Zgadnijcie, co się popsuło! Podpowiedź: zaczyna się na literę „P”, kończy na „C”, a w środku jest wielkim śmierdzącym złośliwym skurwysynem, który się psuje co kilka dni BEZ POWODU i równie bez powodu naprawia. Nawet majster się ostatnio zdziwił, kiedy poruszył jakimś kablem i wszystko się naprawiło – „On mnie chyba polubił”.
Myłam łeb w zimnej wodzie, telepało mnie przez całą noc ze złości jak karasia wyciągniętego z wody i po prostu WYDZIELAM dziś z siebie miłość do świata każdym porem i wystarczy maleńka iskierka, żebym zamieniła się w Hulka. (Btw, czy człowiekowi mogą ze złości wypaść oczy? Bo czuję taki ucisk za oczami, a w jednym serialu medycznym widziałam, jak panu wypadło oko i wkładali mu je na miejsce łyżką).
W psychiatrykach grzeją i jest ciepło, prawda? I ciepła woda tez jest? I psychotropy?…
I znalazłam receptę na kończące się seriale: oglądam „Star Trek”, od samego początku. Pierwsze odcinki mają niezamierzony efekt komiczny i są masakrycznie seksistowskie (kosmos srosmos, a im tylko dupy w głowie) (oprócz Spocka, naturalnie).
Idę się zarejestrowac na „Fuerteventura Property World” (jak N. myśli, że ja żartuję z tą emigracją, to będzie dość zdziwiony).