Uprzejmie informuję, iż:
– w sobotę wznowiło działalność ogrodowe bistro „Ptasia Łapa”. Serwujemy łuskany słonecznik, a ruch jest jak za PRL-u na giełdzie samochodowej w Słomczynie. Rano jak N. wysypuje całodzienną porcję, to musi się uchylać żeby nie dostać w ucho rozpędzona sikorką, tak się rozżarły.
– mam najczystsza lodówkę w Galaktyce; w zasadzie światło w środku jest zbędne, tak lśni – TYMI RĘCAMI. Niech no ja zobaczę, jak KTOŚ (już ten ktoś wie, o kim mowa) pcha do środka kiełbasę bez ubranka wierzchniego albo jakiś radosny tłusty słoik z małżami. Zasztyletuję spojrzeniem, utopię w umywalce i rozszarpię widelcami na włókienka, jak długo pieczoną wieprzowinę. Na razie otwieram lodówkę, napawam się, wzdycham, zamykam i mam poczucie Dobrze Spełnionego Obowiązku.
– na fejsbuczku zalew informacji o tym, że czas nastawiać ciasto na świąteczne pierniczki. W związku z tym postanowiłam nastawić równie świąteczną nalewkę na kukułkach, do czego natchnęła mnie znaleziona wczoraj kukułka (cukierek kukułka, oczywiście!… – żeby nie było, że jestem potworem, co zwabia kukułki na słonecznik i pakuje je do butelek). Zagniatanie pierniczków to nie dla mnie, poza tym pierniczki to same kalorie – a wódki nie trzeba zagniatać i jest bardzo zdrowa.
Mówiłam już, że nienawidzę, jak jest zimno, bo mi skóra na rękach pęka? To mówię.
A mi z całej opowieści o żarciu zapamiętała się tylko ta skóra na rękach. Bo mi też zimą pęka :-/ Pomaga krem glicerynowy, ale jakoś zawsze potem zapomnę, żeby palca w oko nie wsadzić, i wiadomo – skóra już nie pęka, za to oko łzawi. Widać nie da się być piękną wszędzie jednocześnie.
Strzał w dziesiątkę. Zgadzam się z poprzednikami.
Eskimosi robię wino z mewy, to z kukułki pewnie też się da.
Dla mnie robienie pierniczków to rerax 😉 jak dla Ciebie dzierganie tych serwet.
A ponieważ zmartwychwstałam po jelitówce to mogę się zabrać za zagniatanie ciasta.
Pyszny prosty obiad, tylko trzeba mieć dobrą patelnię i nabrać wprawy przy przewracaniu:
https://www.youtube.com/watch?v=pvlkYYdIBV0
Samo zdrowie! 😉
Zagniatać? Ciasto? Pierniczki to się kupuje. 🙂 Ale coś z ta zimą jest na rzeczy (choć nad morzem jeszcze jej nie ma, moje ptaszki nawet słonecznika nie chcą żreć, tylko podlatują, gapią się, szturchają dziobami i odlatują), natomiast ja od jakichś dwóch tygodni mam dziką jazdę na szwedzki glogg. Może rację ma ten amerykański spec od pogody, który straszy, że w tym roku to już na pewno będziemy mieli straszną zimę? Brr
Stara madrosc ludowa glosi, ze znacznie przyjemniej pierniczki JESC niz zagniatac, i ja sie tego trzymam.
Gratuluje Poczucia Dobrze Sp. Obowiazku, mile to jest poczucie. Moja lodówka tez raz taka blyszczaca byla! (jak ja kupilam, hehe).
Jaki przepis? 🙂 Do wódki wrzuca się kukułki i czeka, aż się rozpuszczą.
Podobno wychodzi niezła 🙂
Aha, pokruszyć przed wsypaniem. Szybciej się rozpuszczą.
To trochę tak, jak z tym łabędziem nadziewanym kaczką. Albo i nie tak? Najpierw do kukułek pakuje się wódkę, a następnie kukułki do wódki. Pełne otoczenie.
daj przepis na nalewkę! 🙂
Ja znam najprostszy! Idzie sie do Biedrony i kupuje. I się ma albo pije się i sie nie ma.
Dawaj przepis na nalewkę 🙂 W biurze zimno,więc z ciepłem pomyślałam o nalewce 🙂
Już? Na święta? O Matko, a ja nie mam pomysłu na dzisiejszy obiad. Tzw. niemoc obiadowa mnie dopadła. Muszę coś nieskomplikowanego wymyślić.
Konik,
może być makaron ze śmietanowym sosem z łososia wędzonego?
czas przygotowania = czas gotowania makaronu
Albo ten, ryż z kurczakiem w kupnym sosie chińskim/ seczuańskim/ czy innym. Skrzydełka pieczone na pikantno (same się robią), makaron bolognese (15 minut roboty). Piersi z kurczaka w sosie śmietanowym ze szpinakiem. Steki wołowe z sałatą. |Polędwiczki wieprzowe smazone, można dorobic sos śmietanowo- grzybkowy albo inny. Dalej nadawać? Ja się specjalizuję w szybkich obiadach, Koniku, więc jakby cos to jeszcze podpowiem 🙂
Nooooooo Wampi,
szacun Koleżanko, szacun! :))))))))))))))))))
Dzięki dziewczyny, skorzystam na pewno, ale dziś zrobiłam… gołąbki. Ja już chyba na ludzi nie wyjdę, beznadziejny przypadek.
No to faktycznie nieskomplikowane.
A co jest u Ciebie skomplikowane?
Łabędź nadziewany kaczką nadziewaną kurczakiem?
😉
Nie no, żeby nie było – gołąbki są dość upierdliwe, ale ta kapusta tak mnie męczyła.
Nie wspominałam, że mam fisia na punkcie niemarnowania jedzenia (i pilnowania terminów przydatności)?
Samo się robi – filety z piersi indyka (kupujemy gotowe pokrojone, chyba, że ktoś ma misję) przekładamy serem rokpolopodobnym, możemy przesypać suszoną pietruszką lub innymi ziołami, zalewamy obficie półwytrawnym białym winem. Dwie godziny w lodówce, potem do piekarnika do przyrumienienia sera. Okna otwarte szeroko. Podajemy z bagietką (można z ryżem, czy co tam w duszy gra, moim zdaniem bagietka jest najlepsza) i surówką ( pekinka, kukurydza, CZERWONA papryka – dla koloru. tarte jabłko).