A moja wczorajsza kolacje opierniczyly mrowki.
Otwieram ci ja pudełeczko, w którym znajduje się pachnący, aromatyczny, meganiezdrowy, hipertłusty, a bardzo przeze mnie pożądany KURCZAK Z KFC, a tam…
RUCH, JAK NA MARSZAŁKOWSKIEJ, albo na Manhattanie, zgoła.
No zesz cholera jasna…
Bylam tak glodna i zdeterminowana, ze przez chwile rozważałam wariant „OTRZEPAC Z MROWEK I PODDAC OBRÓBCE TERMICZNEJ A NASTEPNIE ZJESC”, ale te cholery powłaziły w załomki i zakamarki mojej kochanej, przepysznej panieneczki, suki jedne. Musiałabym siedzieć nad każdym kawałkiem i wybierac je pincetą.
I pewnie by mi zdążyły na pozegnanie nasikac na panierke. Ze złośliwości.
Kurczaka się wyniosło do ogrodka – niech już go sobie zezrą, za moja krzywde – ale na sercu przybyly mi dwie głębokie szramy. Po jednej na każdy pikantny kawalek, którym zamierzałam się po chrześcijańsku pożywić.
Barb, co to dla harcerza. Pozywienie zamrowczone wklada sie do zamrazalnika na jakies pare minut. Wyjmujesz, wystukujesz martwe mrowki, potem podgrzewasz i zjadasz 😉
a gdzies tam gdzies to jeszcze bys musiala doplacic jak za dodatek 😉
No co ty, nie pamietasz?
Mrowka to bardzo czyste zwierze. Peknie, a kupy nie zrobi.