O TYM, ŻE KOCHAM FORA INTERNETOWE

Na Moim Ulubionym Forum polecam wątek – perełkę „Najdziwniejsza wizyta”. Cały jest świetny, ale ta chyba najlepsza:

„To ja pamiętam jedną taką kolędę u nas. Mąż specjalnie wrócił wcześniej bo nie był na dwóch poprzednich. Wchodzi ksiądz. Szybka modlitwa koperta i już go nie ma. Wyraźnie mu się spieszyło. Nawet nie usiadł. My trochę zdziwieni. Mąż stwierdził że następnym razem to on z pracy dla takich 3 minut wracał nie będzie. Co się okazało? Jak tylko się skończyła kolęda w parafii ten ksiądz zwiał z całą gotówką z kopert. Zjawił się z powrotem jak mu się kasa skończyła. Przyjęto go i przebaczono w innej parafii. Po czym po kilku miesiącach zrobił to samo. Potem córka znajomej wypatrzyła go w internecie. Z partnerem prowadzi zakład fryzjerski.”

Uwielbiam takie opowieści – ze stopniowaniem napięcia, puentą i happy endem. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie (ciekawe, czy można się było np. wyspowiadać przy myciu głowy).

Z kolei w innym wątku przeczytałam, że ludzie piją gorące mleko z miodem i masłem ot, tak – rekreacyjnie. BO LUBIĄ. Bo odpowiada im smak. Matko Boska! Mleko z miodem i masłem to była jedna z NAJGORSZYCH tortur mojego dzieciństwa. Nie dość, że na sam zapach mleka od zawsze miałam odruch wymiotny, to oczywiście jako dziecko anemiczne i lekko fioletowe, dostawałam codziennie wieczorem kubeczek mleczka NA ZDROWIE. Takiego prawdziwego mleka, ze wsi, prosto od krowy. No więc już to było straszne – w moim przypadku przysłowie o niepłakaniu nad rozlanym mlekiem nie ma zastosowania, bo ja bym się bardzo cieszyła, gdyby to cholerstwo się rozlało. Ja ryczałam nad mlekiem w kubku. Ale prawdziwy horror zaczynał się, kiedy byłam przeziębiona i zaczynałam kasłać (czyli przez jakieś 85% mojego dzieciństwa) – KŁI KŁI KŁI! Mleko Z MIODEM i łychą masła. No, tu to już rzygałam dość konkretnie. Jakie to było ohydne, to nie mam słów; język mi się cofał do samego żołądka. I te łypiące oka tłuszczu na mlecznym kożuchu!… (Dlaczego uparcie poili mnie mlekiem, kiedy ja uparcie po nim rzygałam – tego doprawdy nie rozumiem; pewnie pani pediatra kazała, głucha i ślepa małpa w okularach jak denka szklanek, która w dodatku co tydzień zapisywała mi nową flaszkę ampicyliny w zawiesinie, po której – a jakże – rzygałam).

I teraz sobie czytam „O, jak dziś chłodno, chyba zrobię sobie kubeczek pyszniutkiego mleczka z miodem i masłem!” – „Masz rację, ja też, ja też!” – AAAAAAA!… Jak słowo daję, chyba wolałabym zjeść pudełko pasty BHP do czyszczenia rąk. I to tej do cięższych zabrudzeń.

Natomiast chciałabym się zwrócić z apelem o wrzucanie ciekawostek dla Kanionka, bo Kanionek jest jakby ojcem chrzestnym tej strony (tylko bez wąsów, no i nie ujmując Marlonowi Brando – figurę ma lepszą). Proszę bardzo, z dzisiejszego Superexpressu: „Jak pieścić żeby piszczała” (jeśli mogę coś wtrącić od siebie – chyba najprościej kupić gumowego kurczaka z piszczałką, koszt około dziewięciu złotych, ale na bazarku przy Saskiej pan opuszcza na osiem).

 

26 Replies to “O TYM, ŻE KOCHAM FORA INTERNETOWE”

  1. Dla Kanionka, prosto z gazety
    “Z nowym rokiem, z nowym krokiem!”. Rozdarte spodnie Prokopa, zamrożone jajka. 😉
    Po mrozie chodzi w rozdartych spodniach to i ma efekty.

  2. Dołączam do wielbicieli mleka: ani mnie, ani brata mlekiem nie faszerowano na siłę, piliśmy z własnej, nieprzymuszonej woli. Na samo wspomnienie smaku Maminych lanych klusek na mleku i kaszy manny z masłem gęba mi się śmieje i mimo czterdziechy na karku chętnie bym wrąbał talerz lub dwa. Kożuch z mleka to delicje, wyjadałem z garnka po kryjomu. Za to mleko prosto od krowy, jeszcze ciepłe i woniejące krową, budzi cofkę na samą myśl!

    Na szczęście mądrzy Rodzice zasadę niefaszerowania na siłę stosowali też do innych produktów spożywczych, żadnej traumy tranowo-szpinakowej nie mam. Wystarczającą traumę zapewniły „przygody” ze wspomnianym już syropem Guajazyl, a także z tzw. „pędzlowaniem” gardła roztworem nadmanganianu potasu (miał to ktoś kiedyś?). Po tym obrzydlistwie rzygaliśmy dalej, niż widzieliśmy, ale przy naszych upartych anginach Mama chwytała się brzytwy i trudno Jej się dziwić.

  3. A ja bardzo lubię mleko, nawet z miodem, ostatecznie z maluśką łyżeczką masła na rozgrzewkę:) Bez mleka nie ma życia w moim domu. Na dwie i pół osoby tygodniowo idzie zgrzewka (czyli 12 litrów).

  4. Mnie na szczeście mlekiem nie faszerowano, za to jak bylam przeziebiona Dziadek robil mi grzanca, do piwa dodawal jajko. Gotowal, dosladzal I kazal pic. Do jakiegos 20 roku zycia balam sie zamawiac grzanca w pubie bo myslam ze dostane piwo z jajkiem…

  5. Barbarello! Dziękuję z całego serca za wpis o garneczkach!
    Dzięki Tobie mam wszystkie prezenty zrobione w jednym miejscu i każdy inny:)
    Powinni Ci płacić za reklamę!
    Pozdrawiam serdecznie i życzę Tobie i wszystkim czytającym tego bloga
    wesołych, cieplutkich i (jak ktoś sobie życzy) rodzinnych świąt!
    I fajnych prezentów pod choinką:)

  6. Hehehehe, mnie w dzieciństwie z okazji chorób nacierano spirytusem. Intensywnie i dziarsko. Zatem niewiele pamiętam z tego chorowania.

  7. przez 35 lat spożywałam mleko pod każdą postacią , kochałam je a potem ?
    potem coś jebło i okazało się że przestaję tolerować laktozę
    jak ja rozpaczałam
    ale mądre głowy wymyśliły że można laktozę od mleka odseparować i mogę dalej spożywać
    teraz oczywiście najczęściej do drinka z orzechówką ale nadal mleko 😀

  8. Wychowywałam się w ciekawym domu, bo tam nikt nie wmuszał nigdy we mnie mleka (sama piłam, bo lubiłam), a na ostre przeziębienia dostawałam grzańca z miodem, goździkami itp. 😉
    Swoich dzieci nie poję mlekiem, bo to obecnie syf, ale dostają ZIÓŁKA 😀 Grzańcem nie poję, bo teraz takie czasy, że strach z domu wyjść zostawiając prawie dorosłe dzieci, zaraz straszą opieką społeczną, a co mówić o grzańcu…

  9. otóż ciekawostka: JA całkiem lubię takie mleko (acz bez kożucha, kożucha nie przełknę), zawsze lubiłam, prosto od krowy zwłaszcza. Mój starszy syn lubi mleko a młodszy wręcz przepada i muszę mu wydzielać, bo potrafi w szkole wypić trzy takie mniejsze kartoniki, co rozdają a potem w domu dopytywać czy może mleczko. Nie wiem, cielak jakiś chyba

  10. bułka z mlekiem w podstawówce. mleko nalewane chochlą z wiadra. na samą myśl NADAL jest mi niedobrze. albo jeszcze ciepłe mleko z pianką, świeżutko od krowy. UCIEKAMAAAAAAAAAMMMM.

    z wizyt – raz przyszedł ksiądz. a kot się gdzieś w mieszkaniu zawieruszył. jak ksiądz wchodził, zauważyłam uchyloną jedną z szafek w regale – to domknęłam. ksiądz z ministrantami intonują “Wśród nocnej ciszy”, a WTEM z impetem z zamkniętej szafki wyskakuje kot…

    (raz podczas kolędy wskoczyła na stół i zaczęła pić wodę święconą z talerzyka. a teraz to już księdza nie wpuszczam, to nie ma czego opowiadać).

  11. Temat mleka jest mi też znany.
    Ale tran. To dopiero była masakra. Pamiętam jak dziś gdy w ostatniej grupie przedszkolnej trzeba było to świństwo pić. Ja ponieważ dobrze zaprzyjaźniłam się z paniami kucharkami / tylko dlatego ze bardzo często przychodzilam do przedszkola pierwsza i odbierana byłam na samym końcu 😁w momencie gdy był podawany tran byłam zawsze gdzieś zabierana.

  12. Grupo wsparcia dla osob katowanych mlekiem!

    Mleko smierdzi, a kozuch wywoluje wymioty swoim istnieniem na swiecie. Ohyda ohyda ohyda. Oczywiscie zaliczalam gorace mleko z maselkiem i miodem (haft) oraz czosneczkiem, mam traume po syropie marki Guajazyl (haft), tylko ten Pini, czy jakos tak byl OK 🙂

  13. Swoją drogą, to fascynujące – nie znam dziecka, które by lubiło mleko
    i nie znam dorosłego (poza sobą) który by tego mleka swoim dzieciom nie wmuszał.
    Jak to możliwe, w ciągu dwudziestu lat zapomnieć swoją traumę?
    Ja w wieku lat sześciu oświadczyłam, że mleka pić nie będę, bo jest ohydne.
    I moja mądra babcia dawała mi kawę zbożową – też na mleku, ale pachniała, i smakowała zupełnie inaczej. Do dzisiaj lubię.
    Ale dzisiaj już takiej kawy nigdzie nie ma…

    A kto musiał pić tran?
    :)))

  14. No popatrz, a już myślałam, że tylko ja nienawidzę mleka. Mnie katowali z rana. I nie zmienił tego nawet fakt, że po wypiciu mleka dostawałam bąbli na ciele. “Pij mleko, bo jest zdrowe”. Ostatni w życiu kubek mleka wypiłam w dniu osiemnastych urodzin. Już mi nie mogli kazać.

  15. Jest coś gorszego od mleka z miodem. Nazywa się Emskie z mleczkiem! Ojciec z tym wyjeżdżał, kiedy wszystko inne zawodzilo przy leczeniu infekcji. Smak nie do porównania z niczym innym. Ohyda! Teraz też to sprzedają, ale nie upieraja się, że koniecznie trzeba rozpuszczac w mleku, woda też jest ok.

  16. Chyba w latach siedemdziesiątych uważano, że jak dziecko nie będzie piło mleka, to umrze/nie urośnie/otępieje/itd. Mnie też katowano mlekiem. Koszmarne wspomnienia z dzieciństwa to – oprócz mleka w czystej postaci – m.in. kogel mogel z ciepłym mlekiem i pszenna bułka pokrojona w kostkę i wrzucona do ciepłego mleka, bleee…

  17. zjadliwe z tego trio jest TYLKO masło. rozpuszczone. na leniwych.
    (w szkole mojej latorośli obrzydzili nawet leniwe polewając je, a jakże, miodem – bo cukier niezdrowy. czy muszę dodawać, że wkrótce zmieniła się obsada kuchni?…)

  18. Mleko z miodem i masłem (mleko w ogóle) to także moja trauma z dzieciństwa. Na to z masłem moi rodzice mówili, ze to słoneczko w nim jest, żeby mnie przekonać do wypicia. Nigdy tego nie zrobiłam tego moim dzieciom, a one jakoś mleko lubią. Może nie są moje (?), chociaż matka podobno zawsze pewna 😉

  19. Koszmar mojego dziecinstwa… do czasu az sie porzygałam pani przedszkolance na buty… i panie dały mi spokój (w domu już dawno miałam odpust od mleka – bleeee). Drugi paw poleciał kiedys na koloniach – pani chciala mnie przetrzymac i stalam tak sierota z kubkiem “spolem” i z wolna stygnacym mlekiem z imponujacym korzuchem – w koncu chyba sie zlamalam – upilam lyk, korzuch przylepil mi sie do ust – i poooooszłoooooo. No i potem juz tez miałam spokój:) ale do dzisiaj jak poczuje gotowane mleko to mną szarpie…

  20. I ten kubek cieplego mleka w szkole…
    Za kazdym razem szukalam kogos, kto za mnie wypije – i o dziwo znajdowalam.
    Tez mi niedobrze na sam zapach.

    W domu to z maslem i CZOSNKIEM kiedys musialam wypic. Pamietam. I nigdy nie zapomne.

    A co do kopert: jak dlugo ludzie beda dawac w lape (obojetnie komu), tak dlugo ten proceder bedzie istnial, i ludzie beda to wykorzystywac. Serio nie rozumiem, dlaczego “dawacze” tego nie lapia.

    • Tak, u mnie tez wrzące mleko z miodem, kożuchem i CZOSNECZKIEM – standard podczas każdej infekcji . A że edukacje podstawówkową miałam w systemie dwa na jeden, czyli dwa tygodnie chodzenia, tydzień na zwolnieniu z anginą – to w kazdym miesiącu trauma była odnawialna. Do czasu…
      Raz mój tatuś postanowił zawalczyć z moją mleczną awersją i rzekł, ze tak długo będzie nade mną sterczał az to mleko wypiję i że nie obejrzę juz w zyciu zadnej bajki, żadnego Sindbada w niedziele nie będzie i – cytując klasyka – W OGÓLE JUZ NICZEGO NIE BEDZIE jesli nie wypiję. No więc wypiłam, bo mój rodziciel zawsze był z gatunku tych, co nie żartują (chyba, że żartują).
      Po czym jak juz tatuś poczuł że triumfuje – obrzygałam go całego od pasa w dół. I nie, że specjalnie – pamiętam, że walczyłam z tym pawiem żeby nie zawieść rodziciela i nie stracić dożywotnio możliwości oglądania Sindbada z TV.

      Po tym incydencie, na picie mleka w moim wykonaniu została spuszczona zasłona milczenia i nikt w rodzinie już nigdy nie wracał do tematu

  21. Lekko podgrzane mleko z miodem BEZ masła jest nawet pijalne, sam z siebie robi to sobie mój siedemnastoletni dzieć. Ale on łasy na słodkie. Ale masz rację, GOTOWANE mleko z miodem i masłem to KOSZMAR DZIECIŃSTWA tych z lat 70-tych zeszłego stulecia. Nikt wtedy nie uświadamiał pediatrów, że taki mix to bomba alergenów, a miód wrzucony do ukropu traci jakiekolwiek dobroczynne właściwości, poza dosłodzeniem. Swoich dzieci nigdy czymś takim nie poiłam na siłę, nie czyń drugiemu… 😉

  22. O jak ja Cię rozumiem z tym mlekiem – trauma ciągnie się za mną do dziś. Mleko z miodem- rzyg na odległość z wynikiem na miarę złota olimpijskiego. Bosz co to był za koszmar!!! A babcia z uporem maniaka latała za mną z kubkiem i usiłowała wlać cokolwiek w dziób .Bezskutecznie!!! 🙂

    • Jezuuuuuu, wróciła trauma dzieciństwa! Mnie tym poiła babcia – zamykali na miesiąc przedszkole i lądowalam u niej, gdzie dostawałam to okropieństwo profilaktycznie. Do dzisiaj mam odruch wymiotny na myśl o ciepłym mleku.
      Mam jeszcze jedną traumę z dzieciństwa, tym razem fundowaną przez matkę – dziecko musiało być czyste na buzi, więc szorowala wszelkie zabrudzenia poślinioną chusteczką. Aaaaaaaaaaaaa

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*