Ucieszyłam się rano, że mrówki sobie poszły, bo tylko jakieś trzy sztuki kręciły się koło kosza na śmieci, nagle WTEM! Zeżarły Szczypawce śniadanie. Zmasowany atak czarnych hord na psią miskę. Wkurzyłam się podwójnie, bo pozbawiły mi psa posiłku oraz niestety musiałam przeprowadzić masakrę; nie dało rady ich wyprowadzić bezinwazyjnie z psiej stołówki i psiego żarcia. Ładny początek dnia. A gruszkami w occie, co im zostawiłam na blacie to pogardziły, mendy jedne! Chyba im zostawię kartkę przy koszu, że wynocha albo zaczynam pobierać opłaty.
Od szorowania psiej stołówki znowu mi popękała skóra na kostkach; wygląda, jakbym komuś dała w szczękę. Co u nasz po drugiej stronie Wisły wygląda bardzo nobliwie i jest ogólnie doceniane.
A dziś rano przeczytałam zachwycającą maksymę: “Życie jest jak striptiz transwestyty. Niby wszystko ładnie, pięknie, aż tu nagle…”
I z tą myślą Państwa zostawiam i idę pobierać czynsz od mrówek.