O TYM, ZE CIAŁO MOŻE ZNIKNĄĆ

 

Drogi Pamiętniku, całą niedzielę mnie brzuch bolał po imieninach teściowej (jeścjeśćjeść zmiana talerzy jeśćjeść jeśćjeść zmiana talerzy jeśćjeśćjeść… oraz JEDNAK podejrzewam grzyby z domieszką).

W „Anatomii zbrodni” opisane jest zatrważająco dużo przypadków morderstw, w których procesy były poszlakowe, bo nigdy nie znaleziono ciała. A może raczej – obiecująco dużo. Skoro w obecnych czasach, przy wszystkich dostępnych technologiach udaje się upłynnić trupa i jedynym dowodem zbrodni jest mikroskopijny kawałeczek gnata znaleziony w pralce, a wziąwszy pod uwagę polskie realia – w życiu by tych poszlak nie znaleźli, to nic tylko mordować. Tylko musiałabym poufnie na osobności pogadać ze skazanymi, jak się tych ciał pozbyli. Całkiem sporo wrzuconych do rzeki po prostu znika, ale to jest raczej loteria, wolałabym cos pewniejszego. No i odpada rąbanie na kawałki i rozpuszczanie w ługu, bo to brudna robota i śmierdzi.

Bardzo inspirująca książka.

Z odkryć kulinarnych weekendu – czekoladki Magnetic ze słonym toffi. Bardzo intrygujący smak. W pierwszym momencie pomyślałam „nie wiem, czy polubię”, ale za chwilę już wiedziałam, że owszem.

Etna wybuchła, dymi i nie zamierza przestać. Wcale się jej nie dziwię.

7 Replies to “O TYM, ZE CIAŁO MOŻE ZNIKNĄĆ”

  1. o to ja się piszę, ja, ja!…. niech mi ciało zniknie ! i to dużo!
    (szczególnie po świętach będę potrzebować sposobu na znikanie ciała)

  2. podobno sok z ananasa wszystko rozpusci, nawet gnaty, potrzebuje tylko pare tygodni czasu – co niesie ze soba spore ryzyko wykrycia procederu…

  3. bez sensu pytać skazanych – przecież im akurat to znikanie ciał nie wyszło dość dobrze, skoro ich skazano. lepiej poszukaj na forach jakichś nieskazanych sprawców 😉

  4. każdemu ten poniedziałek inaczej brzdąka…
    u mnie: pobudka po niecałych 3 godzinach snu, wyjazd z kocurasem osobistym do weta, w tle rozpacz sąsiadki, której kotka, radośnie a bezmyślnie wypuszczana “na spacerek” w wybitnie ruchliwym centrum miasta, od wczorajszego popołudnia siedzi na wypierdzielistym kasztanowcu koło chałupy i nie umie zejść. I pipczy. A straż pożarna MOŻE wieczorem da radę zajechać z wysięgnikiem (tak, wiem, że mają ważniejsze sprawy)
    we łbie mam: kota osobistego pod narkozą, kota sąsiadki spadającego z kasztanowca pod samochód; poza tym piasek pod powiekami i początek “krwawej Mary”.
    niech żyjo poniedziałki, lelum….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*