No i tak się w miarę trzymałam diety, bo jak człowiek zdołowany, to nie za bardzo ma się ochotę na kulinaria – no i niestety WTEM znalazłam paczkę zapomnianej słomki ptysiowej. No to już wiadomo, co było dalej. Słomki oczywiście już nie ma, Mangusta mi pomogła (uwielbia chrupać, jak pancia). Czyli teraz muszę zainwestować w żelki na figurę – bo odkryłam suplementy w żelkach. Nawet na uspokojenie są (misie na stres). To fajnie, bo większość suplementów jest w OHYDNYCH wielkich żelatynowych kapsułkach, których nie daję rady połknąć, przylepiają mi się do podniebienia albo stają w gardle, w dodatku śmierdzą – te niby wegańskie też śmierdzą – i na samą myśl, że mam je połknąć, dostaję odruchu wymiotnego. A taki żelek – bardzo proszę, zupełnie komfortowo mogę sobie pożuć.
Pozostając w temacie „śmierdzi” – N. kupił koc z alpaki. Po pierwsze jest OGROMNY, po drugie – Mangusta od razu go pokochała i nie chce z niego zejść, po trzecie – śmierdzi. Bardzo przepraszam wszystkie alpaki, które są niewątpliwie urocze, ale proces przetwarzania ich wełny przydałoby się jednak udoskonalić, ponieważ koc ma taki swojski zapach obsranej owczarni (wiem co mówię, w dzieciństwie spędzałam wakacje u tak zwanej gaździny w Poroninie i wygódka była przy owczarni, a zapachy się zapamiętuje na cale życie). No więc dajmy na to, że go upiorę – owszem, mogę, ale będzie to dość upiorny proces, bo można TYLKO RĘCZNIE w zimnej wodzie. I absolutnie nie wirować! No to przepraszam, ale trochę masakra, bo ten koc swoje waży w stanie suchym, a namoczony? I kto go wyciśnie? Tak właśnie wyglądają świetne pomysły FACETÓW – nie podobało mu się, że kupuję polarowe kocyki, bo to sztuczne i w ogóle DZIADOSTWO. To teraz będzie wyciskał swoje luksusowe wyroby z alpaki, bo ja tego nie udźwignę.
Natomiast wczoraj odkryłam, że rzucili nowy sezon Cormorana Strike’a! Na razie jeden odcinek, ale i tak miałam gulę w gardle ze wzruszenia. Ciekawa jestem, jak przenieśli na ekran „Serce jak smoła”, bo połowa książki to zapisy chatów – no, zobaczymy. Ale jeden odcinek? Jak człowiek kiedyś (w średniowieczu) mógł żyć z tym, że seriale po jednym odcinku na tydzień? W dodatku tylko określonego dnia o określonej godzinie – to prawie jak upuszczanie krwi i leczenie pijawkami. Co za barbarzyńskie czasy kiedyś były, dzisiejsza rozwydrzona młodzież nie ma pojęcia.
Dobra, idę wpłacić na serduszko – w tym roku chyba tylko przez internet, bo pogoda nie zachęca.