Dzisiejszy dzień rozpoczął się informacją prosto z radia, że God gave rock and roll to me. Kiedyś o tym pamiętałam przez cały czas, a teraz niestety zdarza mi się zapominać, więc dobrze się stało.
Cały weekend ogromnie ruchliwy, bo N. miał mnóstwo wyjazdowych spraw do załatwienia, a ja się podczepiłam jak pąkla, żeby nie gnić na kanapie. A na dodatek jeszcze we wszystkich mediach urocza informacja o tym, ze (nie)miłościwie nam panujące przychlasty gdzieś zapodziały drobne kilkanaście baniek z pieniędzy CBA, a w zasadzie to sami nie wiedzą ile, bo jeszcze nie policzyli (bo jak była tabliczka mnożenia w szkole to mieli zwolnienie od lekarza).
I jak tu nie pić, że się tak zapytam kolejny raz retorycznie? Nie da się – więc przynajmniej dobrze, że w Biedronce rzucili bardzo dobrą rioję z niebieskim paskiem na nalepce.
A, i jeszcze Szpilmanowa (która coś ostatnio przycichła, myślałam że może się wyprowadziła albo zapadła w sen zimowy) pożyczyła sobie „Valis”. Przewaliłam jakieś pół tony książek, bo dostałam natchnienia na lekturę Dicka i akurat najbardziej by mi pasowało „Valis” i NIE MA. Nie ma! A raczej nikomu nie pożyczałam. A ze Szpilmanową różnie bywa – raz oddaje, co pożyczyła, a raz nie. Więc nie wiem, czekać na zmiłowanie czy kupować drugi egzemplarz? „Powrót z gwiazd” jak rąbnęła kilka lat temu, to nie oddała do dziś.
A dziś podobno jakieś rekordowe wysokie ciśnienie, a na dodatek Blue Monday. Faktycznie od rana mnie delikatnie nosi, bo użeram się z mikrorachunkami i trochę chce mi się przeklinać (trochę bardzo). Chyba muszę zaparzyć sobie melisy i pamiętać – Bóg dał mi rokendrola. I tego się trzymajmy.
Trochę mnie wystraszyłyście, Drogie Panie.
To wygląda jakby robiła zapasy.
Szpilmanowa to chyba z Twojego bloga pomyka po łączach do innych, bo mnie znowuż rąbnęła dużą, pomarańczową miskę.
Jak gdzieś zobaczysz u siebie to jej na łeb nasadź. Do tego piórko w d00pkę i na bal…
Mnie rabnela album o witrażach, gumkę chlebowa i rachunek z Tauronu.
Dobrze, ze słoików z rydzami nie rusza…
A mnie gwizdnela buta. Jednego! Oraz taki bardzo eksluzywny krem, który nabyłam droga kupna w ramach inwestycji w siebie w grudniu. Nie ma!
Wczoraj Szpilmanowa oddała album.
Po raz pierwszy coś oddała!
To zaczyna być podejrzane…
U mnie to nie Szpilmanowa tylko taka jedna Pankowa – pozyczyla ode mnie Kuchnie Srodziemnomorska, ze 30 lat temu – i tyle, sluch zaginal. I chociaz mi wcale ta ksiazka niepotrzebna to sobie dobrze pamietam i nigdy juz nie mysle o niej jako Pankowej tylko takiej ktora pozycza i nie oddaje………
A rokendrole zawsze lubilam – czy dobrze czy zle – zawsze.
Gdy slucham Axla to doslownie mdleje.
Glowa do gory, jutro bedzie lepiej.
Szpilmanowa na ten czas, kiedy nie była u Ciebie, wprowadziła się do mnie i ukradła wieczko od tekturowego pudła ze skarpetkami. Otworzyłam, wyjęłam skarpetki i już nie miałam czym zamknąć. Może podrzuci Tobie: było białe w zielone liście. Szukam od dwóch miesięcy.