Całkiem byłby dzień. Tylko te włosy (tak, oczywiście, że miałam spotkanie, w dodatku z LUDŹMI). A tak to całkiem nawet nawet.
Empik mi sprowadził kalendarz z Vettriano – to szkocki malarz, który maluje ludzi ubranych w wieczorowe stroje na plaży. Kalendarz zaczyna się obrazem "Days of Wine and Roses" – takie dni są najlepsze.
I kupiłam banany Fyfesy – przypominam, że Lilka Pawlikowska jadła Fyfesy grubo przed wojną. Więc mowy nie było, żebym nie kupiła Fyfesów! Tym bardziej, że weszłam w posiadanie przepisu na bananowy chlebek dla abnegatów, który się robi jednym widelcem w cztery minuty:
– cztery banany rozdyźdać widelcem w misce (to jest najbardziej upierdliwa czynność – dyźdanie bananów, idzie tym szybciej, im dojrzalsze są banany);
– do rozdyźdanych do konsystencji błota bananów wlewamy 1/3 kubka stopionego masła i mieszamy (biorę na oko, no chyba nie ma czegoś takiego, jak ZA DUŻO MASŁA);
– błoto maślano – bananowe posypujemy 1 łyżeczką proszku do pieczenia i 1 kubkiem cukru (biorę brązowy, oczywiście – biały cukier z bananami to nieporozumienie, no i nigdy aż cały kubek, pół wystarczy), można dać kilka kropel esencji waniliowej i mieszamy;
– na koniec wsypujemy półtora kubka mąki, mieszamy, wlewamy do formy keksówki i do piecyka nagrzanego na 185 stopni na godzinę.
Nie ma się co nie udać, bo z założenia ma być lekko zakalcowate.
Ale włosy są już NAPRAWDĘ straszne. Danuśka przez Krzyżaków więziona mogła mieć na głowie coś podobnego po paru miesiącach w piwnicy.
i łeb nadal nieumyty???
Uuuuu… Sobota za nami, a tu cisza…
(to w sprawie włosów było of kors 😉 )
włosy to pozostałość po przodkach 😛 trzeba o nie dbac 😉
Barabarello pokażesz zdjęcie włosów? Może być po umyciu :))
[kod: qdkrw – świetnie się pokrywa z moim nastrojem]
Barbarello chyba nie zrobiłaś sobie tego zabiegu na prostowanie??? Trzeba się było najpierw zapytać… Nie chcę Cię martwić, ale efekt jest hm… powiem tylko, że po wywaleniu ogromnej ilości kasy na zabieg, plus dodakowo szampon do domu (bo zwyklym myć nie można) wytrzymałam miesiąć z takimi włosami – a o prostych marzyłam całe życie:) O cały miesiąc za długo.
Taaak, już pamiętam! Jak one fyfesy, to on fajfsy i na odwrót! Dzięki!
A w sklepie prosiłaś o Fyfesy czy o Fajfsy?
😉
Fyfesy to były właśnie banany, które siostry kupowały w sklepiku pewnego Żyda, który to Żyd miał żonę i bardzo dużo dzieci.
A gdyby nie włosy kobiety rządziłyby światem…
Dyźdanie bananów, (fyfesów?) – padłam! Przesmaczne;-)
Czy…jesteś już na etapie -‘kwiecie pachnie’?
Barbarelko, wprawdzie dopiero co skończyłam Marię i Magdalenę, ale skleroza konsumuje mój mózg. Przypomnij, co to były te fyfesy?
To niesprawiedliwe a nawet absurdalne. Ludzie o takiej inteligencji (a nawet kobiety ) nie powinni posiadaÄ czegos tak trywialnego i przyziemnego jak WLOSY. A tym bardziej udzielac temu tyle uwagi.
od godziny czytam Twojego bloga i muszę przyznać, że prawdopodobnie będzie to lekko nie na miejscu, ale zakochałam się w nim
Gwoli kronikarskiej scisłości – na wiezy. Po paru miesiącach prztrzymywania na wieży, na ktorej to, hej! lutenkę jej rozbili. Oraz wożenia w wiklinowej kolasce po całej Żmudzi.
Co za szczęście, że ja nie farbuję wlosów, przedkładając naturalną bylejakość nad wyszukane barwy i fasony :D!