Wczoraj był, jak sie okazało wieczorem, pierwszy dzień reszty mojego zycia. Dzien, w ktorym zostałam dumna (współ)włascicielką… TADAM… STEPPERA.
Słabo?…
Nnnnnno.
Wioząc pobrzękująca paczke z GO SPORT do domu, przez cała drogę wizualizowałam sobie MOJE LEPSZE I PIEKNIEJSZE JA za kilka dni (hmm… tygodni?…). Moje nowe JA ma składac się z samych miesni, opalonych i naoliwionych, mam wyglądac jak maszyna ze spandexu i w ogole – kobieta – kot to bedzie przy mnie garkotłuk. Za te kilka dni (hmmm… tygodni?…).
W domu, po kilku rytualnych „KOCHANIEEEEE… Sprawdz w pudełku, czy tam NIE MA JESZCZE JAKICHS CZĘŚCI!” (były) w salonie stanął ON. Moj wybawiciel. CELLULIT KILLER. Moj STEPPER. Piekny, smukly, grafitowy. Stanął.
Włączyłam sobie South Park i wspięłam się na pedały.
I zasuwam.
Depczę, depczę, depczę.
Oczywiscie od tego deptania robolały mnia CAŁE NOGI WZDŁUŻ, dupa, oraz dostałam zadyszki. DOBRA – mysle sobie – WYSTARCZY jak na ten pierwszy raz!
– Kochanie, NIE ROZSMIESZAJ MNIE – stwierdził N. – to było DWIE I PÓŁ MINUTY. Zasuwaj dalej.
Aha! Jeszcze co! ZASUWAJ – jak mnie wszystko boli. Sprawdziłam sobie natomiast, ile zdołalam spalić tych suk, kalorii. Wyswietlacz pokazał mi, ze OSIEM.
HA LO?????????????
WSZYSTKO MNIE BOLI, ledwo dyszę i spaliłam OSIEM KALORII?…
CZTERY TIKTAKI???????????????
Sprawdziłam na pudełku, ile kalorii ma płateczek macy, takiej wiecie – bezcukrowej, beztłuszczowej chrupkiej macy… Chyba nie ma nic MNIEJ kalorycznego?… CZTERDZIESCI TRZY!!!!!!!!! Jeden płateczek. A wpieprzyłam przed chwilą z SZESC takich płatków, czyli 258 kalorii, z czego spaliłam OSIEM (8). W ogole… Spierdalac mi tu z takimi urządzeniami, tak???????
Normalnie tak sie zdenerwowałam, ze musialam sobie pare rzeczy przemyslec (na fotelu naturalnie, przy lampce wina).
Po pierwsze, ten licznik kalorii jest NIEDOBRY i wadliwy. Udowodnił to N., ktory wlazł na stepper uzbrojony w swoje SPECJALNE KOSMICZNE URZĄDZENIE DO MIERZENIA PULSU I STRAT KALORII, składające się z gumowej opaski zakładanej pod cyckami i zegarka. Na tym zegarku pokazywało mu, ze spalił ponad dwa razy więcej kalorii, niz wyswietlało sie na odczycie steppera. Tak? Czyli spaliłam tak naprawde nie OSIEM, tylko SZESNASCIE, a nawet DWADZIESCIA kalorii.
Po drugie.
No bądzmy rozsądni.
Przeciez nie mogę spalic WSZYSTKICH kalorii, jakie zjadam, tak? Bo UMRĘ.
Dla rownego rachunku przyjmijmy, ze spalę jakies 10%. Czyli z tej macy powinnam spalic 25,8 kalorii. Czyli PRAWIE TYLE ILE SPALIŁAM zgodnie z PRAWIDŁOWYM odczytem na specjalistycznym liczniku N.
Dobra.
Dzis TRZY MINUTY.
(reżim trzeba wprowadzac stopniowo).
Najwazniejsze, ze mozna sobie deptac i jednoczesnie oglądac South Park (Mr. Hanky ma trojke dzieci i zone – alkoholiczkę!).
Nie martw się, Missja – zanim zjesz kilo tłuszczu to zwymiotujesz 😉
Barbarello, kup sobie l-karnitynę – przyśpiesza te katorżnicze działania 😉 I przy okazji – działa dobrze na humorek – zaczniesz mieć w nosie (lub dowolnej innej części ciała) PiS i obu wicepremierów 😉
Wpisuję komentarz, naciskam Wróc i przypomina mi się Zyta z programu Szymona Majewskiego. Tak mi się skojarzyło i napisało, bez sensu, nie? 🙂
P.S. Jak Wy tyle o odchudzaniu to ja spanikowałam i rzuciłam sie dziś na wszystko co co ma mnóstwo pustych kalorii. Niestety. 🙂 Od tych pustych kalorii jestem pełna. ;-)))
też myślałam nad kupnem steppera 🙂 ale chyba się rozmyślę po tym, co tu przeczytałam. Zwłaszcza, że kilo tłuszczu to 7 700 kalorii
to czytałam na jakimś fitnesforum czy w innych wo czy inne szmaty że co następuje:
po ok 2 godzinach wysiłku organizm ZACZYNA spalać SENSOWNIE kalorie
dwie godziny dreptania, imagine that 😉 rraz 😉
dwie godziny wysiłku, hahahahah
tej (to tak po poznansku) to moze razem bedziemy sie dopingowac co i porownywac te ilosci spalonych ‘suk’ kalorii… ja szukam mobilizacji tak juz z miesiac normalnie i co_dzien powtarzam sobie ze jutro to napewno wsiade na ten rowerek i normalnie co_dzien_wieczorem wymiekam juz na sama mysl ze mam na niego wsiasc…a tak prosze bardzo razem bedzie razniej nie:)
p.s. wpisalam sie tez notke wczesniej upssss :)))
Ja cię nie chce dobijać, ale po 8 minutach deptania spalisz gdzieś tak 30 kalorii!
hej =)) Bardzo podoba mi sie na twoim blogu =)) Ale mowie seryjnie 😉 Wpadnij do mnie i zostaw komentarzyka a ja oczywiscie sie odwdziecze =]] pozdrawiam – http://www.b-l-o-o-g-2-7.blog.onet.pl
ahahahahahahaahahahahahahhahaha o Boże bosze,
trzeba Cię czytać przed dziewiątą
ołtarzyk i świeczki!
ja mam twistera, ale dziwka (twisterowa) oszukiwała i nie zamieniłam się w kupę mięśni, więc został wyrzucony.
a co!
Takie sprzety maja tendencje do samozamieniania sie po pol roku w wieszaki, wiem cos o tym, mam rower stacjonarny w duzym pokoju.
Fajnie masz. Ja to wlasnie drugi stepper zachodzilam na smert, a zaczynalam jak Ty. A masz taki maly steperek, czy duzy z uchwytami na rece?
Dzisiaj zwazyłam sie na wadze produkcyjnej, wedlug ktorej waze 3 kilo wiecej niz myslalam ze waze:< Masakra. Duzy i solidne stepper potrzebny od zaraz:) (najlepiej z tymi uchwytami, co to mozna na nich przecwiczyc obwisle ramiona:)
nie chcę Cię martwić, ale to podobno jest tak, że przez pierwsze 20-30 minut
(czyli jeszcze przez miesiąc 😉 spalasz tylko “puste” kalorie.
dopiero jak ćwiczysz dłużej, niż 30 minut spalasz to, co zamierzasz spalić.
jedno jest pewne: za jakieś trzy miesiące będziesz mogła iść z Jagienką w konkury w łupaniu orzechów 😉
trzymamy kciuki
o maj gad kalorie i cwiczenia, witaj w petli czasu
a jedna kromka tostowego chleba 90 kcal! bardzo cierpie jak czytam pudełka
Bosze, stepper. Raz probowalam, nie dla mnie. Stawialabym na orbitreka, ale nie mam gdzie postawic 🙂
A tak w ogole, to ja nie moge wykonywac ZADNYCH cwiczen, gdyz mnie nudza.
Nie moge i juz.
Podpisuje sie pod Krokodylem. Dlugi spacer po puszczy polaczany z biegiem przelajowym czyli spieprzaniem przed zubrem na przyklad 🙂
to powiedziałam ja – Nadia – co by nie było ze się nie podpisuje i nie biorę pełnej odpowiedzialności za sukces proponowanego ponizej przedsięwzięcia
Baśka Ty zamiast South Park, to sobie rzuc na monitor jakis filmik o zdobywaniu K2 – samym oglądaniem tak się zmęczysz, ze z 30% zniknie w oka mgnieniu 😉
Jaszczurkę, to jakby siostrę!
A co z Zytą?…
Za każdym razem, jak wpisuję komentarz przypomina mi się Zyta.
Wróć.
E, to nie dla mnie. Chodzisz w miejscu?????! Do puszczy won! Spotkasz sarnę, jaszczurkę z zielonymi bokami, no co się trafi, albo co Cię trafi. 🙂