O KAMEO, KTÓREGO NIE ZROZUMIAŁAM

Mam pytanie za dwieście punktów (albo i więcej): CZYM DO CHOLERY TAK ŚMIERDZI ten sławetny płyn z Orlenu? To trzeba mieć fantazję i umiejętności, żeby taki potworny smród umieć wyprodukować. Nawet formalina nie cuchnie AŻ TAK. Kolejna wspaniała rzecz, która wyszła naszemu rządowi. 

Od tych wszystkich żeli i alkoholi do dezynfekcji mam skórę na dłoniach jak żółw na emeryturze i żywa krew mi leci z pęknięć na kostkach (i to czerwona – dobrze wiedzieć, bo myślałam że cała już mi się zamieniła w kwas od tego wkurwienia).

Z kuchennego okna mam piękny widok na parę gołębi, która próbuje sobie zbudować gniazdo na lipie, ale za każdym razem te patyki im spadają na trawnik. W sumie dobrze, że nie na kominie jak jeden szpaczek kilka lat temu, który wraz z patykami się do tegoż komina wpierdolił i trzeba go było wyciągać. To tyle, jeśli chodzi o głębokie przemyślenia i mądrość Matki Natury.

N. niestety bardzo polubił „Dom z papieru” i wieczorami oglądamy, to znaczy ja jednocześnie gram w „Pet rescue saga” i robię serwetkę, no bo litości. Natomiast w którymś odcinku wyraźnie się ożywił:

– Ahahahah! Wiesz, kto to jest?

– Nie wiem, kto?

– Neymar!

– Kto to jest Neymar?

– Jesteś beznadziejna.

Okazało się, że podobno piłkarz. No trudno, żebym znała z wyglądu PIŁKARZY – jeszcze tego brakowało! Nie wiem, czy nie wolałam kina skandynawskiego – tam żadne z nas nikogo nie znało i przynajmniej była równowaga w systemie. W dzisiejszych czasach równowaga jest na wagę złota (po cholerę oni przerabiają to złoto na granulki?…).

Niewykluczone że w najbliższych dniach kogoś porąbię na kawałki, bo wszystko mnie wkurwia, ale to chyba przez pogodę. Też ma niezłe wahania nastrojów – nie dość, że wieje, to znowu idą przymrozki w nocy. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby ścięło wszystkie drzewka owocowe, prawda? Bo sama susza i epidemia to za mało wrażeń. 

Jestem rozdarta pomiędzy „kupić sobie coś na pocieszenie” (i tym samym ratować gospodarkę) a „nie wydawać na głupoty, bo idą niewesołe czasy” – tylko co będzie, jak nic nie kupię, inflacja mi zeżre oszczędności, a gospodarka i tak nic z tego nie będzie miała, hm? A bardzo ładna tunika na lato mi się przewinęła. O ile dożyjemy lata…

18 Replies to “O KAMEO, KTÓREGO NIE ZROZUMIAŁAM”

  1. Pingback: thesis writing tips

  2. Pingback: dissertation writing service reviews

  3. Pingback: generic viagra available

  4. Pingback: cialis generic

  5. Pingback: tadalafil 20 mg

  6. to o procentach: dzisiaj w nocy rozmawialam ze swoja lodowka – zwierzyla mi sie , ze ma pretensje do mnie, bo nie zauwazylam ze ktos zbeszczescil jej wnetrze. Sprawdzilam. miala racje. O! zgrozo – ktos bez pozwolenia wstawil puszke coca cola zero procent. Co jak co , ale ani lodowka ani ja nie lubimy napojow bezprocentowych. Doszlysmy do porozumienia, ze bedziemy szukac winowajcy…

  7. Kup sobie jakikolwiek krem do stóp z 20% mocznikiem (urea) i smaruj te łapy.
    Moje nadal stare, ale już trochę młodsze i miękciejsze.

  8. Tez kupiłam płyn z O., ale może inna partia, bo mój nie śmierdzi. Znaczy wali spirytusem, ale nic poza tym.
    No i weź… nie znasz Neymara? Jesteś beznadziejna! 😉

  9. A udało Ci się w ogóle ten osławiony płyn kupić? To gratulacje. Ja kupiłam spirytus na nalewkę ( w ogóle nie wiedziałam, że taki istnieje) i stosuję go do dezynfekcji bez żadnego rozcieńczania. Bardzo wygodne. A ręce od ciągłego mycia i spirytusowania mam też straszne. I krem do rąk niewiele pomaga. Dziś byłam w maseczce 1,5 godziny i myślałam, że się uduszę. Wszystko to jest straszne, a zakupy teraz dla mnie to jedna wielka mordęga.

    • Spirytus bez rozcieńczania jest mniej skuteczny niż rozcieńczony 😉 Woda być musi.
      A maseczki będę nosić oddychające. Nikt mnie nie zmusi do przyduszania się 😉

        • Możliwe że Hanka ma na myśli spirytus 70%, ku mojemu zdziwieniu taki też istnieje. Raczej go chyba już się nie rozcieńcza, bo na wirusa ma być ponoć 60-70%, więc trafić z rozcieńczaniem tak żeby nie zejść poniżej 60% to już wyższa szkoła jazdy, dla niezorientowanych- istnieje tzw. kontrakcja spirytusu.

  10. Gołębie to są takie guły, że nie bardzo sobie radzą w tych sprawach. Kiedyś jeden składał jaja wprost na gałęzi świerku, tuż koło naszego okna. I oczywiście, idiota jeden, siadając na nich zrzucał je na ziemię. Nie wiem, jakim cudem one w ogóle przetrwały jako gatunek.

    Za to mógłby deszcz popadać.

  11. Ja tez mowie : kupic!
    Tam gdzie obecnie pracuje i przebywa moj maz a klimat bardzo podobny do mojego (czyli cudna zielona i kwitnaca wiosna, codziennie 20-25 st C), przedwczoraj pruszyl SNIEG!. W dodatku przejezdzal kolo domu gdzie to facet akurat scinal trawe co wygladalo zupelnie nieziemsko. Wiec widzisz jakie sie ostatnio cuda dzieja?
    Tak ze nie dziw sie golebiom iz zatracily zdolnosc robienia gniazda – to wszystko co sie dzieje najwyrazniej rozchwialy im od zarani zakodowane zdolnosci.
    Ja nie przesadzam z tym wiecznym myciem rak silnymi srodkami bo przeciez siedze w domu – myje zwyklym mydlem jedynie po wyskoku do miasta uzywam te anty…..

Skomentuj Basiek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*