jak sie z nimi komunikujesz??
Drogi Klubie,
Niestety, nie ja popalam. W szczególności – nie ja popalam śmierdzace cygaretki, za to muszę później wąchać tego, który popala. I leczyć jego przeziębienie.
powiadają, że dobry seks charakteryzuje się tym, że po nim na papierosa wychodzą również sąsiedzi. niekiedy w podkoszulkach.
Pytanie niedyskretne – czy to znaczy, że popalasz Barbarello?
Nie każdy łowca przygód może być Hemingwayem, choćby się i napinał na szczytach.
Ale pomysł imprezy bomba – w nast czwartek zapraszam na gryllsa;-)
ha, w Ciechocinku byłam w grudniu (popołudniu) i nogi moczyłam w bąbelkach w sanatorium Krystynka! 😉
To była moja pierwsza myśl,to co powiedział ten pan o Tobie……..a tu Ciechocinek…taaa
Dziś kolejne wybuchy koronowe na słońcu,niech mnie ktoś zabije,nawet Bear Grylls,kupą,w Himalajach
Przecież dbać o urodę i zdrowie i konserwować je w Ciechocinku trzeba za młodu. Potem już musztarda po obiedzie.
prawda!
Barbarella,
na Boga!
C I E C H O C I N E K ???
„Ja to panią znam bardzo długo, i zawsze pani wyglądała tak młodo, a teraz?….