O TYM, ŻE TERAZ MARZNĘ PO WESELU

No więc, historia jest taka, że byłam na statku (a statki są lżejsze od liści)… NIECH MNIE KTOŚ uwolni od Limboskiego, który zalągł mi się w uchu w charakterze earworma! A chciałam o tym, że na weselu BYŁO ZIMNO. 

To znaczy – na weselu jako takim, in situ, było ciepło i bardzo dużo dobrego jedzenia (i wina), acz głośno, no ale takie są realia wesela. Miejsce było malownicze i z potencjałem na wieczorne i nocne spacery – ścieżki, zarośla i altanki – no ale niestety NIC Z TEGO. Rozchełstana młodzież z piskiem zawracała półtora metra za drzwiami wyjściowymi z powrotem do środka (a drzwi przeszklone, więc było bardzo dobrze widać), tak było zimno. I tak oto wiele interesujących i nomen omen brzemiennych w skutki historii, które mogły się miejscowo wydarzyć, przepadło. Nie wszystkie oczywiście (jestem tego pewna), ale chyba całkiem sporo.

Jedna panna na parkiecie cały czas pokazywała majtki. Cały czas robiła piruety (nawet kiedy rytm piosenki nie dawał do tego pretekstu) i jak kiecka się niedostatecznie odwijała, to ją podrzucała ręką. Zastanawialiśmy się z N., że może ona się po prostu chwali, że taka porządna – że założyła majtki na wesele, bo nie jest to takie oczywiste i być może na codzień nie nosi. Nie zdziwiłabym się. 

No i patent z lemoniadą – panowie bardzo, ale to bardzo chętnie i często biegali po lemoniadę dla swoich ukochanych żon i partnerek, bo słoje z lemoniadą ustawione były na osobnym stoliku, obok rzędu butelek z nalewkami. Zdarzały się nawet sytuacje, że przed panią stały trzy szklanki lemoniady, bo nie nadążała pić tego co jej znosił troskliwy mąż (który tłumaczył, że przecież różne smaki do spróbowania przyniósł). 

Ale i tak najlepszy numer był w kościele, kiedy to (staliśmy z tyłu) na podłogę przed nami upadło coś z cichym brzękiem. Ciemne i połyskujące, myśleliśmy że to guzik albo koralik od czyjejś sukienki…. okazało się, że PAZNOKIEĆ jednej pani odpadł. Taki szpon, miał ze cztery centymetry. Podniosła go i wybiegła – co dalej, nie wiem. Natomiast N. o mało nie zemdlał, bo nie był przygotowany na odpadające części ciała.

Dlatego między innymi za nic na świecie nie zrobię sobie takich paznokci, nawet gdyby zaczęły mi się jakimś cudem podobać (a nie podobają). Nie dość, że muszą być sakramencko niewygodne, to jeszcze jak się okazuje, można je zgubić w krępujących okolicznościach. O nie.

A najgorsze, że NADAL jest cholernie zimno. Niby pojutrze ma przejść, ale na razie Szczypawka patrzy na nas z wyrzutem jak ją uprzejmie zapraszamy na poranne siusiu. Biedactwo.

8 Replies to “O TYM, ŻE TERAZ MARZNĘ PO WESELU”

  1. ten szpon mnie dobil – po 1 samochodzie, 3 pociagach, 1 samolocie, 1autobusie , metrze czyli 1900 km w ciagu dnia – szpon mnie dobil – w jednym z pociagow widzialam panienke w full makijazu ale nie na rekach !!!! wygladala jak nieboszczyk w trumnie – miodzio na twarzy i sine lapy jak u nieboszczyka a fujjjjjjjj

  2. Fajne bylo to wesele, chociaz musialo sie odbyc wewnatrz.
    Ja tez nie uznaje sztucznych paznokci – bo uwazam ze krotkie sa bardziej eleganckie, maja klase, sztucznym tego brakuje. Poza tym niezdrowe. A gdy widze jak niezgrabnie i nienaturalnie kobiety operuja palcami majac takie paznokcie to mnie odrzuca.
    U mnie stalo sie na odwrot – WRESZCIE sie ochlodzilo po tych dlugich, letnich upalach.
    No ale czy ktokolwiek byl kiedys zadowolony z tego co ma?
    Zycze ocieplenia.

    • Oczywiście, że nikt nie jest zadowolony z tego co ma.
      To siła napędowa cywilizacji.
      Ma się ocieplić na weekend – uwierzę jak zobaczę. A raczej poczuję.

  3. Limboskiego nie da się pozbyć. Od kilku miesięcy nie mogę tego zrobić.
    A paznokcie- widziałam jak w sytuacji awaryjnej przyklejano “Kropelką”. Nie wiem tylko jak potem to odkleić (co kropelka sklei, sklei, żadna siła nie rozklei)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*