O NAJFAJNIEJSZYCH WALENTYNKACH W MOIM ŻYCIU EVER

 

Mogę się gdzieś zgłosić do konkursu „Najfajniejsze walentynki 2013”? Mogę, mogę?…

Zaczęło się normalnie: mąż w delegacji, więc ogarnęłam chałupę, załadowałam zmywarkę i się rozrywam – „Sześc stóp pod ziemią” (to jest genialny serial, najgenialniejszy, nigdzie nie ma takich akcji jak tam, na przykład kiedy Brenda na ciężkim kacu, z rozmazanym makijażem wpada spóźniona na swój wieczorek panieński, z roztargnionym wzrokiem opowiada przyszłej teściowej, że przez cała noc uprawiała seks z parą emerytów, którzy na dodatek mieli taki zabawny wibrator strzelający prądem, na co teściowa rzuca się jej na szyję z tekstem, że ją kocha za to, jaka jest otwarta i szczera). Zmywarka szumi.

Osiemnasta – zmywarka szumi.

Dziewiętnasta – zmywarka szumi z lekkim przechyłem w kierunku rzężenia.

Dwudziesta – zmywarka pojękuje.

Dwudziesta pierwsza – mąż nadal w delegacji, zmywarka wydaje odgłosy skopanego szczeniaczka. Postanowiłam do niej zajrzeć – bo co tak długo i dlaczego ona tak dziwnie jęczy.

TADAM! W zmywarce: białe, tłuste pomyje do kostek, lekko się przelewające przez klapę, oraz wszystkie, WSZYSTKIE naczynia i sztućce upieprzone w białym, tłustym osadzie. Analiza treści pozwoliła się domyśleć nalepki ze słoika z ogórkami, przerobionej na pulpę. Walentynkowy wieczór spędziłam zatem: myjąc gary z tłustej białej papki, wyrywając zmywarce flaki, czyszcząc i przetykając odpływ (po łokcie w tłustych pomyjach). Wszystko to OCZYWIŚCIE po tym, jak wzięłam prysznic i zrobiłam sobie manicure. Mąż wrócił z delegacji, jak już pomyte gary pochowane były po szafkach, a zmywarka radośnie szumiała, odetkana i sprawniutka, robiąc program z oczyszczaczem.

Weselej mieli chyba tylko ci z Czelabińska, co im meteoryty na łeb spadły. Choć u mnie tez było dość akustycznie, bo śnieg zjeżdżał z dachu i co chwilę mnie podrywał odgłos, jakby ktoś Hummerem wjechał w drzwi do garażu.

W dodatku jakiś kot nam leje w okolicach tarasu. Jak go złapię, będzie to ostatnie sikanie w jego życiu, uprzedzam lojalnie.

Jak on mnie dziś nie zabierze do klubu ze striptizem i bardzo, bardzo tłustym, smażonym, chrupiącym jedzeniem oraz winem w ramach odszkodowania za wczoraj, TO JA NIE WIEM. Obrażę się chyba albo wstrzymam powietrze.

 

0 Replies to “O NAJFAJNIEJSZYCH WALENTYNKACH W MOIM ŻYCIU EVER”

  1. widze,ze jestes fanka seriali:) dzis czytam twojego bloga,bardzo dobrze sie przy tym bawiac i widze ,ze masz duze poczucie humoru, wiec chce Ci powiedziec -nie ma lepszego serialu od” office”wersja amerykanska ,nie angielska, prosze obejrzyj -dziekowac bedziesz pozniej .poczytaj jak chcesz to juz kultowe dzielo-nie ma za co:)

  2. Wszystkie wyżej opisane atrakcje – i zmywarka (bardzo to obrazowo opisałaś, rzeczywiście wyjątkowo paskudne są efekty jej nagłej niemocy w trakcie pracy), i śnieg z dachu, i lejące po kątach koty (bardziej kocury chyba, mam wrażenie) też mię latoś nawiedziły i za jakieś antidotum skuteczne byłabym wdzięczna niezmiernie (żeby tam zaraz łapać to taka wyrywna nie jestem), bo rewelacji przywołanych w linku poniżej zwyczajnie komentować mi się nie chce.

  3. szacunek za walentynkowy serwis zmywarki…. ja mam piec olejowy do przeglądu i konserwacji… może się skusisz np. w Wielką Niedzielę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*