Dziś rano zniknęła mi jedna soczewka kontaktowa. Wsadzałam ją do oka, a ona mi się wyślizgnęła i ZDEMATERIALIZOWAŁA. Obmacałam umywalkę, blat, siebie, podłogę, dywanik – NIE MA. Dość mi na niej zależało, gdyż oczywiście to była ostatnia para miesięcznych soczewek, zamówiłam nowe w poniedziałek i pewnie dziś dojdą, ale póki co na zapas mam tylko jednodniowe silikonowe, których nie cierpię nosić – moje ciało najwyraźniej nie przepada za silikonem. A jednak muszę dzisiejszy dzień w nich przecierpieć, bo moja programowa soczewka wybrała podróż do równoległego uniwersum, BEZE MNIE.
Zniknięcia jeszcze nie grałam – były dziury, rozdarcia, sklejenia, kilka razy przycięłam je wieczkiem poprzedniego dnia wieczorem (zazwyczaj po pijaku – TAKA PRAWDA), ale dematerializacja to u mnie pierwszy raz.
Co wszyscy z tą wiosną – ogłosili, że już wiosna idzie, bo ptaszki ćwierkają, a natura się nie myli. Ludzie, jest POŁOWA LUTEGO – środek zimy. Wiosna srosna! Zima jeszcze tak nam przywali, że się nie pozbieramy, a natura myli się przez cały czas – proszę porozmawiać ze stworzeniami z defektami genetycznymi. Aha, będzie trudno, bo większość nie żyje. (Tak, mam zły humor, suchą skórę na rękach i myśli plugawe – zwłaszcza odkąd musiałam zapłacić nowy, wyższy ZUS i jak widzę kolejne niusy w internecie – któregoś dnia mi pęknie jakaś żyłka, oby nieduża).
A co do tego, jak teraz wygląda Szczypawka – otóż Szczypawka teraz najchętniej wygląda TAK:

Zawinięta w mój ulubiony kocyk, który dość szybko, a nawet natychmiast stał się JEJ ulubionym kocykiem. Wije sobie gniazdko i się kokosi pół dnia. No – TAK TO MY NIE SCHUDNIEMY.
PS. Ale czasem z mediów można się dowiedzieć czegoś nowego i zaskakującego – na przykład wczoraj dowiedziałam się, że konie trzeba podlewać!
mam pytanie z zupełnie innej beczki, przed moim wyjazdem do Madrytu w sierpniu 2011 pisałaś o miejscach gdzie jeść w Madrycie, były krewetki w małej knajpce, w małych ceramicznych podstawkach z oliwa i zielonym, były też przecudowne małze z winem, pisałaś o targu, i o kilku innych miejscach, jest jakaś szansa by wyszukać to jakoś? było też o espadrylach w tym sklepie z końca XIX wieku co ma czerwone regały, dochodzi się tam od calle de atocha . chociaż głowy nie dam czy nie pisałyśmy też emaili,ale nic nie mogę znaleźć
Krewetki oczywiście u Dziadka, czyli Abuelo:
https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g187514-d1640766-Reviews-La_Casa_Del_Abuelo-Madrid.html
Małże z winem to jak słowo daję chyba nie ja polecałam, gdyż od ponad 10 lat małży nie tykam, bo się strułam. Ale mogę polecić ośmiornicerię palce lizać – jakieś skorupiaki też tam mają:
https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g187514-d3134558-Reviews-La_Pulperia_de_Victoria-Madrid.html
Rynek to oczywiście Mercado san Miguel, ale polecam też odbić trochę w bok na Mercado San Anton – mniej ludzi, fajniejsze knajpy. Miguel bardziej malowniczy, ale potworne tłumy i jednak drogo.
A espadryle to pewnie w Casa Hernanz (zaraz przy Plaza Mayor), aczkolwiek proponuję zajrzeć jeszcze do Calzados Lobo – więcej miejscowych, a miejsce równie zacne i też niedaleko.
O tłustym ale pysznym dorszu w Casa Labra jeszcze wspomnę, oraz bułka z kalmarami smażonymi też jest warta grzechu – dookoła Plaza Mayor mają bary z tymi bułkami, najsłynniejsza jest Casa Rua.
A na śniadanie polecam Museo del Jamon (ich jest kilka). Zresztą cały dzień tam można jeść, niedrogo i bardzo smacznie.
Miseo del Jamon to moja miłość, jestem człowiek – kanapka. Muszę popatrzec na mapie te małże, te byly ok. Ja odchorowalam ostrygi, przez dluuugo, dlatego zero surowizny. Dziękuję 🙂 zapiszę sobie analogowo , bo starość 🙂
Wiosna-srosna, a ja widziałam bociany lecące przy A2. Myślałam, że mam omamy ale trudno je pomylić z innymi ptakami no wyszukałam w internetach, że to możliwe. I teraz co? Zmarzną bidaki, to chyba ostatni prawdziwi patrioci.
Niestety fakt przylotu bocianów o niczym nie świadczy, bo one nie przylatują do nas czując wiosnę, tylko uciekają z Afryki jak się tam zaczynają monsuny… więc z monsunu prosto w objęcia zimy- biedactwa…
Nie odchudzaj jej zimą, to jest wystarczająco trudna pora roku… Też jestem zdania, że wiosna-srosna. Oczywiście miło wyjść na spacer (10 minutowy) i nie szczękać zębami, mimo trzech warstw ubrań, ale jednak z dużą dozą podejrzliwości codziennie patrzę w niebo. To białe skur……..o jeszcze się tam gdzieś kryje.
Srali muchy, będzie wiosna – jak mawiała moja babcia.
Czyli jeszcze długo nie będzie.
Szczypawka śliczna i szczuplutka, może wystarczy robić jej zdjęcia w kocyku? To mniej absorbuje niż odchudzanie. Np. w moim wypadku działa na sto procent!
A co do soczewek… może by tak przedziurkować z boku i nosić na szyi na sznureczku?
Albo na gustownym łańcuszku, o!
Przemyśl to sobie 🙂
Jak to podlewa? Szlauchem? Czy gnojówką?
Tego nie wiem, ale powodem fatalnej kondycji stadniny w Janowie i tego, że konie padają jak domino, była SUSZA zeszłoroczna.
Wniosek z tego, że konie słabo podlane źle się chowają.
Odnośnie soczewek- kiedyś zagubioną w odmętach równoległej rzeczywistości znalazłam po dwóch dniach- przyklejoną od zewnątrz do drzwiczek szafki. Tak, że ten… wszystko przed Tobą 🙂
Szczypawka prześliczna, wcale nie musi chudnąć. Zresztą w tzw “pewnym wieku” lepiej wygląda 5 kg za dużo, niż 2 za mało 😉
To co powinno schudnąć jest zakopane w kocyku.
A soczewkę też uważam, że znajdę w jakimś dziwnym miejscu, co WCALE nie przeczy teorii, że udała się zwiedzać wszechświat równoległy. Albo ktoś z przyszłości potrzebował i pożyczył. No.
Szpilmanowa może Ci ślepnie?