Oczywiście na koniec roku MUSI być jakaś afera – co to byłby za rok, gdyby się coś nie spierdoliło w ostatnim tygodniu, normalnie do powtórki! Ponieważ jednak nie jest to niczyj pogrzeb, nikt nie został obdarty ze skóry, pogryziony, nie jest na morfinie ani nie biega z nekrozą na szyi – to w ogóle nie ma o czym mówić, prawda.
Poza tym chyba normalnie. Na przykład wita mnie rano N. słowami “Nie ma w ogóle pokrywki do tego o!…” (demonstrując okrągłe plastikowe pudełko na psią paszę). Pokrywka oczywiście była w szafce, ale trzeba ukucnąć. A jak powszechnie wiadomo, męskie kolana przy szafkach kuchennych nie zginają się. Zatem kucnęłam, przykryłam i świat z powrotem wypiękniał.
A w ogóle to komu potrzebny ten mróz? Tak było miło! (Zgniło, ale miło). Ani ja, ani Szczypawka nie pochwalamy takiego stanu rzeczy. Szczypawka nawet bardziej, bo przecież musi wychodzić, biedactwo moje. A ja mam taki nieśmiały plan, żeby się zrosnąć w jedną całość z pluszowym dresem z psem Snoopy i kanapą. Tak właśnie.
Standard – u mnie tak zawsze jest.
Naprawdę, szczerze Ci przyznaję – inspirujesz mnie. Czytam Cię od roku i wkręcam się w każdy post z uwielbieniem.
mróz przylazł, żebyś tradycyjnie mogła ponarzekać. I ja też.
Ja też nie pochwalam tego stanu rzeczy ( znaczy- mrozu). Wolałam, jak było zgniło 🙂
Dobrych parę lat temu napisałaś tu, że “zima powinna być zabroniona” . Podpisuję się pod tym stwierdzeniem wszystkimi kończynami.
Klasyka. Mój mąż, jak nie podejdę i nie pokażę palcem, gdzie co leży, to na bank sam nie zauważy. I nie mam tu na myśli sytuacji: trzecia szafka od góry, druga półka, między rondelkami, pod miską, w słoiku z napisem kawa. Nie. Może leżeć na wierzchu, na wysokości jego oczu, a on i tak nie widzi.
Także, ciesz się, że u Ciebie tylko dolne szafki są problemem 😉
I tradycyjnie – mi mróz nie przeszkadza 😉