Najpierw zmasakrowałam kurczaczka (takiego malutkiego, był zakurzony i chciałam go przepłukac w wodzie, niestety wyszedł z niego taki smutny frędzel, no longer kurczaczek any more).
Następnie odkryłam, że mrówki opierniczyły mi zeszłorocznego baranka.
Ale jak!
Czapki z głów!
Foliowe opakowanie nienaruszone, a ze środka zniknął baranek, pozostawiwszy jedynie obróżkę ze sznureczka. Nawet okruszki nie zostały.
Nastepnie dokonałam cudu zmartwychwstania.
Na moim własnym talerzu.
Znalazłam mianowicie w marynowanych grzybach robaczka… OJ WIELKIE MI CO, przeciez się nie wyrzuci całego słoika marynowanych grzybów z powodu jednego małego robaczka – pomyślałam dzielnie i wyciągnęłam robaczka z grzybów i położyłam sobie na talerzu, z zamiarem wywalenia go do zlewu. Poleżał chwilę, po czym dźgnęłam go widelcem.
A ON OŻYŁ.
JAK SŁOWO DAJĘ, zaczął wywijac odwłokiem, na co mam świadków!
Drżącymi rekami wywaliłam go do ogródka (gdzie, zgodnie z wizją szwagra, pełznął sobie z takim czerwonym świecącym okiem, a za nim centymetrowej szerokości ścieżka, na której siał POŻOGĘ I ZGLISZCZA).
Nawet mój mąz poczuł do mnie szacunek, w dodatku trochę się mnie boi – że jestem DWUBIEGUNOWA i jeśli jednym palcem PRZYWRACAM zycie, to drugim… wiadomo.
(Chyba wiecie co ma znaczenie? Ocet i metal! W ORYGINALNEJ historii tez była gabka z octem i włócznia. Może jak bym poeksperymentowała z większymi formami… na przykład, kot obgotowany w occie i metalowy pręt… hmmm)
No i tak.
Tylko od tego zmartwychwstawania strasznie mnie plecy bolą. Nie wiedziałam, ze to taki męczący proces. I to od małego robaczka! Może jednak się powstrzymam z tym kotem (babcie mnie wczoraj kazały wysmarowac MAŚCIĄ KOŃSKĄ – taką zieloną. Było świetnie. Całe ubranie mi się do pleców przykleiło i śmierdzi eukaliptusem).
Natomiast przepiękna pogode mielismy w te święta, nieprawdaż? Wybornie udała się synoptykom. Doprawdy.
właśnie, czy ktoś może pojechać “panią domu” i podać przepis na kurczaka? to znaczy na odkurzenie kurczaka, żeby z niego frędzla nie zrobić. z góry dziękuję za okazaną pomoc*.
___________________________
* powyższe zdanie możecie wykorzystać w swoich podaniach. raczej nie działa, ale dobrze brzmi.
Barbarello,
przeczytalam notke o dzumie butnej i poplakalam sie ze smiechu.
Przez kolejne dwa dni od odkrycia Twego bloga niemal caly czas wolny spedzalam czytajac Twoje archiwum i nadal placzac ze smiechu.
Spojrzmy prawdzie w oczy: masz fanke.
Pozdrawiam przedwiosennie:)
A Pani sprzatajaca byla, czy to tylko li i jednyie pomowienia 😉
ja bym się wysmarowała octem – widać nawet ozywia zmarłych robaczków 🙂
no wiesz, zamiast przeprowadzic z robalem jakis wywiad, o zyciu po zyciu, to Ty go tak puszczasz na ogrod bez zdania relacji
ee tam
z tym metalem i octem to krok za daleko.
Ale blues. :-))))
przeciw eksperymentom na kotach protestuję. do eksperymentów najlepsze są myszy. albo szczury.
Ty uważaj, bo jeszcze chwila i zanim się zaczniesz zbliżać do ludzi, będziesz musiała przechodzić przez bramkę do wykrywania metali 😉
i oczywiście wprowadzą ocet na kartki.
że nie wspomnę już o konsekwencjach typu powstanie setek nowych mistycznych ruchów, czczących zmartwychwstanie robaka.
a z Torunia Ojciec Dyrektor będzie Wam przesyłał pozdrowienia na antenie Radia Barbarella 😉