O WYKWICIE WIOSNY I BRAKU WRAŻLIWOŚCI NIEKTÓRYCH

 

No i proszę, jaka się Majorka zrobiła niespodziewanie. Zielone pączki na różach są coraz większe z godziny na godzinę. N. się przebrał za Predatora i zasuwa na rowerze (dlaczego kiedyś, żeby jeździć na rowerze, wystarczyło założyć jakieś w miarę sportowe portki, a teraz koniecznie trzeba się wystroić w coś pomiędzy cyrkowym akrobatą – bujaczem na trapezie a wioskowym głupkiem? A moja babcia i tak całe życie jeździła na rowerze w garsonce i jej koleżanki też), natomiast na tarasie można ogłuchnąć, tyle ptaszków pitoli naraz. Wiadomo, że w tym całym świergoleniu chodzi o to, że one mają ochotę i zamiar uprawiać seks, niemniej jednak jest to bardzo przyjemne dla ucha. Ludzkie zaloty jednak są mniej urokliwe (może kiedyś, jak były modne serenady pod balkonem, bo dzisiejsze serenady o zmierzchu pod sklepem na rogu to już nie to). Tak czy inaczej – co wyjdę na taras, to ptaszki się na mnie drą, że im przeszkadzam, chociaż przecież jestem krótkowzroczna i nie zamierzam ich podglądać, bo i tak nic nie zobaczę!… Przyroda to jednak strasznie się panoszy.

Dziś rano N. mi opowiedział przy śniadaniu, jak na Gran Canarii do komisariatu policji podjechał facet i powiedział, że zamordował żonę i ma ją w bagażniku. Oczywiście nikt mu nie uwierzył, poszli sprawdzać bagażnik a tam – niespodzianka! Trup żony. Po pierwsze – nie do końca wiem, dlaczego on mi to opowiedział, a po drugie zostałam zapewniona, że na pewno nie będzie mnie woził w bagażniku po zamordowaniu, bo dopiero co tam posprzątał i są czyste dywaniki. Mam się cieszyć? Martwić (że nawet nie jestem godna dywaników w bagażniku)?…

Na dodatek N. smaży na kolację krewetki. On mi ciągle powtarza, że prawdziwy dom powinien pachnieć albo oliwą z czosnkiem, albo przypaloną skórą z papryki, dopiero wtedy się w nim dobrze człowiek czuje. Niech mu będzie – BYLE NIE GOTOWANĄ OŚMIORNICĄ (notabene, obejrzałam z nim „Nowy początek” – ja się znowu poryczałam, a on NIC – nadal zamierza jeść ośmiornice, co za cebula bez elementarnej wrażliwości!…).

No nic, od jutra deszcz i chwilowy koniec dolcze wita, boby się niektórym w dupach poprzewracało.

7 Replies to “O WYKWICIE WIOSNY I BRAKU WRAŻLIWOŚCI NIEKTÓRYCH”

  1. “dlaczego kiedyś, żeby jeździć na rowerze, wystarczyło założyć jakieś w miarę sportowe portki, a teraz koniecznie trzeba się wystroić w coś pomiędzy cyrkowym akrobatą – bujaczem na trapezie a wioskowym głupkiem? ” Święte słowa Pani dobrodziejki! Pochwalę się, że już w latach 90tych zasuwałam na góraku po stolycy w normalnym stroju i butach (wolałam spodnie)- jak jakaś Holenderka nie przymierzając ;)). tyle, że trochę wsi w tym było – bo na góraku.

  2. Nie cierpię jeździć rowerem. Biegać – proszę bardzo – wczoraj obiegłam lasek widzewski kilka razy w kółko w poszukiwaniu starszego syna, ale rowerem jeździć nie lubię i cześć.

  3. W garsonce, no :))) I jeszcze na tylne kolo plotly starsze panie na szydelku takie kolorowe serwety, sieci takie. Jakos to zaczepialy o blotnik tylny i ta rurke przy kole – nie wiem, czy po juz wyszydlowaniu, czy tez nalezalo szydelkowac dookola rurki i blotnika? Ale wszystkie mialy czarny rower i takie cós ozdobne wlasnie na tylnym kole.

  4. Wniosek o niejedzenie ośmiornic popieram oburącz – są zabawne, sprytne i w dodatku mają błękitną krew, a jak wiadomo, prawdziwa arystokracja jest już na wymarciu i nie należy jej ot tak zeżerać.

Skomentuj ~diabel-w-buraczkach Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*