Dear Diary! W tym tygodniu miałam migrenę przez dwa dni. Ale jaką! Czapki z głów i buty z nóg, majtki też można z podziwu ściągnąć. O święta Rito – była wielka, ogromna i majestatyczna. Wydawało mi się, że zamiast łba mam na szyi ogromne akwarium, w dodatku nadtłuczone i wypełnione NITROGLICERYNĄ. Jak te ciężarówki w „Cenie strachu”. I jak tylko się za bardzo poruszę, potknę albo chociaż spojrzę w bok – to ten cały sagan pierdolnie tak, że zmiecie pół wsi i zostanie krater jak po meteorycie tunguskim. A niechby i pierdolnęło – myślałam nawet, bo tak mnie bolało że leciały mi łzy – ale co z psem? Ludzi to mi w ogóle nie szkoda, ale Szczypawki bardzo. I okolicznych w sumie też, miłe pyszczki, chociaż czasem rozdarte.
Niemniej jednak – nie pierdolnęło. Ale umęczyło mnie, jakbym przeszła przez wyżymaczkę. I jeszcze do dziś kątem oka widzę jakby aureolę z ptaszków Tweety, więc ruszam się dość ostrożnie. A w drugim dniu migreny wypełniałam deklarację (niestety, nie niepodległości) podatkową – no, ciekawe ile razy się rąbnęłam i czy mnie w końcu zamkną. Mogliby zamknąć, bo już nie mam siły na to wszystko.
Z wydarzeń kulturalno – oświatowych to jest nowy odcinek South Parku o tym, jak Harry i Megan chcą prywatności. W tym celu objeżdżają cały świat prywatnym samolotem i wszędzie wpychają się z transparentami „WE WANT PRIVACY”. Następnie wynajmują domek w South Parku, po czym Harry gra na trawniku na perkusji albo w polo, puszczają po nocach fajerwerki i drą japy przez megafony, że wszyscy mają szanować ich prywatność. Żyłka mi prawie pękła ze śmiechu, kiedy Prince Harry jeździł błękitnym penisem po oknie Kyle’a, bo ten grał w grę komputerową i nie zwracał na niego uwagi. Szkoda, że ostatnio chłopaki tak rzadko wypuszczają nowe odcinki (ale rozumiem ich).
A na HBO jest kanadyjski serial „Three Pines” i po trzech odcinkach stwierdzam – jest piękny. Chociaż smutny. Ale nie można się oderwać. Pojechałabym do Kanady (ale latem, kiedy nie ma śniegu).
PS. O rany, bo zapomniałam! Jak byliśmy w Alicante i zwiedzaliśmy zamek na wzgórzu – OCZYWIŚCIE, zostałam poproszona o zrobienie zdjęcia. Tym razem była to młoda dziewczyna, ale Azjatka – śliczna jak modelka. Ominęła całą grupę i podeszła do mnie – tym razem mam wielu świadków (i świadkiń).
To jest bardzo proste. Po prostu wyglądasz na osobę, której nie chciałoby się kraść i uciekać z telefonem czy aparatem.
zapraszam do Vancouver, snieg generalnie znajduje sie tam gdzie powinien czyli w gorach
Bardzo dobry serial, obejrzałam do końca i mam ogromna ochotę iść podpalać kościoły.
to nie wiem czy powinnam polecic w takim razie swietna ksiazke Joanny Gierak-Onoszko “27 śmierci Toby’ego Obeda”, bo moze zabraknac kosciolow…
No coś wisi w powietrzu, bo ja wczoraj też nadgryzłam “Little Pines” 🙂
Znaczy “Three Pines” 🙂
o tak, mnie w serialu kanadyjskim zachwyciło muzeum pamięci rdzennej ludności, obrazy, instalacje poza tym lubię takie tajemnice. Jeśli nie widziałaś polecam też Little Fires Everywhere(Małe ogniska).
no a South Park, wiadomo sztos ))))
O Three Pines możesz też poczytać – autorką serii jest Louise Penny (pierwsza część to zdaje się Martwa natura) – serial mi się bardzo podobał, ale książki bardziej 🙂
Pozdrawiam 🙂
Książki faktycznie świetne i bardzo w Twoim stylu. Niestety tylko trzy pierwsze są przetłumaczone.