O TYM, ŻE NARESZCIE

 

Po pierwsze i najważniejsze: kiciu, nie tup, albowiem ponieważ wino gruzińskie na NAJBARDZIEJ oczekiwanej imprezie tego sezonu. NAJ-BAR-DZIEJ – nie przasadzam. Mąż mojej koleżanki postanowił jej zrobić urodziny – niespodziankę. O czym radośnie poinformował nas – zaproszone niewiasty – JESZCZE W ZESZŁYM ROKU.

Jak już rzekłam na tym blogasku nie raz (powtarzam się jak polska telewizja, ale MAM PRAWO, bo jestem już stara, jak polska telewizja) – jeśli chodzi o konspirację, to jestem z niej cienka jak dupa węża (nie moja, nie moja, ooo, bynajmniej nie moja, tylko węża). Poza tym, zwyczajnie i po ludzku, bałam się, że jak Monika zajrzy w męża telefon, to przyjedzie mi nakłaść po ryju (np. trzy połączenia jednego dnia plus SMS-y i wyznaczona godzina spotkania – w knajpie, gdzie ustalaliśmy menu). Albo umawianie się mailem co do prezentu – i pilnowanie, żeby mi się palec nie opsnął i żebym nie zamieściła POUFNYCH DANYCH w wątku obok, z Moniką na liście. I oczywiście NIC, ani ŚLAD się nie może pojawić na blogu, bo ta cholera przeczyta i zaraz się wszystkiego domyśli (a i tak były co najmniej dwie takie sytuacje kryzysowe). O, nie – jeśli jeszcze ktoś komuś planuje wyprawić przyjęcie – niespodziankę, to bardzo proszę – Z DALEKA ODE MNIE.

Inna sprawa, że ja bym N. zamordowała za taki numer, normalnie zabiła nożem – tym do filetowania (wzdłuż mostka do arterii i w wątrobę). Zresztą były głosy, że Monika przyjdzie, uda, że jej się podobało, a później wróci do domu i opierdoli męża od serca. TEGO SIĘ JUŻ PEWNIE NIE DOWIEMY NIGDY 🙂 Oficjalnie wykrzyknęła z ulgą, że to bardzo miło, że to my, bo wiedziała, że mąż coś knuje, ale była święcie przekonana, że chodzi o teściów. Na tym tle – w porównaniu z teściami – wypadłyśmy atrakcyjnie. Kiedy już napięcie zeszło, prezenty zostały wręczone (kupon na baleron) i butelki poszły w las, to zrobiło się bardzo miło (co nie zmienia faktu, że JA SIĘ DO TEGO NIE NADAJĘ). Pod drzwiami siedział jeden wicepremier i  chyba nie wiem, chciał zrobić striptiz albo wysmarować się tortem, ale nie został zaproszony. Więc sobie poszedł.

Powiadam wam – jeśli chcecie się na kimś zemścić, to każcie mu (lub jej) wyprawić w TAJEMNICY party niespodziankę z układaniem menu włącznie. I konspiracyjnym przywożeniem tortu (pysznego zresztą, z niesłodkim kremem).

A najlepsze, jak przed imprezą uczesałam się w kok na pączka i jak Szczypawka mnie zobaczyła, to nie mogła się przestać gapić na TO NA MOJEJ GŁOWIE. Chodziła krok w krok za mną, machała ogonem i chyba miała nadzieję, że to jakiś NOWY KUMPEL DO ZABAWY, siedzi mi na głowie ale zaraz zeskoczy i się będą ganiać. Czas obciąć włosy.

Uff.

 

One Reply to “O TYM, ŻE NARESZCIE”

  1. Jak na osobę, która “jeśli chodzi o konspirację, to jest z niej cienka jak dupa węża”, poradziłaś sobie zadziwiająco dobrze. ZA DOBRZE…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*